Wciąż możemy sobie pozwolić na rozbieganie.
Dzieci dorosły na tyle, że nie odbijają się już od ścian, więc każda próba przeniknięcia - zakańcza uśmiech. Zatacza coraz szersze kręgi po tafli pokoju, jakby rozsiadły się tam latające dywany i wyfrunęły, gniazdo zostawiając na naszych barkach. I kilka listków.
Wciąż możemy sobie pozwolić na bliskość, chociaż dotyk parzy jakby, nawet przez rękawiczki - zadowalamy się więc tymi połspojrzeniami, rzucanymi znad ramienia - przez ramię. Na szczęście.
Nie mamy początku, więc każdy koniec jest zadowalający. W stopniach zastygania jesteśmy warci więcej niż każdy z nich. Z osobna.
Razem tworzymy półpiruety i obracamy się wokół własnych osi, jakby przypadkiem zawadzając o każdy mebel i firanki - zerwane razem z karniszem.
I ta tafla wtedy zaczyna się skrzyć jeszcze bardziej i mocniej dokuczać. Tak, że staramy się siebie unikać jak ognia. I soli.
I w tym unikaniu zrastamy się z chlebem i szukamy powiązań między zdaniami, każde skojarzenie tłumacząc powstałym właśnie wierszem.
Omijamy krew i w tobie tylko znanym celu nikniemy w oczach, jak blask rozpadającej się gdzieś gwiazdy - między pierwszym kęsem a starszym znacznie bardziej zdeptaniem.
I to nie boli.
Fakt, kłuje nieco w oczy i sprawia, że zmieniają kolor - z zielonego na takie bardziej w stylu stawu, moczarów i wszelkiego rodzaju zła zalewającego naszą naturę. I ten fragment powiela wszystko, czego nienawidzę. I ciebie.
To sprawia, że wracam do punktu wyjścia, który z automatu niejako staje się nagle drzwiami do domu. Te drzwi są czerwone - brązową barwą drewna, czy wściekłej purpury, kiedy kamień uderza o nie raz po raz, zwiększając rozmiary i nie mogąc znaleźć okna. To samonaprowadzanie i tak musi już zostać, dopóki żyjemy.
Lecz to nie boli.
Tym bardziej, kiedy w końcu otwierasz i okazuje się, że to tylko ja. Że moja wina.
Że moja bardzo wielka, a twoja to raczej ten kamyk, który ugrzązł w bucie i żeby go z niego wyciągnąć, potrzeba wszystko zburzyć i zbudować od nowa.
Tym bardziej, że jest to możliwe i kiedy już przyjdzie nam powrócić, przetrwamy każdą możliwość i wszystkie noclegi.
Zaśniemy z nieświadomością jutra, a z wiedzą na temat tego gdzie przebywają wszystkie potrzeby. I będzie nam pięknie lub nie.
Bo razem.
Bo razem jest każda noc bez cienia, a dzień stawia pierwsze kroki zaraz za rzeką.
Aż ta całkiem spęcznieje i powrócą dywany.
Koniec Maja, 2020.
-
- Nasze rekomendacje
-
-
UWAGA!
JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
[email protected]
PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
-
- Słup ogłoszeniowy
-
-
Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.
Benjamin Franklin
UWAGA!
KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!
Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
A oto wyniki
JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
I.
- eka
- Posty: 18257
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
I.
Studium zaawansowanego stażem związku.
Tytułowe -I.- nie pozwoli na rozbieganie się na tyle daleko od siebie, aby więzy rozerwać.
I. - w dodatku domaga się członów, które łączy.
Mimo narastającego niepokoju narratora, braku poczucia winy ze strony kobiety...
I pewnie z fona przesłany (błędy:)
Tytułowe -I.- nie pozwoli na rozbieganie się na tyle daleko od siebie, aby więzy rozerwać.
I. - w dodatku domaga się członów, które łączy.
Mimo narastającego niepokoju narratora, braku poczucia winy ze strony kobiety...
Oryginalne metafory, odjechane na maksa. Trudny tekst.
I pewnie z fona przesłany (błędy:)