-
- Nasze rekomendacje
-
-
UWAGA!
JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
[email protected]
PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
-
- Słup ogłoszeniowy
-
-
Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.
Benjamin Franklin
UWAGA!
KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!
Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
A oto wyniki
JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
moi biali kochankowie
-
- Posty: 953
- Rejestracja: 28 maja 2018, 13:09
moi biali kochankowie
To opowiadanie napisałam jesienią w 2016 roku, gdy redaktorem prozy na pewnym portalu literackim był tajemniczy R1.
„My próżni ludzie
My wypchani ludzie
Podpieramy się wzajem”
T.S. Eliot
PRACA
Różnie bywało u mnie z poszukiwaniem pracy. Po raz pierwszy zgłosiłam się do agencji reklamowej. Tak naprawdę chodziło tam o namawianie ludzi do zakupu różnych przedmiotów. Czysta akwizycja, której nie cierpiałam. Kierownik od razu wysłał nas w teren, ale zanim to zrobił w biurze zobaczyłam smutną minę sekretarki. Wyraz twarzy zdradzał znudzenie i pogardę dla przyszłych pracowników. Pamiętam, że nieładnie się ubrałam. Żółta bluzka na ramiączka zbyt kontrastowała z czarną spódnicą - która miała głębokie wcięcia po bokach. Może ubranie nie było złe, ale bardziej pasowało na dyskotekę, niż do pracy. Gdy biegałam po ulicach i zaczepiałam ludzi ( na tym miała polegać moja praca), powiedziałam kierownikowi, że za taką pracę bardzo dziękuję, nie będę na siłę wlepiała bzdety. Spojrzał na mnie zdziwiony i powiedział:
- W takim razie proponuję pani stanowisko w biurze, może być pani sekretarką.
I tutaj przypomniałam sobie znudzoną minę kobiety, która była sekretarką w firmie.
- O nie, dziękuję bardzo – powiedziałam. - Nie chcę.
Ciotka materialistka była oburzona:
- Jak mogłaś odmówić?! - krzyczała.
Dalej szukałam pracy, aż znalazłam ciekawe ogłoszenie: w Markach potrzebowali fakturzystki. Musiałam iść kawałek od przystanku do biura. Miałam na sobie elegancką, białą bluzkę i czarną spódnicę za kolana. Zaczął padać deszcz - na to nie byłam przygotowana.
- Cholera - pomyślałam.
Szef miał gdzieś koło pięćdziesiątki, opalony, dobrze zbudowany, przystojny.
Po krótkiej wstępnej rozmowie i przejrzeniu CV, powiedział:
- Mogę panią od jutra zatrudnić.
Moja mokra bluzka lepiła się do ciała, przez nią prześwitywały z zimna sterczące sutki. Oczy mężczyzny, błyszczące niczym u wilka nocą, wpatrzone były w moje piersi.
- Ty skurwielu - pomyślałam. - Ty sutki chcesz zatrudnić, nie mnie. I przed oczyma stanęła koleżanka, która niedawno straciła pracę. Szef wezwał ją do siebie i powiedział:
- Usiądź mi na kolana, chcę cię pocałować.
Koleżanka zaprotestowała, a mężczyzna na to:
- To spierdalaj!
"spierdalaj, spierdalaj, spierdalaj, spierdalaj"- odbiło się echem, gdy wychodziłam z biura.
Zadzwonił następnego dnia:
- Jak to? Nie jest pani zainteresowana? - wyczułam zdziwienie.
- Nie.
- Wie pani, mam dom w Australii, mógłbym panią urządzić.
„spierdalaj, spierdalaj” - uśmiechnęłam się.
***
W wakacje, tuż przed rozpoczęciem roku akademickiego, znalazłam pracę w Zakładzie Odnowy Biologicznej (opalanie, lifting, odchudzanie, ujędrnianie).
Praca nie należała do lekkich, spałam po kilka godzin, pięć może sześć najwyżej. Czyściłam solarium; zawzięcie wcierałam odchudzające kremy w tłuste i szczupłe ciała, potem owijałam to wszystko w folię i podłączałam do specjalnej aparatury; Ujędrniałam piersi kładąc na nie specjalne – podłączone do prądu– kwadratowe blaszki z gąbką moczoną w wodzie. Nie narzekałam, bo można było całkiem przyzwoicie zarobić.
W czasie pracy poznałam mężczyznę (przychodził na solarium) – znajomego ciotki materialistki. Była bardzo zadowolona, że zaczęłam się z nim spotykać. Daniel był człowiekiem zamożnym – zajmował się sprzedażą nieruchomości, oprócz tego posiadał kilka sklepów.
Na trzecim spotkaniu w kawiarni, powiedział:
– Wiesz, wydajesz się być szczerą dziewczyną i też chcę być szczery. Chcę ci coś powiedzieć. Hmm... za miesiąc się żenię, ale chciałbym mieć kochankę. Wynająłbym na Świętokrzyskiej mieszkanie dla ciebie... co ty na to?
– No... nie wiem – przygryzłam nieco dolną wargę, by zachęcić go do dalszych wywodów.
– Widzisz, moja dziewczyna wybitnie nadaje się na żonę. Jest z wykształcenia pielęgniarką, kocha porządek, ma zamiar otworzyć gabinet kosmetyczny, a ja potrzebuję kochanki, bo jedna kobieta to dla mnie za mało, chyba rozumiesz... Gdy zobaczył, że nic nie mówię, nabrał odwagi i kontynuował.
– A co ty na to, byśmy zrobili to we trójkę: ja ty i mój znajomy?
I tutaj mnie zaszokował, zamurował – jakby to powiedział Gombrowicz i nie wiem co jeszcze.
– Zastanowię się, okej? – odparłam spokojnie, jak tylko potrafiłam. W gruncie rzeczy w środku aż kipiałam, ale nie spuszczałam z niego wzroku, chciałam odegrać do końca dobrze rolę.
Po powrocie rzekłam:
– Ciociu, gdy się wyprowadzę, nie podawaj mojego numeru telefonu Danielowi, żadnych namiarów! Nie chcę mieć do czynienia z tym człowiekiem! Za miesiąc się żeni.
– Rozumiem – odparła ze smutkiem.
***
IKEBANY
Piotr był synem Toni. Opiekowałam się nią przez dwa lata - miała Alzheimera. W okruchach chleba, które rozdrabniała w chudych palcach na mniejsze, widziała wrogów. Mieszkała w bloku, na siódmym piętrze. Pewnego dnia powiedziała, spoglądając na okno:
- Widzisz, tam są schody, muszę iść.
Siłą ją powstrzymałam.
Po śmierci Toni, Piotr wprowadził się do jej mieszkania. Mieszkaliśmy razem.
Tłumaczył, że żona zła, uzależniona od matki, że gruba itd., itp. nie ma z nią dobrych relacji.
- Hitler udowodnił, że każdego można odchudzić - mówił do mnie.
Tonia była siostrą przyrodnią mojej babci, więc Piotr jakby nie było był moim wujkiem.
Wiedziałam, że mnie pożąda. Osiemnaście lat różnicy robiło swoje.
Piotr kiedyś był prokuratorem, ale szybko zmienił profesję i został radcą prawnym, miał dzięki temu większe zarobki. Pracował w Banku.
Mówił do mnie:
- Kupuj literaturę piękną, historia kłamie.
Radca prawny, piękny, przystojny brunet. Podobał mi się z wzajemnością. Gdyby nie pokrewieństwo, od razu bym się na niego rzuciła.
Robiłam mu pyszne obiadki, prasowałam koszule, których miał bardzo dużo, sprzątałam. Pasował mi ten układ. Bardzo pasował. Przypominał czasy, kiedy mama wyjeżdżała do sanatorium, a ja przejmowałam rolę gospodyni i opiekunki mojego tatusia. Opiekę nad kimś miałam chyba wypisaną na czole. Wieczorami długo rozmawiałam z Piotrem. Robiłam przepiękne bukiety w wydrążonym arbuzie, obok, na stole płonęły świece.
Mieszkanie było typowo peerelowskie - z jednego pokoju przechodziło się do drugiego, dopiero później był korytarz.
Pewnej nocy wstałam za potrzebą. Otworzyłam drzwi do jego pokoju, by pójść do łazienki.
- To ty? - spytał, zrywając się nagle z łóżka.
- Przepraszam, muszę siusiu - odparłam zawstydzona. Sytuacja była podobna do tej w filmie „ Kogel – mogel”, ale do zbliżenia nie doszło. Byłam twarda i konsekwentna.
Wiedziałam... Czekał na mnie. Długo czekał, ale... minęłam go zażenowana.
Następnego dnia, zdenerwowany, oświadczył, że wyprowadza się do żony.
W gruncie rzeczy cieszyłam się, że nie straciłam cnoty z własnym wujkiem.
Już nigdy więcej nie udało mi się zrobić tak pięknych bukietów w wydrążonym arbuzie.
Ciotka materialistka później powiedziała:
- Szkoda, że nie chciałaś zostać z Piotrem, z nim byś miała dobrze, zaopiekowałby się tobą.
- Znaczy... miałabym zostać kochanką, tak ? - spytałam.
- Tak.
Na języku poczułam gorycz. Od tamtej pory zaczęłam się brzydzić moją ciotką, wiele jej zawdzięczałam, ale nie rozumiałam ludzi, dla których najważniejsze były pieniądze.
O białych kochankach, ikebanach i Piotrze napisałam na pewnym portalu pisarskim. Pamiętam, że bardzo polubił moją prozę - tak ogólnie - jeden z redaktorów, tajemniczy R1, o którym wspomniałam na początku. Do tej pory nie wiem, kto to był.
R1 opublikował „ białych kochanków”, wyróżnił (ku oburzeniu oponentów) tę moją pisaninę i podpisał się:
....................
R1 w arbuzie
„My próżni ludzie
My wypchani ludzie
Podpieramy się wzajem”
T.S. Eliot
PRACA
Różnie bywało u mnie z poszukiwaniem pracy. Po raz pierwszy zgłosiłam się do agencji reklamowej. Tak naprawdę chodziło tam o namawianie ludzi do zakupu różnych przedmiotów. Czysta akwizycja, której nie cierpiałam. Kierownik od razu wysłał nas w teren, ale zanim to zrobił w biurze zobaczyłam smutną minę sekretarki. Wyraz twarzy zdradzał znudzenie i pogardę dla przyszłych pracowników. Pamiętam, że nieładnie się ubrałam. Żółta bluzka na ramiączka zbyt kontrastowała z czarną spódnicą - która miała głębokie wcięcia po bokach. Może ubranie nie było złe, ale bardziej pasowało na dyskotekę, niż do pracy. Gdy biegałam po ulicach i zaczepiałam ludzi ( na tym miała polegać moja praca), powiedziałam kierownikowi, że za taką pracę bardzo dziękuję, nie będę na siłę wlepiała bzdety. Spojrzał na mnie zdziwiony i powiedział:
- W takim razie proponuję pani stanowisko w biurze, może być pani sekretarką.
I tutaj przypomniałam sobie znudzoną minę kobiety, która była sekretarką w firmie.
- O nie, dziękuję bardzo – powiedziałam. - Nie chcę.
Ciotka materialistka była oburzona:
- Jak mogłaś odmówić?! - krzyczała.
Dalej szukałam pracy, aż znalazłam ciekawe ogłoszenie: w Markach potrzebowali fakturzystki. Musiałam iść kawałek od przystanku do biura. Miałam na sobie elegancką, białą bluzkę i czarną spódnicę za kolana. Zaczął padać deszcz - na to nie byłam przygotowana.
- Cholera - pomyślałam.
Szef miał gdzieś koło pięćdziesiątki, opalony, dobrze zbudowany, przystojny.
Po krótkiej wstępnej rozmowie i przejrzeniu CV, powiedział:
- Mogę panią od jutra zatrudnić.
Moja mokra bluzka lepiła się do ciała, przez nią prześwitywały z zimna sterczące sutki. Oczy mężczyzny, błyszczące niczym u wilka nocą, wpatrzone były w moje piersi.
- Ty skurwielu - pomyślałam. - Ty sutki chcesz zatrudnić, nie mnie. I przed oczyma stanęła koleżanka, która niedawno straciła pracę. Szef wezwał ją do siebie i powiedział:
- Usiądź mi na kolana, chcę cię pocałować.
Koleżanka zaprotestowała, a mężczyzna na to:
- To spierdalaj!
"spierdalaj, spierdalaj, spierdalaj, spierdalaj"- odbiło się echem, gdy wychodziłam z biura.
Zadzwonił następnego dnia:
- Jak to? Nie jest pani zainteresowana? - wyczułam zdziwienie.
- Nie.
- Wie pani, mam dom w Australii, mógłbym panią urządzić.
„spierdalaj, spierdalaj” - uśmiechnęłam się.
***
W wakacje, tuż przed rozpoczęciem roku akademickiego, znalazłam pracę w Zakładzie Odnowy Biologicznej (opalanie, lifting, odchudzanie, ujędrnianie).
Praca nie należała do lekkich, spałam po kilka godzin, pięć może sześć najwyżej. Czyściłam solarium; zawzięcie wcierałam odchudzające kremy w tłuste i szczupłe ciała, potem owijałam to wszystko w folię i podłączałam do specjalnej aparatury; Ujędrniałam piersi kładąc na nie specjalne – podłączone do prądu– kwadratowe blaszki z gąbką moczoną w wodzie. Nie narzekałam, bo można było całkiem przyzwoicie zarobić.
W czasie pracy poznałam mężczyznę (przychodził na solarium) – znajomego ciotki materialistki. Była bardzo zadowolona, że zaczęłam się z nim spotykać. Daniel był człowiekiem zamożnym – zajmował się sprzedażą nieruchomości, oprócz tego posiadał kilka sklepów.
Na trzecim spotkaniu w kawiarni, powiedział:
– Wiesz, wydajesz się być szczerą dziewczyną i też chcę być szczery. Chcę ci coś powiedzieć. Hmm... za miesiąc się żenię, ale chciałbym mieć kochankę. Wynająłbym na Świętokrzyskiej mieszkanie dla ciebie... co ty na to?
– No... nie wiem – przygryzłam nieco dolną wargę, by zachęcić go do dalszych wywodów.
– Widzisz, moja dziewczyna wybitnie nadaje się na żonę. Jest z wykształcenia pielęgniarką, kocha porządek, ma zamiar otworzyć gabinet kosmetyczny, a ja potrzebuję kochanki, bo jedna kobieta to dla mnie za mało, chyba rozumiesz... Gdy zobaczył, że nic nie mówię, nabrał odwagi i kontynuował.
– A co ty na to, byśmy zrobili to we trójkę: ja ty i mój znajomy?
I tutaj mnie zaszokował, zamurował – jakby to powiedział Gombrowicz i nie wiem co jeszcze.
– Zastanowię się, okej? – odparłam spokojnie, jak tylko potrafiłam. W gruncie rzeczy w środku aż kipiałam, ale nie spuszczałam z niego wzroku, chciałam odegrać do końca dobrze rolę.
Po powrocie rzekłam:
– Ciociu, gdy się wyprowadzę, nie podawaj mojego numeru telefonu Danielowi, żadnych namiarów! Nie chcę mieć do czynienia z tym człowiekiem! Za miesiąc się żeni.
– Rozumiem – odparła ze smutkiem.
***
IKEBANY
Piotr był synem Toni. Opiekowałam się nią przez dwa lata - miała Alzheimera. W okruchach chleba, które rozdrabniała w chudych palcach na mniejsze, widziała wrogów. Mieszkała w bloku, na siódmym piętrze. Pewnego dnia powiedziała, spoglądając na okno:
- Widzisz, tam są schody, muszę iść.
Siłą ją powstrzymałam.
Po śmierci Toni, Piotr wprowadził się do jej mieszkania. Mieszkaliśmy razem.
Tłumaczył, że żona zła, uzależniona od matki, że gruba itd., itp. nie ma z nią dobrych relacji.
- Hitler udowodnił, że każdego można odchudzić - mówił do mnie.
Tonia była siostrą przyrodnią mojej babci, więc Piotr jakby nie było był moim wujkiem.
Wiedziałam, że mnie pożąda. Osiemnaście lat różnicy robiło swoje.
Piotr kiedyś był prokuratorem, ale szybko zmienił profesję i został radcą prawnym, miał dzięki temu większe zarobki. Pracował w Banku.
Mówił do mnie:
- Kupuj literaturę piękną, historia kłamie.
Radca prawny, piękny, przystojny brunet. Podobał mi się z wzajemnością. Gdyby nie pokrewieństwo, od razu bym się na niego rzuciła.
Robiłam mu pyszne obiadki, prasowałam koszule, których miał bardzo dużo, sprzątałam. Pasował mi ten układ. Bardzo pasował. Przypominał czasy, kiedy mama wyjeżdżała do sanatorium, a ja przejmowałam rolę gospodyni i opiekunki mojego tatusia. Opiekę nad kimś miałam chyba wypisaną na czole. Wieczorami długo rozmawiałam z Piotrem. Robiłam przepiękne bukiety w wydrążonym arbuzie, obok, na stole płonęły świece.
Mieszkanie było typowo peerelowskie - z jednego pokoju przechodziło się do drugiego, dopiero później był korytarz.
Pewnej nocy wstałam za potrzebą. Otworzyłam drzwi do jego pokoju, by pójść do łazienki.
- To ty? - spytał, zrywając się nagle z łóżka.
- Przepraszam, muszę siusiu - odparłam zawstydzona. Sytuacja była podobna do tej w filmie „ Kogel – mogel”, ale do zbliżenia nie doszło. Byłam twarda i konsekwentna.
Wiedziałam... Czekał na mnie. Długo czekał, ale... minęłam go zażenowana.
Następnego dnia, zdenerwowany, oświadczył, że wyprowadza się do żony.
W gruncie rzeczy cieszyłam się, że nie straciłam cnoty z własnym wujkiem.
Już nigdy więcej nie udało mi się zrobić tak pięknych bukietów w wydrążonym arbuzie.
Ciotka materialistka później powiedziała:
- Szkoda, że nie chciałaś zostać z Piotrem, z nim byś miała dobrze, zaopiekowałby się tobą.
- Znaczy... miałabym zostać kochanką, tak ? - spytałam.
- Tak.
Na języku poczułam gorycz. Od tamtej pory zaczęłam się brzydzić moją ciotką, wiele jej zawdzięczałam, ale nie rozumiałam ludzi, dla których najważniejsze były pieniądze.
O białych kochankach, ikebanach i Piotrze napisałam na pewnym portalu pisarskim. Pamiętam, że bardzo polubił moją prozę - tak ogólnie - jeden z redaktorów, tajemniczy R1, o którym wspomniałam na początku. Do tej pory nie wiem, kto to był.
R1 opublikował „ białych kochanków”, wyróżnił (ku oburzeniu oponentów) tę moją pisaninę i podpisał się:
....................
R1 w arbuzie
- eka
- Posty: 18257
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
moi biali kochankowie

No nie, może być białe małżeństwo, ale kochanek zdecydowanie prowadzi do jednoznacznego desygnatu, Autorko.
Dobrze napisany kawałek, taki feministyczno-tradycyjny, odrzucający hipokryzję, akcentujący zasadę wyłączności i godności jako potrzebę numer 1 prawdziwej kobiety.
Btw, narzuca się wniosek, że bohaterka dzięki zakusom potencjalnych kochanków wciąż potwierdza swoją seksualną i wizerunkową atrakcyjność:)

- zdzichu
- Posty: 577
- Rejestracja: 06 lip 2013, 00:06
moi biali kochankowie
No... No co ja, ani biały, ani kochanek mam na to powiedzieć? Czytało się płynnie, nie wiem, na ile ze zrozumieniem, któż bowiem potrafi zrozumieć kobietę?
Zwłaszcza, jeśli ostatnią (poza szanowną małżonką) oglądał... zaraz, kiedy to?... Czyżby takiej daty już nie było w kalendarzu?
Dobra, zmusiła pani do refleksji. To najlepsza recenzja i przyznam, że dalbym wiele za podobne pod swoimi tekstami. I proszę tego nie odbierać jako próbę wymuszenia komentarza w odpowiedzi, to byłoby bez sensu.
Zwłaszcza, jeśli ostatnią (poza szanowną małżonką) oglądał... zaraz, kiedy to?... Czyżby takiej daty już nie było w kalendarzu?
Dobra, zmusiła pani do refleksji. To najlepsza recenzja i przyznam, że dalbym wiele za podobne pod swoimi tekstami. I proszę tego nie odbierać jako próbę wymuszenia komentarza w odpowiedzi, to byłoby bez sensu.
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie
-
- Posty: 953
- Rejestracja: 28 maja 2018, 13:09
moi biali kochankowie
Zdzichu, dziękuję bardzo.
-
- Posty: 3230
- Rejestracja: 28 wrz 2016, 12:02
moi biali kochankowie
Wolę to
https://www.youtube.com/watch?v=4Tamk0P-Sz8
Nie znaczy, że jest złe.
Autentyzm jest w tym przypadku wadą.
W dobie naprodukcji typu Z tycia wzięte. Trudne sprawy jest to zbyt paradokumentalne.
https://www.youtube.com/watch?v=4Tamk0P-Sz8
Nie znaczy, że jest złe.
Autentyzm jest w tym przypadku wadą.
W dobie naprodukcji typu Z tycia wzięte. Trudne sprawy jest to zbyt paradokumentalne.
Nie bój się snów, dzielić się tobą nie będę. - Eka
- Gorgiasz
- Posty: 1847
- Rejestracja: 16 kwie 2015, 14:51
moi biali kochankowie
Bardzo dobre. Szczere, naturalne, wręcz sprawozdawcze z echami reportażu.
Ech, to życie...
Ech, to życie...

-
- Posty: 953
- Rejestracja: 28 maja 2018, 13:09
moi biali kochankowie
Gorgiasz, niezmiernie dziękuję za opinię.
Pozdrawiam
Pozdrawiam
- Alicja Jonasz
- Posty: 1765
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
- Płeć:
moi biali kochankowie
Przeczytałam z uśmiechem. Wyróżnienia cieszą... czyż nie? Zastanawia tylko fakt, dlaczego o tym tutaj wspominasz. Czyżby tajemniczy R1 przeniósł się tutaj? Przejrzyj jeszcze tekst pod kątem: miejscami pojawia się spacja przed przecinkiem, kropką, itp. Pozdrawiam 

Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
-
- Posty: 953
- Rejestracja: 28 maja 2018, 13:09
moi biali kochankowie
Nie wiem kto to ten R1:) nie wiem czy jest tutaj na portalu, dziękuję za opinię 
