Przebywając całymi dniami (no, bo tak mi się życie potoczyło) pośród dzieł sztuki, niejednokrotnie miałam okazję obserwować reakcje zwiedzających; na całość, albo na konkretny eksponat, ale także moje, własne odczucia, co ciekawe zmieniające się pod wpływem wielu warunków; upływu czasu, samopoczucia, nastroju, pory roku itp. I to właśnie mnie uderzyło. Mój odbiór ewoluował. Oczywiście, można to wytłumaczyć zwiększającym się z wiekiem (co naturalne) doświadczeniem, wiedzą, pogłębioną refleksją, bo przecież indywidualny bagaż przeżyć poszerza horyzonty - nam wszystkim.
Jeszcze pamiętam, jak złościłam się na lekcjach polskiego, kiedy interpretacja wiersza musiała odpowiadać jakimś wskazówkom zawartym w programie nauczania. Nie lubiłam tego, bowiem kompletnie podcinano mi skrzydła. Może i wybór zawodu był czymś w rodzaju mojej niezgody na takie praktyki.
Chciałam sama i od siebie.
Tak, masz rację, to dekadentyzm uczynił z Salome kobietę fatalną. Chociaż była i inna Salome - żona Zebedeusza, matka apostoła Jana i Jakuba Starszego – ta, ogłoszona świętą. Dla przeciwwagi? Ta Salome odgrywała dużą rolę u boku Jezusa, wspominana jest w Nowym Testamencie; była przy ukrzyżowaniu, i jako jedna z trzech kobiet była także świadkiem zmartwychwstania. To była mocna ambitna kobieta, która nie wahała się żądać od Chrystusa zaszczytów w królestwie niebieskim dla swoich synów.
O ile dobrze pamiętam, imię Salome wywodzi się z hebrajskiego - shalom – pokój.
I te dwie Salome żyły, mniej więcej, w tym samym czasie.
A Salome z tego pięknego fresku? Dobrze, że dodałaś link do fotografii. Każdy może odczytać to co widzi, lub chce widzieć. Dla mnie artysta uchwycił moment, kiedy młoda dziewczyna, zmęczona, ale i bardzo zadowolona ze swojego, brawurowo wykonanego tańca, gasi swoją radość, bo nagle dochodzi do niej, do czego to erotyczne zapamiętanie w wirowaniu doprowadziło. To moment szczególny. Nie, nie ma już odwrotu, za chwilę przyniosą jej tacę i będzie musiała spojrzeć w oczy Jana Chrzciciela. Może nawet nie chce tego robić, ale będzie musiała, aby jej taniec nie stracił sensu oraz ważności. Pomimo zachwytów sali pełnej widzów, prawdopodobnie burzy oklasków i aplauzu, jest sama. Całkiem sama. I zmierzy się z tym, co nadchodzi, już nawet przeczuwa, że nadciąga nierozsuwalna kurtyna smutku – smutku Salome.
Aretino zachwycił mnie swoją kreską. Ten łuk szyi przechodzący w plecy. Oczu oderwać nie można! A cień gasnącego (wg mnie), a rodzącego się (wg Ewy) półuśmiechu? Ciekawe, czy przypadkiem nie widział go Leonardo da Vinci?
Ot, takie rozmyślania kustoszki po godzinach, lub jak to ładnie gdzie indziej określono - „Ekfraza z nadgodzin kustoszki”.
Ewo, bardzo dziękuję za ciekawą, pouczającą rozmowę i Twoje odczytanie tego drobiazgu.
Serdeczności

L