- Proszę przygotować bilety – w tramwaju rozległ się głośny baryton.
Dwóch mężczyzn: jeden wysoki, dosyć potężny, barczysty; drugi niższy, drobny zaczęli podchodzić do ludzi.
- Bilet, proszę – usłyszałam nad uchem.
Krew szybko odpłynęła mi z nóg, najpierw skumulowała w brzuchu, a potem zaległa na policzkach - dwie czerwone łaty, które widziałam oczami wyobraźni, nagle zaczęły mocno przypiekać, jakby wyssały całe ciepło z ciężkiego, grubego żelazka cioci Józi – dusza uciekła.
- Nie mam - odpowiedziałam.
- Robert – barczysty kiwnął głową do drobnego. – Popilnuj pani, ja pójdę dalej. Wysiądziemy na następnym przystanku, to porozmawiamy – zwrócił się zaraz do mnie.
- Proszę z nami – powiedział barczysty, gdy tramwaj się zatrzymał.
Wysiedliśmy. Robert stał z boku i niepewnie na mnie spoglądał - unikał kontaktu wzrokowego; barczysty wręcz przeciwnie. Chyba był „górą” - nie tylko w sensie fizycznym, choć tym ostatnim nawet mnie przeraził, tak potężnym okazał się mężczyzną - i zaraz przeszedł do meritum.
- Dlaczego pani jeździ bez biletu?
- Hm... widzi pan, jakby to powiedzieć. Nie miałam pieniędzy – powiedziałam ze skruszoną miną.
- To jak? Dogadamy się, czy woli pani pojechać z nami na Wilczą?
- Nie! Tylko nie Wilcza – pomyślałam przypominając sobie akcję z Makówką, gdy pewnego sobotniego wieczoru jechałyśmy na dyskotekę. Nie miała biletu i oczywiście starałam się ją bronić pomimo świadomości, że nie powinna się tak zachowywać, tym bardziej że nie należała do tych, które narzekają na brak pieniędzy. Straszaki z Wilczą były mi bardzo dobrze znane, więc teraz spytałam, udając zdezorientowaną.
- Co mam przez to rozumieć, panowie?
- Policja dobrze potrafi rozmawiać z takimi jak pani, no... chyba że... się dogadamy. Powiedzmy... dwie dychy i będzie po sprawie.
- Ale nie mam pieniędzy, naprawdę. Możemy za to pojechać do dziekanatu Akademii Medycznej i zaraz wszystko wyjaśnimy, panowie.
- Dlaczego do dziekanatu? Nie bardzo rozumiemy, o co chodzi? – spytał Robert.
- Bo widzicie, panowie. Otóż jestem córką pana dziekana, a właściwie Akademii Medycznej... i
- Córką pana dziekana? – barczysty przerwał mi szybko i z uśmiechem spojrzał na Roberta. – No, no... to poważna sprawa.
- Tak. Jestem studentką trzeciego roku pielęgniarstwa. Pan dziekan to mój tata. Jeśli chcecie panowie, to możemy tam zaraz do niego pojechać, wyjaśnimy sprawę i on zaraz da pieniążki.
- Córka pana dziekana?! No proszę – barczysty głośno się roześmiał.
- To nie jest śmieszne, panowie. Pan dziekan wie o co chodzi. Właśnie piszę pracę licencjacką na temat zaburzeń psychicznych, a dokładnie o udziale rodziny w prowokowaniu tychże zaburzeń.
- Tak? Interesujące, niech pani kontynuuje – barczysty podrapał się po nosie, a Robert jakby większej niepewności nabrał – przestał wodzić wokół wzrokiem i szybko spuścił głowę.
- Bo widzicie panowie, moja Mamusia była kiedyś pijana, ale już rozpoczęłam misję i wszystko idzie w dobrym kierunku.
- Nie bardzo rozumiemy – odezwał się nagle Robert.
- W pracy licencjackiej piszę o zaburzeniach i prowokacjach, prawda?
- Jasne.
- Otóż kiedyś był Matriks Akcja, panowie. Wówczas to strażnicy zrzucili koronę, a teraz mamy Matriks Reaktywację, rozumiecie?
- No niestety, może pani bardziej wyjaśnić, kto zrzucił koronę? Jak pani to powiedziała?
Teraz już maksymalnie się rozkręciłam, gdyż zaimponowało mi zainteresowanie barczystego, nawet wydał mi się nie tak potężnym, przynajmniej mniej przerażającym. Katarynka zaraz zaczęła nadawać przeciągłe i głośne tony. Z szybkością torpedy wypluwałam wszystkie myśli, jakie przewijały się przez głowę. To był prawdziwy wybuch.
- Jak to kto?! Strażnicy, panowie! Otóż w dawnych czasach, moja Mamusia miała zaburzenia psychiczne - była pijana, nie mogła się uśmiechać, kochać i wiele jeszcze nie mogła. Musiała być kurwą - szepnęłam do ucha barczystego, który szeroko otworzył oczy, a następnie dodałam głośniej. - Jednym słowem miała zaparcia w głowie i w tyłku.
Strażnicy krzyczeli: Upiła się! Ha! Ha! To pierdnijmy! I pierdzieli głośno, panowie, aż smród okropny się roznosił wokół. Cieszyli się, ale tak naprawdę byli w błędzie, bo Mamusia piła za prawdę. Niektórzy byli oporni na zjawisko habituacji - przyzwyczajenie i tych ostatnich strażnicy bardzo gnębili. Niszczyli wartościowych.
Gdy Mamusia była pijana, robili jej lewatywę, czystki od tyłu, rozumiecie panowie? Było tak duże przeczyszczenie, że w rezultacie nastąpiło wyniszczenie.
- Jacy strażnicy? Nadal nie rozumiem – wtrącił barczysty, a Robert podrapał się po głowie.
- O to chodzi panowie, że mamy do czynienia z dwoma rodzajami prowokacji. Po pierwsze w Matriksie Akcji występują fałszywe prowokacje - pilnują ich strażnicy, do których należą belzebuby, Judasze, Hitler, Stalin, getto and PRL i podobni. Belzebuby zabijali i zabierali kapcie, możecie pojechać do Oświęcimia, poodwiedzajcie różne zabytki. Matriks Akcja to martwa cisza i krąg. Tak naprawdę to była cisza, bo przy prowokacjach fałszywych mądrzy milczeli.
Ale są też prawdziwe prowokacje, które rodzą pokój i miłość. Mamusia była pijana za prawdę i Judasze się cieszyli. Teraz Mamusia nie ma zaparć i króluje z armią wiernych wojowników – Judymów i Nightingale. Ja jestem wojowniczką Matriksa Reaktywacji, rozumiecie, panowie?
- Tak – powiedział barczysty. – Może... nie będziemy już jechać do pana dziekana. Wszystko jasne. Podwieziemy panią, bo nie można tak bez biletu. Gdzie pani chce wysiąść?
- Na Reymonta, panowie – uśmiechnęłam się.
Znowu byłam księżniczką. Z orszakiem wiernych sług - kanarków bezpiecznie dotarłam do końca podróży.
- Tylko niech pani kupi wreszcie bilet i dokończy tę pracę licencjacką - powiedział barczysty, uśmiechając się, gdy już miałam wysiadać.
- Oczywiście. Dziękuję panowie.
- Dokończę – myślałam później na przystanku, machając im ręką.
-
- Nasze rekomendacje
-
-
UWAGA!
JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
[email protected]
PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
-
- Słup ogłoszeniowy
-
-
Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.
Benjamin Franklin
UWAGA!
KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!
Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
A oto wyniki
JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
kanarki
-
- Posty: 953
- Rejestracja: 28 maja 2018, 13:09
kanarki
Nie nie jedyny Eko, dziękuję, myślałam, że zobaczysz drugie dno...
- Gorgiasz
- Posty: 1847
- Rejestracja: 16 kwie 2015, 14:51
kanarki
Ciekawy tekst, nieco surrealistyczny.
Rola i zachowanie Roberta nie są wyjaśnione i budzą wątpliwości. Niby statysta ale jego relacja względem bohaterki nie jest nijaka.
Bohaterka tekstu sama odegrała swoistą prowokację, zachowując się w sposób niestandardowy, czym wytrąciła kanarów z ich szablonowego myślenia i w konsekwencji działania. Taki sposób obrony przed zagrożenie ze strony napastnika (bo kanar jest rodzajem napastnika) opisał Vadim Zeland w swoim Transerfingu.
I zbyt często używasz „barczysty”. Należałoby znaleźć jakiś zamiennik, może w nawiązaniu do bieżącej sytuacji.
Rola i zachowanie Roberta nie są wyjaśnione i budzą wątpliwości. Niby statysta ale jego relacja względem bohaterki nie jest nijaka.
Bohaterka tekstu sama odegrała swoistą prowokację, zachowując się w sposób niestandardowy, czym wytrąciła kanarów z ich szablonowego myślenia i w konsekwencji działania. Taki sposób obrony przed zagrożenie ze strony napastnika (bo kanar jest rodzajem napastnika) opisał Vadim Zeland w swoim Transerfingu.
- Proszę przygotować bilety. – W tramwaju rozległ się głośny baryton.- Proszę przygotować bilety – w tramwaju rozległ się głośny baryton.
- Robert. – Barczysty kiwnął głową do drobnego.- Robert – barczysty kiwnął głową do drobnego.
Tylko nie Wilcza – pomyślałam, przypominając sobie akcję z Makówką, gdy pewnego sobotniego wieczoru jechałyśmy na dyskotekę.Tylko nie Wilcza – pomyślałam przypominając sobie akcję z Makówką, gdy pewnego sobotniego wieczoru jechałyśmy na dyskotekę.
O ile wiem, kanary sami spisują na miejscu; policję mogą wzywać wtedy, gdy delikwent nie chce się wylegitymować.- Policja dobrze potrafi rozmawiać z takimi jak pani,
- Córką pana dziekana? – Barczysty przerwał mi szybko i z uśmiechem spojrzał na Roberta.- Córką pana dziekana? – barczysty przerwał mi szybko i z uśmiechem spojrzał na Roberta.
Powtórzone „zaraz”.Jeśli chcecie panowie, to możemy tam zaraz do niego pojechać, wyjaśnimy sprawę i on zaraz da pieniążki.
I zbyt często używasz „barczysty”. Należałoby znaleźć jakiś zamiennik, może w nawiązaniu do bieżącej sytuacji.
No proszę. – Barczysty głośno się roześmiał.No proszę – barczysty głośno się roześmiał.
Pan dziekan wie, o co chodzi.Pan dziekan wie o co chodzi.
- Tak? Interesujące, niech pani kontynuuje. – Barczysty podrapał się po nosie,- Tak? Interesujące, niech pani kontynuuje – barczysty podrapał się po nosie,
Formalnie, to Belzebub jest imieniem własnym, należałoby napisać dużą literą. Aczkolwiek tu jest uogólnienie w liczbie mnogiej, więc do końca przekonany nie jestem. Ale dalej Judasze dałaś dużą, więc należałoby konsekwentnie.do których należą belzebuby,
Coś nie tak: Judymów mamy liczba mnoga, a Nightingale (ang. słowik) – pojedyncza. Trochę koliduje. W tym wypadku poszedłbym w stronę spolszczenia, uwzględniając charakter tekstu, sądzę, że nie będzie razić i napisałbym Nightingeli.Judymów i Nightingale.
„powiedział” było przed chwilą. Łatwo znaleźć inne określenie.- Tylko niech pani kupi wreszcie bilet i dokończy tę pracę licencjacką - powiedział barczysty,
-
- Posty: 953
- Rejestracja: 28 maja 2018, 13:09
kanarki
Gorgiaszu, bardzo, bardzo ci dziękuję. W wolnej chwili przysiądę i naniosę poprawki. jestem Ci niezmiernie wdzięczna.
-
- Posty: 554
- Rejestracja: 28 lis 2016, 22:03
kanarki
Spora doza abstrakcji, jednak wywołało uśmiech.
Dla mnie wartością było uczłowieczenie kanarów
Dla mnie wartością było uczłowieczenie kanarów
