"przez okno wiele razy
nie ja lecz ty
patrzyłeś w moim imieniu
szkoda że wtedy
wybrałem siebie"
Taki pisze C.S. w wierszu numer
5.
Próbuję też tak spoglądać podglądać przez okna Hotelu Mariańskiego Sikorskiego.
Świat w Hotelu należy do pogubionego, samotnego człowieka.
Nie wiem dlaczego staram się dostrzec inny świat.
Autor pisze: " w tym świecie łatwo zbłądzić trudno więc wrócić do siebie"
"Są miejsca w nim
nie nadające się do zamieszkania
i dziury w których
zaginąć można bez reszty"
Ja nie zaginęłam podczas lektury. Wręcz przeciwnie - poczułam przebudzenie.
Po pierwszym czytaniu Hotelu naszły mnie takie wrażenia czytelnicze. To chodzące koło - kręci się powoli; w środku ma mniejsze koła z zębami. Zęby się zazębiają podobnie jak pomieszczenia w hotelu. To mechanizm, który dobrze pracuje, ale jest słabo nasmarowany, jakby dopiero co ruszał i nie może się rozpędzić. Wszystko zależy od czytelnika ile smaru włoży, ile oliwy wetrze w te tryby.
Ten mechanizm potrzebuje smaru i jestem pewna, że jeszcze kiedyś może dziś pozwoli on na szybki odjazd. Szybki ale i głęboki.
Hotel jest tu przedstawiony jak dom. Teraz już się takich domów raczej nie buduje. Jest to stary dom. W nim się wszystko kręci wokół jak w niejednym domu. Zupełnie. A może jak w wierszu C. Sandburga w jego jednym z najpiękniejszych erotyków "W kręgu drzwi". Nie, chyba nie o taki krąg autorowi chodziło. Sikorski filozof nie nadużył tym razem w tym tomie filozofii- siostry poezji. Choć mamy też fragmenty, które mówią o filozofii.
Każdy ma swój dom. Jaki ty masz?- pyta Sikorski- zostawiając na końcu książki kilka pustych kartek. Tak jakby chciał powiedzieć "dokończ swój dom". Ale ten koniec nie ma końca. Jest na końcu zdjęcie znaku nieskończoności.
Można o domu w nieskończoność pisać.
Piętra w hotelu Cezarego Sikorskiego są interesujące: czasem mamy na nich kilku ciekawych ludzi. Czasem dochodzi do spotkania różnych gatunków literackich, a więc jest na tych piętrach różnorodność. Misz masz.
Identyfikuję się z tym tomem. Gdy czytałam kilka pierwszych wierszy, miałam wrażenie jakbym czytała o domu z czasów PRLu. Domu z oknami z małymi lufcikami. Wbrew pozorom to były dobre, stare przewiewne okna.
Tego domu się nie boję, mimo że może sprawiać wrażenie przytłaczającego, ale to tylko pozory. Nie boję jego wind, mimo że autor napisał o jednej, z której wychodzi wilk. Nie wiem...
może to sen albo każdy z nas ma, bądź miał w sobie w życiu nie raz wilka.
Zawsze podobały mi się oczy wilka. Błyszczące jak ogień z ogniska. I jego wycie pośród nocy przerażające. To zwierzę z pasją. Kazdy z nas ma w sobie podobne zwierzę.
Sikorski pozostawia czytelnikowi wiele otwartych drzwi. Hotel może być traktowany jako dom taki zewnętrzny, który każdy widzi, przechodzi obok i może wejść. Ale też taki wewnętrzny dom metaforyczny z oknami numerami pokoi nie zawsze dla każdego otwarty, niewidoczny. Wszystko zależy od właściciela takiego domu, co w nim się zadzieje i jakiego rodzaju dom wybierze. Co postawi na szali. Nie są to wynurzenia z szarej rzeczywistości. Operuje pięknym, poetyckim językiem, wznosi się ponad szarą rzeczywistość, przełamuje autor dosłowność i przeobraża bez problemu rzeczywistość w język poezji, dzięki wyobraźni. To jest sztuka, by nie pisać dosłownie, a przeoblekać. Dla mnie najpiękniejsze w tej książce jest to, że bohater podmiot liryczny tych wierszy, daje się podglądać, a jednocześnie jest ubrany.
Jak już wspomniałam ten Hotel przypomina mi mój rodzinny dom. Niestety.
Może kiedyś spotkam się w cztery oczy z bohaterem, a może już go odkryłam na konkretnym piętrze, w jednej z wind, której się nie boję. Być może zobaczyłam na jakimś stopniu, zeszłam z nim lub wchodziłam, czy też wchodzę.
Autor pisze do zwykłego czytelnika. Nie tworzy karkołomnych metafor, nie wulgaryzuje. A jednocześnie zaprasza delikatnie do świata poetyckich wzruszeń. Wiele się w nim dzieje, jest jak las z wilkami, który potrafi straszyć nocą, ale też jest dużo światła. To miejsce, w którym można odpocząć, zatem do tego odpoczynku zapraszam.
W wierszach podmiot u Cezarego Sikorskiego jest milczący - dookreśla go cisza. Czyżby to był jego pancerz? Ale przewija się też nieboszczyk - człowiek który umierał, bądź jest umarły. Na piętrze sto trzynastym znajduje się kasyno. Można wiele stracić i przegrać, jak to bywa w kasynie. I na tym piętrze również mamy zmarłego. Ale jest też na tym piętrze wilk i poezja z prozą się miesza. Tak. Życie zawsze można przegrać.
Ta książka to hotel-podróż, hotel- krzyż, hotel -pociąg z różnymi tunelami, hotel- WIEŻA BABEL!
Duża przestrzeń do interpretacji.
Co jest celem dla podmiotu? Spokój? Kim jestem w świecie??? To pytanie stawia sobie podmiot z książki Sikorskiego. Czy uda mu się osiągnąć taki stopień samookreślenia by osiągnąć spokój?
Każdy wiersz jest określony zamiast tytułu liczbą nieparzystą. Takie liczby nie dzielą się.
Są tam miejsca niepodzielne, bez wyjścia są tam sytuacje i pomieszczenia. Być może przez tę hermetyczność trudno wyjść, wyzwolić się. Czytelnik sam wyciąga wnioski na temat podmiotu. Tylko spokój może ocalić.
Rzadko się zdarza, by prawie wszystkie wiersze danego autora w danym tomiku, były tak doskonałe. To dobra książka, nawet bardzo. Ilustracji jest niewiele, przez co można bardzo skupić się na treści. Liczby nieparzyste w tytułach czyli pierwsze. A pomiędzy nimi parzyste, ale te występują już w umyśle czytelnika. Ciemność miesza się tutaj ze światłem, jak sacrum z profanum. Przewija się osoba umarłego i niewyraźne twarze. Czyżby bohaterem jednym z nich był po prostu trup?
Ta książka przypomina mi egzotyką, mrocznością, tajemnicą filmy D. Lyncha.
Ten tytuł Hotel Mariański.... jakby autor próbował do czytelnika powiedzieć: Spójrz na mój głeboki hotel. Tam w głębi na dnie, wewnątrz, tętni życie. I o co tutaj chodzi? Jakie życie? Jakie tętno? Zajrzyj w głąb siebie czytelniku- Sikorski nam to przede wszystkim chce powiedzieć. Wewnątrz, to jest sedno sprawy, sedno istnienia. Czy chcesz żyć pełnią autor pyta, czy wolisz pływać po powierzchni, żyć na pokaz? Życie na powierzchni może jest i lżejsze, łatwiej czasem oddychać, ale też można na takiej powierzchni szybko się pośliznąć.
Wybór należy zawsze do człowieka.
Człowiek od zarania dziejów zmaga się ze sobą, ale jest skazany na pełnię. I albo to zrozumie i przyjmie, albo nie.
To wszystko kosztuje; płacimy cenę za nasze hobby, pasje. Tracimy nierzadko zdrowie, ale to jednostki popychają do przodu machinę, jaką jest każde niemal państwo. Czy żyjesz by przeżyć, tzn. żyjesz na etapie, by tylko spać, jeść, wydalać, ubierać się? - zadaję sobie to pytanie po przeczytaniu wierszy C.S.
Czy żyję po to, by dokonać samookreślenia...
Jeszcze nie tak dawno mój kolega śmiał się ze mnie, że nigdy nie napiszę powieści. Ba, mało tego, podobno nigdy nie napiszę żadnej prozy. Nawet kilku zdań. I tu kolega z jednej strony miał rację, bo rzeczywiście nie czuję się powieściopisarką. Nigdy nie napiszę powieści, czuję się poetką, nawet felietonistką piszącą o wierszach.
Zawsze będę liryczna, nawet jeśli nie jeden raz nie chciałam być poetką.

Na końcu książki mamy niezapisane kartki z tytułami - cyframi nieparzystymi.
137., 139., 149., 151.
Tak. To są liczby z tych jaśniejszych pięter z książki. Proszę zwrócić uwagę na różnicę między tymi liczbami. A różnicą jest liczba dwa. 149 plus 2 równa się 151. I zważmy na znaczenie liczby dwa w Biblii.
Liczba dwa oznacza pomoc i wsparcie. Na dwóch kamiennych tablicach były zapisane przykazania. Oznacza ta liczba też wydarzenie, a dwóch świadków potrzebnych było, by uznać wydarzenie za prawdziwe. Jezus zawsze wysyłał dwóch uczniów, by jeden mógł liczyć na drugiego. Czy Cezary Sikorski chce nam przekazać pod postacią liczby dwa, że człowiek nie powinien być i nie jest samotny w tym świecie?

Sprawiła mi niesamowitą przyjemność lektura tej książki. Czuje się jak detektyw-tropiciel. Tropiciel znaczeń archetypów. Cudowna podróż.
Jakie cechy, co wyróżnia podmiot liryczny wierszy?
Przede wszystkim samoświadomość. Egoizm ważny w życiu człowieka w odpowiednich rozmiarach.
Świat o którym bohater opowiada to świat, w którym łatwo się pogubić. Człowiek zagubiony jest w tym świecie. I w hotelu przechodząc do kolejnych pomieszczeń, szuka tego odnalezienia, podpatrując innych. Obserwuje też siebie.
Autor pisze, że nie ma wskazówek jednak jak siebie odnaleźć i dobrego wyjścia też nie ma. Jest zawsze borykanie się ze sobą i z otoczeniem.
Ciemne miejsca, gdzie słabo się odnaleźć, słabo widać to liczby parzyste, położone niżej. W tej ciemnośći mimo że tam jest dużo nieznanych ludzi niewyraznych twarzy ludzi, którzy chodzą bez celu i bez sensu drugi człowiek się odnajduje. Odnajduje na dnie. Ale czy te liczby parzyste są w rzeczywistości takie ciemne, że na nic innego nie pozwalają jak błądzenie?
Hotel jest ogromny, daje człowiekowi wiele szans, ale człowiek nie umie z nich skorzystać i próbuje uciekać. Są to nieudane ucieczki, bo i tak wraca w to samo miejsce.
Peel z książki C.S. jest zagubiony i samotny. Ale czy do końca? Niestety dużo ludzi tak ma. Panuje brak porozumienia.
Co nam dają zostawione puste kartki na końcu książki? Z liczbami nieparzystymi? Ja sobie odpowiedziałam już po przeczytaniu tej książki. Pomiędzy liczbami nieparzystymi zobaczyłam liczbę dwa. Więc nadzieja nie gaśnie.