Najpierw nasi protoplaści z kilku słowiańskich plemion pojęcia nie mieli (a i potrzeby przez czas jakiś), aby słowo mówione zapisać. Później, kiedy tworzyła się państwowość, i trzeba było listy do cesarza/papieża wysyłać, a w kronikach władców opisać - wykorzystano alfabet łaciński. Sami łacinnicy z naszych dziadów podwówczas.
No a potem się zaczęło.
Mozolne przenoszenie polskich głosek w literki cudzego alfabetu.
A kłótni i sporów było co niemiara. Wielkopolanie z Małopolanami po długim czasie w najważniejszych kwestiach się dogadali i jako taki wspólny język pisany dla dawnych plemion od Szczecina po Wilno powstał.
Czcionki i drukarnie walnie się przyczyniły.
Co nie znaczy, że ucichły lokalne rewolty graficzne i ortograficzne, o zasadach składni nie wspomnę.
Język żyje razem z pokoleniami.
Zmieniamy go, dostosowujemy do własnych potrzeb i technologicznych kontekstów.
Ciekawe, jak za lat 1000, o ile Polacy przetrwają, będzie wyglądał zapis naszego mówionego języka.
Że się zmieni... dam sobie rękę odciąć
