-
- Nasze rekomendacje
-
-
UWAGA!
JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
[email protected]
PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
-
- Słup ogłoszeniowy
-
-
Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.
Benjamin Franklin
UWAGA!
KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!
Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
A oto wyniki
JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
(Nie)swoja
- mirek13
- Posty: 1617
- Rejestracja: 18 mar 2017, 19:23
(Nie)swoja
Ołena Marciuk poznała siłę miłości w wieku piętnastu lat.
Wprawdzie opowieści jej starszych koleżanek z sąsiedniej wsi ukraińskiej brzmiały nieco bardziej przyjemnie i romantycznie, ale cóż.
Takie życie.
To nie były czasy na wyższe uniesienia uczuciowe.
Ołena (dla swoich Ola), była córką osadnika w chutorze Sienkiewka. Polski rząd przydzielał weteranom wojny polsko – bolszewickiej nadziały ziemi na terenie wschodnich rubieży Rzeczypospolitej.
Tworzyli zwarte kompleksy polskości w morzu ukraińskiej biedy. Współczesne lachy – łycary.
Jej pechem była matka. Tutejsza.
Taką sobie upatrzył ojciec i wszyscy za to zapłacili.
Najpierw on i brat.
W czterdziestym trzecim ojciec zawisł na drzwiach własnego domu. Osobiście przybił go do nich teść, młynarz z Dołhobycz.
Parę lat temu pili razem samogon w knajpie pobliskiego miasteczka, załatwiając interesy.
Ojciec całował go z dubeltówki, a Hawrył ściskał po ukraińsku.
Wylewnie i szeroko.
Spotykali się na święta katolickie i prawosławne.
Gorzała płynęła po sumiastych wąsach ojca i zmierzwionej brodzie młynarza.
A teraz wbijał gwoździe w dłonie i stopy swojego zięcia.
- Ty polski pan. To nasza ziemia i won. - W oczach miał szaleńczy błysk. Wyjął nóż. - Zhańbiłeś moją córkę.
- Przecież wtedy też byłem Polakiem – wyszeptał Marciuk.
- Ale tu już nie ma Polski.
Wyciął ojcu przyrodzenie i przybił obok jego twarzy.
Jej siedmioletniego brata przecięli piłą. Męskie nasienie wroga trzeba wyplenić.
A ona patrzyła.
Wokół zaczynało szaleć morze w skali dziesięć Beauforta.
Morze ognia.
Matka dostała parę razy w twarz od swojego ojca, parę kopniaków i została załadowana na wóz razem z Ołeną.
Jechali przez nocny las, pełen dziwnych dźwięków; skrzypienia starych drzew, pohukiwania sów i głosów różnych zwierząt.
Dziewczyna zawsze bała się nocnego lasu, ale tym razem czuła, że nie on jest dla niej zagrożeniem.
Nie myliła jej intuicja.
Na najbliższym postoju poczuła twarde łapsko na ustach, jakaś siła zawlekła ją w krzaki, zdarła ubranie, kolano rozepchnęło uda i brutalne coś wdarło się do środka.
- Ty lacka sucz. Ty poczujesz, co to dobry mołojec. - wysyczało do ucha brodate, śmierdzące moczem i potem stworzenie.
Wykręciła z trudem głowę i w świetle ogniska na zawsze zapamiętała twarz swojego pierwszego kochanka.
Jej dziad Hawrył, nie miał zmiłuj dla zhańbionej Polakiem córki, ani dla jej pomiotu.
Nastia została zagoniona do najcięższych prac – obrządzania bydła i świń, wyrzucania gnoju i pracy w polu (zaczynały się zbiory), a Ołena, kopana i bita przy każdej okazji, na pastwisko.
Spały z matką w oborze.
Tak upłynęło dwa tygodnie, aż którejś nocy obudziły je krzyki.
Z chałupy jacyś ludzie, z błyszczącymi w świetle płonącej chałupy orzełkami na czapkach, wywlekali starego Hawryłę.
- Ty byłeś w Sienkiewce? - zapytał jeden z nich. Pewnie dowódca.
Dziad tylko charczał.
- Byłeś? - Głos Polaka stawał się zimny pomimo ciepłej nocy i żaru bijącego od płomieni.
Charkot.
Dwóch żołnierzy podniosło Hawryłę i rzuciło go na sztachety niskiego płotu.
Dwie wyszły z niego po drugiej stronie.
Później odnaleźli Ołenę i matkę i wywlekli na jasno oświetlone podwórze.
Dowódca, przystojny trzydziestolatek ubrany w prawie kompletny mundur przedwojennego oficera, przyglądał im się długo.
- Tyś żona Marciuka? - zapytał. - I córka tego tu? - Wskazał brodą nadziane zwłoki.
Kobieta skinęła głową.
- Tutejsza?
Powtórne skinięcie.
- Widziałaś co zrobili z twoim mężem? To zrobił twój ojciec. Dlaczego nic nie powiedziałaś?
- Panie, ja nic nie mogłam! - krzyknęła i upadła na kolana.
- Mogłaś. Umrzeć razem z nim.
Ołena po raz kolejny dryfowała w morzu ognia. Wóz zaskrzypiał i ruszyli, a ona patrzyła na matkę przybitą do drzwi stodoły.
Przy jej głowie zwisał ochłap mięsa. Wycięty srom.
- Ty córka Polaka, to Cię „Piorun” oszczędził. Przyda nam się kobieta w obozie. - Usłyszała szept.
- Ja już nie wiem, czyja jestem.
- Moja.
Jakieś ręce wślizgnęły się pod spódnicę. Leżała na wozie bokiem i nawet nie jęknęła.
Po wszystkim przewróciła się na wznak i w świetle pełni zobaczyła twarz młodego żołnierza.
Swojego drugiego kochanka.
-Jak masz na imię?
- Janko.
Życie w obozie płynęło monotonnie.
Czasami jakieś oddziały wychodziły na akcje, a później przysłuchiwała się opowieściom o spalonych ukraińskich wsiach i walkach z oddziałami UPA.
Opatrywała rannych, gotowała i prała.
Czasami szła z Jankiem pomiędzy drzewa i uczyła się miłości.
„Taka partyzancka dola
domem ziemia oraz bór
czasem kula ciebie woła
czasem woła wroga sznur”
Tak śpiewali partyzanci na rzewną nutę. Wszystkie te pieśni partyzanckie na taką są, ale ta wyjątkowo chwytała ją za serce, bo były w niej ślady ukraińskich dumek.
Aż przyszedł dzień, kiedy naprzeciwko siebie stanęły oddziały „Pioruna” i osławionego „Boriva”, który był odpowiedzialny za spalenie między innymi Sienkiewki.
Ołena siedziała w obozie, nasłuchując gęstniejącej strzelaniny i obserwując biegających ludzi.
Spływało coraz więcej rannych i dziewczyna miała pełne ręce roboty i krwi.
- Ale jatka – wyszeptał partyzant z plutonu „Żbika” przyniesiony przed chwilą. - Chcieli nas okrążyć na skraju lasu, tam przy strudze i doszło do wali wręcz. Ale im daliśmy popalić. - Uśmiechnął się i głowa opadła mu na bok.
Walka była skończona.
Oddział „Pioruna”, choć wykrwawiony, zajął pole i pobliski chutor Włodywój.
Tam przeniesiono rannych i dziewczyna po ich opatrzeniu poszła na skraj lasu zobaczyć, czy jeszcze jakiegoś żywego tam nie ma.
Gdyby był Ukrainiec, Polacy zabiliby go od razu, a to przecież też jej bracia.
Czerwone słońce stało nad koronami drzew. Słyszała szmer wąskiej strugi i czuła odurzający zapach łąki. Ziół i kwiatów. Szałwii, rumianku i dzikich goździków.
Cisza łąkowa, to tylko buczenie owadów.
Pod jednym z drzew usłyszała cichy jęk.
Skoczyła i zamarła.
Na trawie leżał Janko, a na nim jakaś zwalista, nieruchoma postać.
Ołena z trudem zaczęła spychać z chłopaka ciało i poznała tę twarz.
Dobrego mołojca i jej pierwszego kochanka.
Janko westchnął.
- Dobrze, że jesteś.
Szarpało ją w środku. Fala przebiegała przez ciało, mrówki wędrowały wzdłuż kręgosłupa.
Zwymiotowała.
Chłopak miał zęby i brodę w zakrzepłej krwi, a szyja Ukraińca była rozdarta z boku. Widziała nieruchomą już tętnicę
U Janka zobaczyła ranę w klatce piersiowej a z otworu wydobywała się różowa piana i bąbelki.
- Ołeno, zanieś mnie do naszych – wyszeptał.
- Naszych? A kto dla mnie są nasi? - histerycznie krzyknęła.
- No jak to kto? Tyś Polka przecie.
- A kim była moja matka? Pamiętasz? Pamiętasz jak umarła z waszych rąk?
Dziewczyna powoli wyjęła z martwej ręki mołojca bagnet i z całej siły wbiła Jankowi w serce. Przekręciła.
Wstała i poszła na ślepo w las.
Dwa dni później oddział „Pioruna” odnalazł wiszącą na drzewie Ołenę.
Ptaki już dobierały się do jej oczu.
Ludzie stali i patrzyli w milczeniu.
- A to swołocz. Pewnie ją u nas widzieli i powiesili. Dziecko prawie jeszcze... - powiedział ściszonym głosem „Jaskierka”.
- A może sama?
- Zwariowałeś? To taka fajna dziewczyna była i zawsze uśmiechnięta.
„Piorun” wyjął swojego visa i strzelił do wiszącej.
- Dowódco! - „Żbik” szarpnął się jak uwięziony koń. - Co wy?
„Piorun” schował pistolet.
- Niech ma podwójną partyzancką śmierć. Zasłużyła.
„Taka partyzancka dola
domem ziemia oraz bór
czasem kula ciebie woła
czasem woła wroga sznur”
Wprawdzie opowieści jej starszych koleżanek z sąsiedniej wsi ukraińskiej brzmiały nieco bardziej przyjemnie i romantycznie, ale cóż.
Takie życie.
To nie były czasy na wyższe uniesienia uczuciowe.
Ołena (dla swoich Ola), była córką osadnika w chutorze Sienkiewka. Polski rząd przydzielał weteranom wojny polsko – bolszewickiej nadziały ziemi na terenie wschodnich rubieży Rzeczypospolitej.
Tworzyli zwarte kompleksy polskości w morzu ukraińskiej biedy. Współczesne lachy – łycary.
Jej pechem była matka. Tutejsza.
Taką sobie upatrzył ojciec i wszyscy za to zapłacili.
Najpierw on i brat.
W czterdziestym trzecim ojciec zawisł na drzwiach własnego domu. Osobiście przybił go do nich teść, młynarz z Dołhobycz.
Parę lat temu pili razem samogon w knajpie pobliskiego miasteczka, załatwiając interesy.
Ojciec całował go z dubeltówki, a Hawrył ściskał po ukraińsku.
Wylewnie i szeroko.
Spotykali się na święta katolickie i prawosławne.
Gorzała płynęła po sumiastych wąsach ojca i zmierzwionej brodzie młynarza.
A teraz wbijał gwoździe w dłonie i stopy swojego zięcia.
- Ty polski pan. To nasza ziemia i won. - W oczach miał szaleńczy błysk. Wyjął nóż. - Zhańbiłeś moją córkę.
- Przecież wtedy też byłem Polakiem – wyszeptał Marciuk.
- Ale tu już nie ma Polski.
Wyciął ojcu przyrodzenie i przybił obok jego twarzy.
Jej siedmioletniego brata przecięli piłą. Męskie nasienie wroga trzeba wyplenić.
A ona patrzyła.
Wokół zaczynało szaleć morze w skali dziesięć Beauforta.
Morze ognia.
Matka dostała parę razy w twarz od swojego ojca, parę kopniaków i została załadowana na wóz razem z Ołeną.
Jechali przez nocny las, pełen dziwnych dźwięków; skrzypienia starych drzew, pohukiwania sów i głosów różnych zwierząt.
Dziewczyna zawsze bała się nocnego lasu, ale tym razem czuła, że nie on jest dla niej zagrożeniem.
Nie myliła jej intuicja.
Na najbliższym postoju poczuła twarde łapsko na ustach, jakaś siła zawlekła ją w krzaki, zdarła ubranie, kolano rozepchnęło uda i brutalne coś wdarło się do środka.
- Ty lacka sucz. Ty poczujesz, co to dobry mołojec. - wysyczało do ucha brodate, śmierdzące moczem i potem stworzenie.
Wykręciła z trudem głowę i w świetle ogniska na zawsze zapamiętała twarz swojego pierwszego kochanka.
Jej dziad Hawrył, nie miał zmiłuj dla zhańbionej Polakiem córki, ani dla jej pomiotu.
Nastia została zagoniona do najcięższych prac – obrządzania bydła i świń, wyrzucania gnoju i pracy w polu (zaczynały się zbiory), a Ołena, kopana i bita przy każdej okazji, na pastwisko.
Spały z matką w oborze.
Tak upłynęło dwa tygodnie, aż którejś nocy obudziły je krzyki.
Z chałupy jacyś ludzie, z błyszczącymi w świetle płonącej chałupy orzełkami na czapkach, wywlekali starego Hawryłę.
- Ty byłeś w Sienkiewce? - zapytał jeden z nich. Pewnie dowódca.
Dziad tylko charczał.
- Byłeś? - Głos Polaka stawał się zimny pomimo ciepłej nocy i żaru bijącego od płomieni.
Charkot.
Dwóch żołnierzy podniosło Hawryłę i rzuciło go na sztachety niskiego płotu.
Dwie wyszły z niego po drugiej stronie.
Później odnaleźli Ołenę i matkę i wywlekli na jasno oświetlone podwórze.
Dowódca, przystojny trzydziestolatek ubrany w prawie kompletny mundur przedwojennego oficera, przyglądał im się długo.
- Tyś żona Marciuka? - zapytał. - I córka tego tu? - Wskazał brodą nadziane zwłoki.
Kobieta skinęła głową.
- Tutejsza?
Powtórne skinięcie.
- Widziałaś co zrobili z twoim mężem? To zrobił twój ojciec. Dlaczego nic nie powiedziałaś?
- Panie, ja nic nie mogłam! - krzyknęła i upadła na kolana.
- Mogłaś. Umrzeć razem z nim.
Ołena po raz kolejny dryfowała w morzu ognia. Wóz zaskrzypiał i ruszyli, a ona patrzyła na matkę przybitą do drzwi stodoły.
Przy jej głowie zwisał ochłap mięsa. Wycięty srom.
- Ty córka Polaka, to Cię „Piorun” oszczędził. Przyda nam się kobieta w obozie. - Usłyszała szept.
- Ja już nie wiem, czyja jestem.
- Moja.
Jakieś ręce wślizgnęły się pod spódnicę. Leżała na wozie bokiem i nawet nie jęknęła.
Po wszystkim przewróciła się na wznak i w świetle pełni zobaczyła twarz młodego żołnierza.
Swojego drugiego kochanka.
-Jak masz na imię?
- Janko.
Życie w obozie płynęło monotonnie.
Czasami jakieś oddziały wychodziły na akcje, a później przysłuchiwała się opowieściom o spalonych ukraińskich wsiach i walkach z oddziałami UPA.
Opatrywała rannych, gotowała i prała.
Czasami szła z Jankiem pomiędzy drzewa i uczyła się miłości.
„Taka partyzancka dola
domem ziemia oraz bór
czasem kula ciebie woła
czasem woła wroga sznur”
Tak śpiewali partyzanci na rzewną nutę. Wszystkie te pieśni partyzanckie na taką są, ale ta wyjątkowo chwytała ją za serce, bo były w niej ślady ukraińskich dumek.
Aż przyszedł dzień, kiedy naprzeciwko siebie stanęły oddziały „Pioruna” i osławionego „Boriva”, który był odpowiedzialny za spalenie między innymi Sienkiewki.
Ołena siedziała w obozie, nasłuchując gęstniejącej strzelaniny i obserwując biegających ludzi.
Spływało coraz więcej rannych i dziewczyna miała pełne ręce roboty i krwi.
- Ale jatka – wyszeptał partyzant z plutonu „Żbika” przyniesiony przed chwilą. - Chcieli nas okrążyć na skraju lasu, tam przy strudze i doszło do wali wręcz. Ale im daliśmy popalić. - Uśmiechnął się i głowa opadła mu na bok.
Walka była skończona.
Oddział „Pioruna”, choć wykrwawiony, zajął pole i pobliski chutor Włodywój.
Tam przeniesiono rannych i dziewczyna po ich opatrzeniu poszła na skraj lasu zobaczyć, czy jeszcze jakiegoś żywego tam nie ma.
Gdyby był Ukrainiec, Polacy zabiliby go od razu, a to przecież też jej bracia.
Czerwone słońce stało nad koronami drzew. Słyszała szmer wąskiej strugi i czuła odurzający zapach łąki. Ziół i kwiatów. Szałwii, rumianku i dzikich goździków.
Cisza łąkowa, to tylko buczenie owadów.
Pod jednym z drzew usłyszała cichy jęk.
Skoczyła i zamarła.
Na trawie leżał Janko, a na nim jakaś zwalista, nieruchoma postać.
Ołena z trudem zaczęła spychać z chłopaka ciało i poznała tę twarz.
Dobrego mołojca i jej pierwszego kochanka.
Janko westchnął.
- Dobrze, że jesteś.
Szarpało ją w środku. Fala przebiegała przez ciało, mrówki wędrowały wzdłuż kręgosłupa.
Zwymiotowała.
Chłopak miał zęby i brodę w zakrzepłej krwi, a szyja Ukraińca była rozdarta z boku. Widziała nieruchomą już tętnicę
U Janka zobaczyła ranę w klatce piersiowej a z otworu wydobywała się różowa piana i bąbelki.
- Ołeno, zanieś mnie do naszych – wyszeptał.
- Naszych? A kto dla mnie są nasi? - histerycznie krzyknęła.
- No jak to kto? Tyś Polka przecie.
- A kim była moja matka? Pamiętasz? Pamiętasz jak umarła z waszych rąk?
Dziewczyna powoli wyjęła z martwej ręki mołojca bagnet i z całej siły wbiła Jankowi w serce. Przekręciła.
Wstała i poszła na ślepo w las.
Dwa dni później oddział „Pioruna” odnalazł wiszącą na drzewie Ołenę.
Ptaki już dobierały się do jej oczu.
Ludzie stali i patrzyli w milczeniu.
- A to swołocz. Pewnie ją u nas widzieli i powiesili. Dziecko prawie jeszcze... - powiedział ściszonym głosem „Jaskierka”.
- A może sama?
- Zwariowałeś? To taka fajna dziewczyna była i zawsze uśmiechnięta.
„Piorun” wyjął swojego visa i strzelił do wiszącej.
- Dowódco! - „Żbik” szarpnął się jak uwięziony koń. - Co wy?
„Piorun” schował pistolet.
- Niech ma podwójną partyzancką śmierć. Zasłużyła.
„Taka partyzancka dola
domem ziemia oraz bór
czasem kula ciebie woła
czasem woła wroga sznur”
- tabakiera
- Posty: 4996
- Rejestracja: 15 lip 2015, 20:48
- Płeć:
(Nie)swoja
Tak sobie myślę, że historia to trudna do opowiedzenia.
Do zrozumienia również.
Jak już zrozumiesz, możesz przestraszyć się samego siebie.
Bo jesteś człowiekiem, a człowiek nie brzmi dumnie.
Mam wrażenie, że wprowadzone dialogi nie zawsze brzmią naturalnie, np.
Szacun za trudny temat.
"Wołyń" odchorowałam.
Trzeba o tym mówić, ku przestrodze.
I nie wybielając żadnej ze stron.
Do zrozumienia również.
Jak już zrozumiesz, możesz przestraszyć się samego siebie.
Bo jesteś człowiekiem, a człowiek nie brzmi dumnie.
Mam wrażenie, że wprowadzone dialogi nie zawsze brzmią naturalnie, np.
- jakoś tak za grzecznie o tym ojcu. No i bez przekleństw...
- też za grzecznie mi się wydaje i za poprawnie, "walki wręcz" i te sprawy. A, i literówka się wkradła, "walki", nie "wali".
Szacun za trudny temat.
"Wołyń" odchorowałam.
Trzeba o tym mówić, ku przestrodze.
I nie wybielając żadnej ze stron.
- mirek13
- Posty: 1617
- Rejestracja: 18 mar 2017, 19:23
(Nie)swoja
Jakbyś mi w pysk dała, jeśli ja piszę za grzecznie... ale chyba tu masz rację
Chyba skupiłem się zbytnio na okropieństwach fabuły.
To opko gdzie indziej wywołało straszliwą burzę wielkiej historii i nie szło wytłumaczyć, że to historia jednostkowa i protest - song przeciwko wojnie.
Domowej szczególnie.
Bałkany pokazały, że takie wydarzenia jednak będą się powtarzać.
A dlaczego "Nienawiść wrosła w serca i zatruła krew pobratymczą", to niech się każdy zastanowi.
Rzeź Wołyńską wywołali Ukraińcy, ale przez setki lat Polacy ją przygotowywali.

Chyba skupiłem się zbytnio na okropieństwach fabuły.
To opko gdzie indziej wywołało straszliwą burzę wielkiej historii i nie szło wytłumaczyć, że to historia jednostkowa i protest - song przeciwko wojnie.
Domowej szczególnie.
Bałkany pokazały, że takie wydarzenia jednak będą się powtarzać.
A dlaczego "Nienawiść wrosła w serca i zatruła krew pobratymczą", to niech się każdy zastanowi.
Rzeź Wołyńską wywołali Ukraińcy, ale przez setki lat Polacy ją przygotowywali.
-
- Posty: 554
- Rejestracja: 28 lis 2016, 22:03
(Nie)swoja
Jak ja lubię, kiedy błyśnie Bóg z człowieka... chociaż później ciężko zasnąć.
Tak, Mirku, Tabakiera ma rację.
Bo to była wielka historia małych ludzi...
Za takie słowa ukraińskie jastrzębie przybiłyby Cię do drzwi... mojej prababce tak samo groziły sowieckie partizany.
Pisząc swoją historię miłości polsko-ukraińskiej, również nawiązałem do Bałkanów.
Z tym się jestem w stanie zgodzić tylko częściowo. Przed wyprawą Stefana Czarnieckiego na ziemie dzisiejszej Ukrainy wszystko było możliwe. Potem już głaz nienawiści zaczął się toczyć i nikt nie potrafił go zatrzymać.
- mirek13
- Posty: 1617
- Rejestracja: 18 mar 2017, 19:23
(Nie)swoja
Szczepan, moim zdaniem nic już nie było możliwe po polityce Wiśniowieckiego i klęsce misji Kisiela.
Stosunku polskich elit do Ukrainy.
Tylko trzyczęściowa Rzeczypospolita dawała szansę na spacyfikowane nastrojów.
Późnej to tylko rzezie, pacyfikacje i powstania.
I co ciekawe, nawet Rosjan tak nie nienawidzą, choć to Katarzyna zlikwidowała Sicz, jak nas za pozbawienie ich elit (te się spolszczyły) i tym samym możliwości powstania niepodległego państwa.
No i to morze krwi nie do przepłynięcia, ale w sumie to od Polaków, jako narodu politycznego i cywilizowanego, należałoby oczekiwać rozwiązań zamykających ten temat w sposób faktyczne cywilizowany.
Wołyń to emanacja ich wielowiekowej nienawiści, którą w znacznym stopniu sami sprowokowaliśmy.
Stosunku polskich elit do Ukrainy.
Tylko trzyczęściowa Rzeczypospolita dawała szansę na spacyfikowane nastrojów.
Późnej to tylko rzezie, pacyfikacje i powstania.
I co ciekawe, nawet Rosjan tak nie nienawidzą, choć to Katarzyna zlikwidowała Sicz, jak nas za pozbawienie ich elit (te się spolszczyły) i tym samym możliwości powstania niepodległego państwa.
No i to morze krwi nie do przepłynięcia, ale w sumie to od Polaków, jako narodu politycznego i cywilizowanego, należałoby oczekiwać rozwiązań zamykających ten temat w sposób faktyczne cywilizowany.
Wołyń to emanacja ich wielowiekowej nienawiści, którą w znacznym stopniu sami sprowokowaliśmy.
- refluks
- Posty: 965
- Rejestracja: 28 lut 2016, 11:49
- mirek13
- Posty: 1617
- Rejestracja: 18 mar 2017, 19:23
(Nie)swoja
W języki ukraińskim Hawrył to imię (od Gabriela), tyle że powinienem zapisać Hawryło.
W j. polskim występuje jako nazwisko.
Dzięki za ocenę.
W j. polskim występuje jako nazwisko.
Dzięki za ocenę.
- refluks
- Posty: 965
- Rejestracja: 28 lut 2016, 11:49
- eka
- Posty: 18257
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59