• Nasze rekomendacje
  •  
    UWAGA!
    JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
    [email protected]
    PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
     
  • Słup ogłoszeniowy
  •  
    Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
    Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.

    Benjamin Franklin

    UWAGA!
    KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!

    Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
    A oto wyniki



    JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
     

O kapliczce nadrzewnej w Czempiszu

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1765
Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
Płeć:

O kapliczce nadrzewnej w Czempiszu

#1 Post autor: Alicja Jonasz » 31 sty 2025, 15:14

pamięci Wojciecha Biernata zamordowanego w czasie wojny przez niemieckiego żandarma

Czart Olbina lubił szwendać się po puszczy i słuchać śpiewu ptaków, które zwykły dawać najpiękniejszy koncert o poranku tudzież o zmierzchu, kiedy słońce nisko nad horyzontem, a krople rosy przyjemnie łechcą w stopy. Czasem kładł się na omszonym pniu zwalonej przez wiatr wierzby i przymknąwszy ślepia, z lubością delektował się odgłosami lasu.
— A to ci muzyka! Delicje dla uszu!— cmokał zadowolony, jakby smakował poziomki wygrzane w letnim słońcu, pachnące i słodkie.
Musisz wiedzieć, drogi czytelniku, że dla naszego wisusa słuchanie dźwięków puszczy równe było smakowaniu najwykwintniejszych potraw. Niosło tę samą przyjemność, miłe rozleniwienie i nutkę czegoś, czego nie mógł rozeznać, a co delikatnie kąsało go w piersi, nie raz nie dwa wyciskając łezkę.
— Ohooo, to dzięcioł stuka w pień sosny! Najprzedniejszy z niego kowal w puszczy! Tam znowuż sójka udaje jastrzębia! A to ci przechera! I dobrze, niech kuna trzyma się z daleka od jej gniazda! — chichotał, trafnie odgadując dochodzące doń odgłosy. — A kto tak pogwizduje? Aaaaa, to kos! Tego flecistę rozpoznam zawżdy! Nudzić się przy nim nie sposób! A to? Tak, to rudzik! Pewnie przeszukuje liście w poszukiwaniu dżdżownic…
Mógłby tak leżeć i słuchać ptasich treli przez całe popołudnie albo i dłużej, gdyby nie huk wystrzału, który rozbrzmiał w puszczy tak niespodzianie, iż ptaki, zdjęte nagłą trwogą, umilkły, a on, wyrwany z błogiego letargu, podskoczył i sturlał się z pnia między leśne maliny.
— Auć… Auć… — jęknął z cicha i zaczął szamotać się w kolczastych pędach niby zając w sidłach.
Czuł wściekłość, lecz czym mocniej ją okazywał, tym boleśniej ostre ciernie malin przypominały mu, by ją okiełznał. Dlatego też szybko stłamsił w sobie gniew i wyswobodziwszy się powoli z niespodziewanych więzów, począł rozglądać się i wsłuchiwać w puszczę. Wokół panowała cisza. Nie zakwilił ani jeden ptak, choć jeszcze przed chwilą cały las rozbrzmiewał ich cudownym śpiewem, nie zabrzęczał ani jeden owad, a przecież brzęczały zawżdy o tej porze. Wiatr ucichł w gałęziach drzew, zwierzęta zaś widać umknęły głęboko w knieję, gdyż nie doszedł go najmniejszy ich ruch czy szelest.
— Musiało stać się coś złego… — szepnął ze zgrozą i nie zwlekając, pognał co sił w kulasach w stronę, skąd rozległ się odgłos wystrzału, który był wypłoszył wszystką zwierzynę i ptactwo, a jego wpędził w bolesne tarapaty.
Jedyną istotą, która mogła wywołać to zamieszanie, był człowiek. On jeden od wieków siał w puszczy zamęt z taką łatwością, iż żaden czart z piekła rodem nie był mocen go prześcignąć w tym dziele. On jeden z dnia na dzień pogrążał świat w coraz większej ciemności, odbierając innym stworzeniom nadzieję. Nasz czarcik, chociaż niejedno już widział w swym długim żywocie, wciąż nie mógł się nadziwić, ile skrajności może się pomieścić w jednym człowieku – nieprzebrane pokłady dobra i tyleż samo zła.
Tym razem zło przeważyło szalę i zatriumfowało!
Gdy wybiegł na drogę, którą znał z częstych wypraw do Dzięciołów i Czempisza, o mało co nie zderzył się z żandarmem jadącym na rowerze. Rower skrzypiał żałośnie pod ciężarem Niemca, który mocno podchmielony, klął siarczyście, próbując zawiesić na ramieniu karabin. Nawet nie spostrzegł diablika, który niby spłoszony zając czmychnął mu spod koła w krzaki.
— Uffff, ledwiem umknął… — sapnął czart i na powrót wylazł na drogę.
Znał niemiecki mundur aż za dobrze! Nieraz widział twarze wykrzywione na jego widok przerażeniem, nieraz słyszał zagniewane, pełne pogardy i okrucieństwa okrzyki ludzi w niego odzianych, towarzyszący mu złowróżbny szczęk broni, huk wystrzałów, błaganie kobiet o zmiłowanie, płacz niewinnych dziatek i chichot kostuchy, która krok w krok szła za nim. Ooo, krawiec, który go skroił i uszył, musiał mieć złe serce ze wszech miar!
Tymczasem skrzypienie roweru ucichło. Żandarm znikł w szarudze zbliżającego się wieczoru. Dopiero wtenczas czart zobaczył leżącego nieopodal człowieka, krwawy ślad na jego koszuli i włosy złocące się pośród leśnej ściółki. Właśnie dusza opuszczała jego ciało, lecz było widać, iż przychodzi jej to z trudem. Tak się z nim zrosła, tak doń przywiązała, że teraz biedaczka nie chciała się rozstać. Czarcik słyszał ciche słowa pożegnania co rusz przerywane ciężkim westchnieniem, widział łzy płynące z zaczerwienionych oczu, bladą, mizerną twarz, na której malowało się bezgraniczne cierpienie, i miał ochotę sam zapłakać.
— Duszyczko, czas ci ruszać w drogę… — szepnął z rozrzewnieniem. — Nie ma co tutaj na próżno siedzieć! W niebie już na ciebie czekają…
Jej jednak niespieszno było w zaświaty. Wszak nie ostygły jeszcze ramiona, którymi zwykła przytulać innych. Wiatr nadal przeczesywał włosy złocące się wśród krzewinek jagodzin i przegniłych liści. Ciągle czuła w nich dotyk kobiecych dłoni i delikatną woń mydła. W siwych oczach, którymi od narodzin patrzyła na świat, wciąż przeglądały się korony drzew i szarość nieba, a w krwi płynącej z rany wyrwanej przez kulę nieustannie tliła się miłość. Jakżeż porzucić to wszystko, co takie bliskie i pójść w nieznane?
Czarcik wiedział, iż czasem niektóre dusze, szczególnie te, które w swej doczesnej powłoce kochały żarliwie, nim udadzą się w zaświaty, potrzebują jeszcze raz przemierzyć swą ziemską ścieżkę, począwszy od narodzin aż po kres życia, dlatego też nie nalegał więcej, jeno rzekł:
— Wiem, że ci ciężko, duszyczko… Mnie samemu niełacno by było porzucić tę puszczę. Wszak żyję tutaj od wieków! Zostań, ile trzeba, a ja zostanę z tobą krzynkę, abyś nie czuła się samotna w smutku.
Zrobił jak obiecał. Usiadł na mchu wśród jagodzin i zapatrzył się w siwe niebo, na którym o tej porze wisiało kilka szaroburych chmurek. Musiało mu się przysnąć, albowiem to, co przeżył, możliwe jest jeno w snach, nigdzie indziej. Najsampierw usłyszał kwilenie dziecka i tęskną melodię piosenki, którą zwykły śpiewać matki nad kołyską. Potem ujrzał chłopca o płowej czuprynie biegnącego w podskokach polną drożyną. Ile w tym radości, wie tylko ten, kto choć raz tak beztrosko gonił przez pola i łąki! Obrazy, jeden za drugim, przemykały przed ślepiami czarta, jedne niby błyskawica, inne znowuż zostawały chwilę dłużej, poruszając najwrażliwsze struny. Nie zdążył jeszcze nasz wisus nacieszyć się widokiem dziecięcej beztroski, a już z niebytu wynurzały się inne obrazy. Kroczyły niczym panny radosne i smutne. Oto młodzian pochyla się nad mogiłą matki. Drżą mu ramiona, a płowy włos przysłania zapłakane oczy. Obraz się zmienia raz zarazem… Odchodzi smutek, pojawia się radość. Para zakochanych składa przed ołtarzem małżeńskie przyrzeczenie. Póki śmierć nas nie rozłączy – mówi z przejęciem młodzieniec o płowej czuprynie. Jego twarz promienieje, a siwe oczy z miłością patrzą na ukochaną kobietę. Ach, ile szczęścia w jego sercu, ile planów na przyszłość! Wtem wszystko czernieje. Z ciemności wydobywa się jeno huk wybuchów, ludzki płacz i chichot kostuchy, która w czas wojennej zawieruchy zbiera obfity plon. Niespodzianie z czerni wyłania się szary mundur. Czart rozpozna go wszędzie! Tak, to mundur niemieckiego żandarma, który o mało co nie rozjechał go na leśnej drodze! Ale cóż to? Zakłada mężczyźnie o płowej czuprynie kajdanki, popycha go wściekle, rozkazuje, aby biegł drogą przez las, sam wsiada na rower… Więzień rusza, biegnie, nie poddaje się, choć na stopach trepy, choć z każdym krokiem sił coraz mniej. Nagle potyka się i pada na ziemię… Wstawaj! – wrzeszczy żandarm w pijackiej malignie i kopie nieszczęśnika, szturcha lufą karabinu, która boleśnie wgryza się w pierś. Duszyczka kuli się w sercu biedaka. Niemiec rechocze z uciechy. I wtenczas rozlega się wystrzał, ten sam, który spłoszył ptactwo i zwierzynę! Ach, gdybyż można było cofnąć czas…
Czarcik wyrwał się z nagła ze snu. Wiedział już wszystko, bowiem dane mu było we śnie wraz z duszyczką przemierzyć jej ziemską drogę, począwszy od chwili narodzin aż po kres życia. W gniewie byłby pewnie pognał do Brzezin, gdzie wtenczas stacjonowała niemiecka żandarmeria, i wyrwał z oprawcy duszę, aby powlec ją na piekielne męki, gdyby nie widok duszyczki, która nie zwlekając już ani chwili, złożyła pocałunek na płowej czuprynie człowieka, z którym dzieliła dotąd los, i wśród radosnego śpiewu wzleciała ku niebu niby skowronek. Tam czekali już na nią anieli i św. Piotr. Widać pogodziła się z nieuniknionym. Czart zdążył jej tylko pomachać na pożegnanie i dał nura w krzaki, gdyż od strony Brzezin nadjeżdżali ludzie. Ciało zamordowanego złożyli na wozie i powiódłszy je do wsi, pochowali w poświęconej ziemi. A gdy to się stało, puszcza, ku uciesze diablika, na nowo rozbrzmiała ptasim śpiewem i brzęczeniem owadów.
W miejscu, gdzie owa tragedia się wydarzyła, powieszono na drzewie kapliczkę. Ludzie powiadają, że czasem o zmierzchu, kiedy ptaki śpiewają najpiękniej, można pod nią spotkać duszyczkę o płowej czuprynie. Prawda li to, czy zmyślenie? Jeden czart Olbina zaświadczyć może…

KONIEC
Ostatnio zmieniony 02 lut 2025, 14:15 przez Alicja Jonasz, łącznie zmieniany 8 razy.
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Awatar użytkownika
eka
Posty: 18257
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

O kapliczce przy drodze z Dzięciołów

#2 Post autor: eka » 01 lut 2025, 16:31

Chciałabym być Olbiną.
Szacun, 100/10!

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1765
Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
Płeć:

O kapliczce przy drodze z Dzięciołów

#3 Post autor: Alicja Jonasz » 01 lut 2025, 17:29

eko, dopisałam jeszcze fragment; historię Wojtka opowiedziała mi przyjaciółka; długo zastanawiałam się, czy wpleść tę historię z baśń o Olbinie; wciąż nie jestem pewna, czy dam radę...
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Awatar użytkownika
eka
Posty: 18257
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

O kapliczce nadrzewnej w Czempiszu

#4 Post autor: eka » 02 lut 2025, 12:37

Jeżeli czegoś mogłabym się "czepić", to rozmiaru przedśmiertnych wspomnień. Masz tu trzy obrazy. Co prawda w konsekwentnej klamrze przestrzenną (wydarzenia na ścieżce).
:myśli: no ale być może "przegląd życia" wybiera te najmocniej odciśnięte.

A w ogóle to bardzo piękną rolę pamiętnikarską wypełniasz: fakty i fikcje połączone w legendach. W etycznym podglebiu.
Szacun po raz kolejny.

:kofe:

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1765
Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
Płeć:

O kapliczce nadrzewnej w Czempiszu

#5 Post autor: Alicja Jonasz » 02 lut 2025, 12:43

eka pisze:
02 lut 2025, 12:37
Masz tu trzy obrazy.
właśnie z tym miałam problem :crach: ale jeszcze pomyślę, jak to rozwiązać... :myśli:

lubię, jak się czepiasz, eko :tan: potrzeba mi tego :kwiat:
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Awatar użytkownika
eka
Posty: 18257
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

O kapliczce nadrzewnej w Czempiszu

#6 Post autor: eka » 02 lut 2025, 12:46

Hm. Wystarczy, że Olbinie z jakiejś przyczyny mogły się ukazać się jedynie te.

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1765
Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
Płeć:

O kapliczce nadrzewnej w Czempiszu

#7 Post autor: Alicja Jonasz » 02 lut 2025, 12:49

eka pisze:
02 lut 2025, 12:46
Wystarczy, że Olbinie z jakiejś przyczyny mogły się ukazać się jedynie te.
pomedytuję nad tym fragmentem jeszcze, bo i mnie on nie do końca pasił :) :jez: :myśli: :myśli: :myśli: :myśli: :myśli:
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Awatar użytkownika
eka
Posty: 18257
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

O kapliczce nadrzewnej w Czempiszu

#8 Post autor: eka » 02 lut 2025, 12:55

:) W sumie nie musisz, ot, to tylko moje czepianie się mistrzyni.

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1765
Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
Płeć:

O kapliczce nadrzewnej w Czempiszu

#9 Post autor: Alicja Jonasz » 02 lut 2025, 14:20

eka pisze:
02 lut 2025, 12:55
W sumie nie musisz, ot, to tylko moje czepianie się mistrzyni.
a jednak spróbuję :smoker:
słowo stawia mi opór, a Ty mnie ochrzciłaś mistrzynią :) dziękuję za komplement i daję nura w krzaki :) tak zrobiłby zapewne czart Olbina :)
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Awatar użytkownika
eka
Posty: 18257
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

O kapliczce nadrzewnej w Czempiszu

#10 Post autor: eka » 05 lut 2025, 17:02

Może i w krzakach, ale tam "zobaczył" więcej :)

:kofe:

ODPOWIEDZ

Wróć do „ALICJA JONASZ”