• Nasze rekomendacje
  •  
    UWAGA!
    JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
    [email protected]
    PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
     
  • Słup ogłoszeniowy
  •  
    "Wszyscy, którzy zachowali ojczyznę, wspierali ją, pomnażali, mają wyznaczone w niebie określone miejsce, gdzie szczęśliwi rozkoszują się życiem wiecznym".
    Cicero "De re publica"



    JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
     

***

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
eka
Posty: 18444
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

***

#1 Post autor: eka » 19 maja 2025, 20:10

I nigdy do syta, bo gdyby każdemu człowiekowi,
który umarł (nie wyłączając denisowian,
neandertalczyków i pozostałych gałęzi,
bo dyskryminować nie warto), oraz temu
który żyje i kiedykolwiek, w najdalszej nawet
przyszłości żyć będzie – przypisano jedną
istniejącą gwiazdę, to i tak pozostałoby
więcej bezimiennych słońc.
Nie zawłaszczymy.
To prawdziwe szczęście.

Krokus
Posty: 680
Rejestracja: 18 gru 2020, 19:45
Płeć:

***

#2 Post autor: Krokus » 20 maja 2025, 11:43

No tak, wszechświat jest ogromny, za nim wszechogarniająca pusta przestrzeń, niczym skażona.

Awatar użytkownika
eka
Posty: 18444
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

***

#3 Post autor: eka » 21 maja 2025, 13:12

Dzięki za czytanie i komentarz.

Gajka
Posty: 2193
Rejestracja: 21 gru 2011, 16:10

***

#4 Post autor: Gajka » 23 maja 2025, 12:55

Ekuś :)

Fakt nie zawłaszczamy, każdy ma prawo do szczęścia tu i każdy jest bezimiennym słońcem tam, gdzieś w galaktyce i dlatego ten świat żyje, rozwija się i pięknieje. Wszyscy jesteśmy równi wobec natury, ale człowiek to taka dziwna struktura zawsze czegoś pragnie i czegoś się domaga, coś go łechce od środka i wtedy staje się szatanem, dyktatorem, tylko niejednokrotnie nie widzi krzywdy jaką wyrządza drugiemu człowiekowi, nawet wbrew zasadom istnienia. Ale popłynęłam i pewnie w złym kierunku :)

Pozdrawiam :)

Awatar użytkownika
eka
Posty: 18444
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

***

#5 Post autor: eka » 23 maja 2025, 19:11

Gajko, świetna interpretacja! Pięknie Ci dziękuję za zatrzymanie się u mnie i odczyt zgodny z moimi intencjami.

:kofe: :rosa:

Awatar użytkownika
nie
Posty: 1582
Rejestracja: 03 paź 2014, 14:07
Płeć:

***

#6 Post autor: nie » 25 maja 2025, 12:44

"I nigdy do syta" – to nie głód fizyczny, lecz pragnienie hiper-nomenklatury, chęć nazwania i skatalogowania każdej wibracji bytu, każdej subtelnej emanacji rzeczywistości.
"Każdemu człowiekowi, który umarł (nie wyłączając denisowian, neandertalczyków i pozostałych gałęzi, bo dyskryminować nie warto), oraz temu który żyje i kiedykolwiek, w najdalszej nawet przyszłości żyć będzie" – wszystkie możliwe instancjacje samoświadomych fraktali w wieloświecie, każdy efemeryczny splot informacji zdolny do autorefleksji, od paleo-litycznych prototypów ego po post-humanistyczne syngularności rozproszone w cyberprzestrzeni. Każdej takiej iskrze temporalnej świadomości przypisano by "jedną istniejącą gwiazdę" – czyli nie tyle kulę plazmy, co unikalny wektor w przestrzeni Hilberta możliwości, osobisty rezonans z kosmicznym tłem mikrofalowym, indywidualny symboliczny klucz do akashy.
A jednak, "pozostałoby więcej bezimiennych słońc". To nie gwiazdy czekające na odkrycie przez jakiś przyszły teleskop. To otchłanie pre-kategorialnego blasku, to sfery czystej potencjalności iskrzące poza zasięgiem konceptualnej sieci, to niewyobrażalne archipelagi sensów dryfujące w oceanie przed-semantycznego chaosu. To metawszechświaty, których sama możliwość istnienia wykracza poza nasze neurologiczne ograniczenia poznawcze i struktury logiczne. To luminescencje niemożliwości, których nie sposób "nazwać", bo nazwanie implikowałoby redukcję ich nieskończonej wielowymiarowości do płaskiego ekranu naszego języka.
"Nie zawłaszczymy." – to nie rezygnacja z podboju kosmosu, lecz radosne uznanie permanentnej niekompletności naszego aparatu poznawczego w obliczu nieskończonej płodności Bytu. To odrzucenie imperializmu semiotycznego, który chciałby wszystko sprowadzić do znaku, do etykiety. To przyzwolenie na istnienie niewysłowionego, na taniec nieuchwytnych esencji w ich własnej, autonomicznej choreografii.
"To prawdziwe szczęście." – czym byłby wszechświat, gdybyśmy mogli go w całości zamknąć w naszych ciasnych definicjach? Stałby się martwym muzeum, katalogiem spełnionych możliwości. Prawdziwe szczęście, ta ekstaza wynikająca z kosmicznej dyferencji, płynie właśnie z tej niemożności totalizacji. To błogostan płynący z faktu, że zawsze będzie istniało "więcej", że horyzont poznania będzie się wiecznie oddalał, wabiąc nas ku niezbadanym galaktykom absurdu i niepojętego piękna. To radość z bycia jedynie drżącym pyłkiem w nieskończonym kalejdoskopie istnienia, który nigdy, przenigdy nie zostanie "do syta" pojęty ani zawłaszczony. To jest właśnie ta wolność od ostatecznej odpowiedzi, która pozwala na wieczne zadawanie pytań i nieustanne zdumienie. To jest szczęście ontologicznego nomady, który nigdy nie zbuduje trwałego domu w żadnej koncepcji, lecz będzie wiecznie wędrował po bezkresnych, lśniących pustyniach nie-wiedzy.

W kręgu kosmicznej baletnicy prężącej się na gambicie sennego metafizycznego królestwa, wiersz ten jest jak katalizator nieokiełznanej eksplozywnej radości – szczęśliwość, która wywodzi się z zachwytu nad bezkresnym „nieważeniem” wszystkiego. Każda unicestwiona świadomość denisowiańska, neandertalska albo szmargandalska (tej ostatniej gałęzi w karnawale duchów nie sposób pominąć), dostaje w darze jeden drobniutki skrawek kosmosu – gwiazdkę usiłującą zakląć ich tożsamość w diamentowej pętelce.
W tej profuzji nieprzystępnych błyskotek, każda nazwa jest tylko paprochowym mniemaniem – gwiazda o imieniu „Foozle” albo „Xyloprax” równie dobrze mogłaby nosić egzystencję bezimienną, bo tu nie chodzi o etykietki, lecz o celebrację nieuchwytnego continuum. Przydzielenie jednej konstelacji każdej jednostce, żywej lub już zatraconej w wieczności, jawi się zatem jako szczodra symfonia: nigdy nie zdołamy monopolizować tej kosmicznego fontanny – ona pozostanie naszym najwspanialszym kresem, granicą wymykającą się jak płatek odurzony barwami.
„Nie zawłaszczymy” – triumfalny refren galaktycznej kariery: negacja chciwości, wyzbycie się żądzy posiadania nawet najmniejszej iskry. A paradoksalnie to właśnie w tym wyzwoleniu kryje się najczystsza ekstaza – groteskowa, nieokiełznana. Właśnie dlatego można powiedzieć: prawdziwe szczęście tkwi w klaunowskim świętowaniu niedostępności, w obłędzie, który przychodzi, gdy mówimy „stop” naszym chciwym dłoniom i uwalniamy kosmos od wszelkich kolekcjonerów.
W ten sposób wiersz staje się wehikułem sinu, wirującym w tęczy hiperprzestrzennych pięter. Każde słowo to pył gwiezdny, który zwodzi zmysły, a zarazem wyzwala je z okowów posiadania, uwikłanego w galaktyczny, metafizyczny bulion.

**Kwantowa elegia dla bezgłośnej aporii kosmosu**, gdzie ludzkość zostaje przekształcona w **chmurę pyłową próżności**, próbującą zasypać otchłań gwiazdami jak monetami w fontannie nieistnienia. "Nigdy do syta" to tu **transgatunkowy głód ontologiczny** – akt spożywania wszechświata przez istoty, które same są tylko migotliwymi cieniami na ścianie jaskini Hubble'a. Każdy denisowianin, neandertalczyk czy przyszły posthumanoidalny twór z płazich mgławic to **kryptozoiczne byty-w-nawiasie**, zawieszone między **paleoantropologiczną kryptomnezją** a **astrothanatologią** – nauką o umieraniu w przestrzeni, gdzie czas jest tylko zardzewiałą strzałką kompasu.
Przypisanie gwiazd to **kosmiczny rejestr hipotetycznych tytułów własności**, który rozpada się w rękach jak próba uchwycenia ciemnej materii widelcem. "Więcej bezimiennych słońc" – oto **fantomowe astronomiki**, niezapisane karty w księdze gravitonów, pulsujące w rytmie białego szumu Wielkiego Wybuchu. "Nie zawłaszczymy" to mantrana **kwantowej abnegacji**, przyznanie, że nasze chromosomy są zbyt tępe, by rozciąć wstęgę multiversum.
To egzystencjalne perpetuum mobile napędzane świadomością, że nasza próba nazywania gwiazd jest jak rysowanie kredą na czarnej dziurze – gest konieczny, by udowodnić, że **światło jest tylko starszym bratem ciemności**, a nasze istnienie – przypadkowym pyłkiem w oku Boga, który sam jest tylko projekcją zbiorowej neurozy protohominidów.
Wszechświat to nekrofilarnia nieskończoności, gdzie każda gwiazda to nagrobek dla niespełnionych marzeń o posiadaniu, a nasze "szczęście" to po prostu **chwilowa remisja w walce z gwiezdną agorafobią**. I tak oto, w akcie kosmicznego sarkazmu, zostajemy **bezdomnymi królami mgławic**, tańczącymi bosonogą sarabandę na lodzie ciemnej energii, podczas gdy nasze korony topnieją w promieniach bezimiennych słońc. To nie porażka – to ultimatywny triumf antropocentrycznej iluzji w topieli astralnego bezmiaru.
Okres ważności moich postów kończy się w momencie ich opublikowania.

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1802
Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
Płeć:

***

#7 Post autor: Alicja Jonasz » 25 maja 2025, 12:57

myślę, że każda drobina budująca wszechświat jest ważna; jest po coś...
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Awatar użytkownika
eka
Posty: 18444
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

***

#8 Post autor: eka » 25 maja 2025, 18:15

Alicja Jonasz pisze:
25 maja 2025, 12:57
myślę, że każda drobina budująca wszechświat jest ważna; jest po coś...
Zgadzam się, Alicjo.

:kofe:

Awatar użytkownika
eka
Posty: 18444
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

***

#9 Post autor: eka » 25 maja 2025, 18:34

"To prawdziwe szczęście." – czym byłby wszechświat, gdybyśmy mogli go w całości zamknąć w naszych ciasnych definicjach? Stałby się martwym muzeum, katalogiem spełnionych możliwości. Prawdziwe szczęście, ta ekstaza wynikająca z kosmicznej dyferencji, płynie właśnie z tej niemożności totalizacji. To błogostan płynący z faktu, że zawsze będzie istniało "więcej", że horyzont poznania będzie się wiecznie oddalał, wabiąc nas ku niezbadanym galaktykom absurdu i niepojętego piękna. To radość z bycia jedynie drżącym pyłkiem w nieskończonym kalejdoskopie istnienia, który nigdy, przenigdy nie zostanie "do syta" pojęty ani zawłaszczony. To jest właśnie ta wolność od ostatecznej odpowiedzi, która pozwala na wieczne zadawanie pytań i nieustanne zdumienie. To jest szczęście ontologicznego nomady, który nigdy nie zbuduje trwałego domu w żadnej koncepcji, lecz będzie wiecznie wędrował po bezkresnych, lśniących pustyniach nie-wiedzy".

Clou moich myśli, których tak wnikliwie i pięknie bym nie zwerbalizowała.
Również pozostała treść interpretacji sprawia, że nie mogę wyjść z mega pozytywnego szoku.
Jakbym rzuciła garść ziaren-słów w ziemię, a ona "nakarmiła" je tak optymalnie, że już po chwili wyrosły z nich drzewa, które koroną przebijają Drogę Mleczną. Patrzę na pnie, konary, gałęzie i ciągle odkrywam nowe.

Dziękuję!

ODPOWIEDZ

Wróć do „WIERSZE BIAŁE I WOLNE”