-
- Nasze rekomendacje
-
-
UWAGA!
JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
[email protected]
PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
-
- Słup ogłoszeniowy
-
-
Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.
Benjamin Franklin
UWAGA!
KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!
Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
A oto wyniki
JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
Baśń o płaczącej wierzbie
- Alicja Jonasz
- Posty: 1765
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
- Płeć:
Baśń o płaczącej wierzbie
fr.1
Drzewiej bywało, że kawaler, upatrzywszy pannę na żonę, posyłał w swaty do jej rodziców, a gdy ci na znak aprobaty ugościli dziewosłęba gorzałką, rychtował się do zrękowin, a potem do zaślubin i weseliska. Sama panna niewiele miała do powiedzenia, chyba że jej wybór zgodny był z wolą ojca i matki.
Hance nie brakowało niczego. Natura hojnie obdarzyła ją we wszelkie przymioty zdolne zawrócić w głowie niejednemu młodzianowi. Robotna była, pełna ikry, a urodna jak mało która we wsi. Jej oczy, błyszczące niby węgle, patrzyły śmiało i zadziornie spod długich rzęs. Włosy miała czarne, gęstą falą na ramiona opadające, cerę smagłą, kibić kształtną. Rzekłbyś, dziewucha jak malowanie! Do tego majętna! Nic więc dziwnego, że wielu zacnych kawalerów smaliło do Hanusi cholewki, wielu w skrytości serca do niej wzdychało, z miłości schło, w swaty planowało posyłać. Ona jednak, choć na Świętego Marcina wybiło jej dziewiętnaście wiosen, ani myślała o zamążpójściu.
Nie do zrękowin, nie do czepca ślubnego Hanusię ciągnęło. Co to to nie! Niespieszno jej było do małżeńskich powinności! Bywało, że po skończonej robocie, kiedy inne panny szły nad rzekę, by tam pod pozorem wicia wianków z ziół, na parobków oczyskami łypać i na tajemne schadzki wieczorne się z nimi umawiać, Hanusia, jakby na przekór, biegła między puszczańskie ostępy. Tam było jej najlepiej, pospołu z wiatrem szumiącym wśród koron drzew, pospołu z dzikim zwierzem, z dala od ludzkiej ciżby.
Jedno miejsce szczególnie sobie upodobała. Daremnie jednak szukałbyś dzisiaj pozostałości po nim wśród pól uprawnych pokrytych zbożem niby pszczele plastry miodem, wśród łąk pachnących zielem, upstrzonych rozmaitym kwieciem, brzęczących i barwnych, szerokim skrzydłem rozciągniętych po obu brzegach Prosny, wreszcie wśród ludzkich osad zasobnych we wszelakie wygody. Próżny byłby twój trud, drogi Czytelniku. Bezlitosny czas zatarł w pamięci pokoleń ślad po owym tajemniczym zakątku puszczy, pozostały jeno strzępy opowieści, lecz i te niczym nitki babiego lata na wietrze - ulotne...
Drzewiej bywało, że kawaler, upatrzywszy pannę na żonę, posyłał w swaty do jej rodziców, a gdy ci na znak aprobaty ugościli dziewosłęba gorzałką, rychtował się do zrękowin, a potem do zaślubin i weseliska. Sama panna niewiele miała do powiedzenia, chyba że jej wybór zgodny był z wolą ojca i matki.
Hance nie brakowało niczego. Natura hojnie obdarzyła ją we wszelkie przymioty zdolne zawrócić w głowie niejednemu młodzianowi. Robotna była, pełna ikry, a urodna jak mało która we wsi. Jej oczy, błyszczące niby węgle, patrzyły śmiało i zadziornie spod długich rzęs. Włosy miała czarne, gęstą falą na ramiona opadające, cerę smagłą, kibić kształtną. Rzekłbyś, dziewucha jak malowanie! Do tego majętna! Nic więc dziwnego, że wielu zacnych kawalerów smaliło do Hanusi cholewki, wielu w skrytości serca do niej wzdychało, z miłości schło, w swaty planowało posyłać. Ona jednak, choć na Świętego Marcina wybiło jej dziewiętnaście wiosen, ani myślała o zamążpójściu.
Nie do zrękowin, nie do czepca ślubnego Hanusię ciągnęło. Co to to nie! Niespieszno jej było do małżeńskich powinności! Bywało, że po skończonej robocie, kiedy inne panny szły nad rzekę, by tam pod pozorem wicia wianków z ziół, na parobków oczyskami łypać i na tajemne schadzki wieczorne się z nimi umawiać, Hanusia, jakby na przekór, biegła między puszczańskie ostępy. Tam było jej najlepiej, pospołu z wiatrem szumiącym wśród koron drzew, pospołu z dzikim zwierzem, z dala od ludzkiej ciżby.
Jedno miejsce szczególnie sobie upodobała. Daremnie jednak szukałbyś dzisiaj pozostałości po nim wśród pól uprawnych pokrytych zbożem niby pszczele plastry miodem, wśród łąk pachnących zielem, upstrzonych rozmaitym kwieciem, brzęczących i barwnych, szerokim skrzydłem rozciągniętych po obu brzegach Prosny, wreszcie wśród ludzkich osad zasobnych we wszelakie wygody. Próżny byłby twój trud, drogi Czytelniku. Bezlitosny czas zatarł w pamięci pokoleń ślad po owym tajemniczym zakątku puszczy, pozostały jeno strzępy opowieści, lecz i te niczym nitki babiego lata na wietrze - ulotne...
Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
- tabakiera
- Posty: 4997
- Rejestracja: 15 lip 2015, 20:48
- Płeć:
Baśń o płaczącej wierzbie
Mam chyba fazę na ekologię, bo tekst odbieram jako wołanie za dawnym borem i lasem, nad którym już nawet wierzba nie płaczem bo wycięta.
Język stylizowany na dawny i ta stylizacja bardzo staranna, gdybym nie wiedziała, pomyślałabym że to stara baśń.
Również obyczaje bardzo dawne, choć ja pamiętam czasy, gdy panna po przekroczeniu lat 25 wpadała w lekką panikę.
Stylizacja wprowadza w klimat, wymusza też skupienie, bo zawartych tu słów nikt nie używa w mowie współczesnej.
Język stylizowany na dawny i ta stylizacja bardzo staranna, gdybym nie wiedziała, pomyślałabym że to stara baśń.
Również obyczaje bardzo dawne, choć ja pamiętam czasy, gdy panna po przekroczeniu lat 25 wpadała w lekką panikę.

Stylizacja wprowadza w klimat, wymusza też skupienie, bo zawartych tu słów nikt nie używa w mowie współczesnej.
- Alicja Jonasz
- Posty: 1765
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
- Płeć:
Baśń o płaczącej wierzbie
Dziękuję, tabakiero, że przeczytałaś ten początkowy fragment. Mam nadzieję, że dane mi będzie tę baśń pociągnąć w podobnym stylu... Pozdrawiam 

Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
- eka
- Posty: 18259
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
Baśń o płaczącej wierzbie
W historii zapisują się zawsze nietypowe postacie, Hanuś, już widać, standardowa nie była.
Ostatni akapit... inwokacja z Tadka, ubogacona : )
Ostatni akapit... inwokacja z Tadka, ubogacona : )
- Alicja Jonasz
- Posty: 1765
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
- Płeć:
Baśń o płaczącej wierzbie
W żyłach mi płynie ta Inwokacja!
A wiesz, że to nie było "szpecjalnie"?
Pozdrowionka, eko 



Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
- eka
- Posty: 18259
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
Baśń o płaczącej wierzbie

Nic to... jedyna nasza epopeja zasługuje na byt podświadomy.
- Alicja Jonasz
- Posty: 1765
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
- Płeć:
Baśń o płaczącej wierzbie
fr.2
Dla ludzi puszcza była wtenczas niby noc ciemna, niezgłębiona, pełna tajemnic i nieczystych mocy. Zanurzyć się w jej bezkresnej otchłani dla wielu znaczyło przepaść bez wieści na leśnych bezdrożach albo po ocaleniu z łap złego zupełnie zatracić się w szaleństwie. Ów zakątek nadprośniańskiej kniei, o którym chcę ci opowiedzieć, nie był zwyczajny, aczkolwiek na pierwszy rzut oka takim się właśnie jawił. Rosły tam drzewa, jakich wiele w polskiej krainie: smukłe olchy sięgające swymi koronami nieba, jesion wyniosły, brzoza omszona o śnieżnobiałym pniu, strzeliste sosny i świerki, ogromne jodły oraz najrozmaitsze gatunki klonów i wierzb. Tu i ówdzie srebrzyły się pierzaste liście jarzębu.
Pośród owej przepysznej parady barw i kształtów niełatwo było wypatrzeć nędzną chatynkę skleconą z krzywych bali sosnowych o dachu utkanym dziurami niczym sito. Trzeba nie lada sokolich oczu, aby dojrzeć ów osobliwy pałac skryty w kępach bagiennych traw, ocieniony gąszczem liści i gałęzi niby jakowymś królewskim baldachimem.
Nie wiadomo, co przywiodło Hanusię na to pustkowie: czy kłęby dymu snujące się nad bagnem przesycone wonią suszonych grzybów i ziół, czy może czerwona poświata bijąca o zmroku z wnętrza chaty niczym ogień z rozwartej paszczy smoka. Na zawsze pozostanie tajemnicą, jakim sposobem istocie tak kruchej udało się odnaleźć bezpieczną ścieżkę wiodącą przez moczary pełne zdradzieckich pułapek, błędnych ogni gotowych zwieść każdego, kto nierozważnie zapędzi się w to leśne ustronie.
Jedni powiadają, że to Leszy, duch lasu, kierując się sobie tylko znanymi pobudkami, przywiódł naszą bohaterkę do chaty błotnej wiedźmy, inni znowu gadają, iż to sama szeptucha owładnięta zazdrością - wszak Hanusia najurodziwsza w okolicy - zwabiła ją na bagna, by czarami omamić i wydrzeć z dziewiczego ciała piękno. Jedno wiemy na pewno, odkąd Hanusia odwiedziła chałupę na moczarach, nie w smak już jej była obecność rówiennic, wieczorne schadzki nad rzeką ani rodzicielskie bajania o zamążpójściu.
Dla ludzi puszcza była wtenczas niby noc ciemna, niezgłębiona, pełna tajemnic i nieczystych mocy. Zanurzyć się w jej bezkresnej otchłani dla wielu znaczyło przepaść bez wieści na leśnych bezdrożach albo po ocaleniu z łap złego zupełnie zatracić się w szaleństwie. Ów zakątek nadprośniańskiej kniei, o którym chcę ci opowiedzieć, nie był zwyczajny, aczkolwiek na pierwszy rzut oka takim się właśnie jawił. Rosły tam drzewa, jakich wiele w polskiej krainie: smukłe olchy sięgające swymi koronami nieba, jesion wyniosły, brzoza omszona o śnieżnobiałym pniu, strzeliste sosny i świerki, ogromne jodły oraz najrozmaitsze gatunki klonów i wierzb. Tu i ówdzie srebrzyły się pierzaste liście jarzębu.
Pośród owej przepysznej parady barw i kształtów niełatwo było wypatrzeć nędzną chatynkę skleconą z krzywych bali sosnowych o dachu utkanym dziurami niczym sito. Trzeba nie lada sokolich oczu, aby dojrzeć ów osobliwy pałac skryty w kępach bagiennych traw, ocieniony gąszczem liści i gałęzi niby jakowymś królewskim baldachimem.
Nie wiadomo, co przywiodło Hanusię na to pustkowie: czy kłęby dymu snujące się nad bagnem przesycone wonią suszonych grzybów i ziół, czy może czerwona poświata bijąca o zmroku z wnętrza chaty niczym ogień z rozwartej paszczy smoka. Na zawsze pozostanie tajemnicą, jakim sposobem istocie tak kruchej udało się odnaleźć bezpieczną ścieżkę wiodącą przez moczary pełne zdradzieckich pułapek, błędnych ogni gotowych zwieść każdego, kto nierozważnie zapędzi się w to leśne ustronie.
Jedni powiadają, że to Leszy, duch lasu, kierując się sobie tylko znanymi pobudkami, przywiódł naszą bohaterkę do chaty błotnej wiedźmy, inni znowu gadają, iż to sama szeptucha owładnięta zazdrością - wszak Hanusia najurodziwsza w okolicy - zwabiła ją na bagna, by czarami omamić i wydrzeć z dziewiczego ciała piękno. Jedno wiemy na pewno, odkąd Hanusia odwiedziła chałupę na moczarach, nie w smak już jej była obecność rówiennic, wieczorne schadzki nad rzeką ani rodzicielskie bajania o zamążpójściu.
Ostatnio zmieniony 21 lis 2021, 14:49 przez Alicja Jonasz, łącznie zmieniany 6 razy.
Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
- Lucile
- Posty: 4855
- Rejestracja: 23 wrz 2014, 00:12
- Płeć:
Baśń o płaczącej wierzbie
Alicjo,
Twoje opowieści to najprawdziwszy balsam na rozdygotaną, podzieloną, niemalże przeoraną i niepewną codzienność. Czytając, czuję spokój i chęć udania się w stwarzaną przez Ciebie bajkową rzeczywistość. Taką interesującą i oczyszczającą podróż. W drugim fragmencie ładnie naszkicowałaś las; krajobraz, scenę, na której rozegra się akcja.
Czytam i czekam na kolejne odcinki.
Pozdrawiam, tym serdeczniej, że w tym szczególnym i podniosłym dla nas, Polaków, dniu.

Twoje opowieści to najprawdziwszy balsam na rozdygotaną, podzieloną, niemalże przeoraną i niepewną codzienność. Czytając, czuję spokój i chęć udania się w stwarzaną przez Ciebie bajkową rzeczywistość. Taką interesującą i oczyszczającą podróż. W drugim fragmencie ładnie naszkicowałaś las; krajobraz, scenę, na której rozegra się akcja.
Czytam i czekam na kolejne odcinki.
Pozdrawiam, tym serdeczniej, że w tym szczególnym i podniosłym dla nas, Polaków, dniu.


- Alicja Jonasz
- Posty: 1765
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
- Płeć:
Baśń o płaczącej wierzbie
Luci, dziękuję za motywujące słowa. Zaplanowałam, że napiszę cały cykl baśni i legend, a czy zrealizuję to postanowienie... nie wiem. Małymi krokami do celu!
Pozdrawiam serdecznie, Luci! 


Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
- eka
- Posty: 18259
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
Baśń o płaczącej wierzbie
No cóż, wzrosła podmiotowość Hanusi, może mieszkanka domu z bali na bagnach wyemancypowała ją? : )
Ciekawe, ciekawe...
Pisz proszę, czekam.

Ciekawe, ciekawe...
Pisz proszę, czekam.
