z zapisków drwala
mówię wam
COŚ wisi w powietrzu
jaskółki przenoszą gniazda na wyższe piętra
a Noe zamówił w tartaku niebotyczną partię drewna
żeby nam to COŚ na łeb nie upadło
lepiej zająłbyś się robotą a nie prorokowaniem
tamte cumulonimbusy też trzeba zmieścić w sztapel
przymus wiersza
- odwiń mgielny szal
ta czerń taka chłodna
pod siną brzytwą księżyca –
z czego się składasz
gdy trzymasz bezsenność w garści
z rwy szarpiącej kolano czy z nerek
bo bliższa im styczność z kamieniem
ciągniesz gwiazdę za włosy
co kwitną na plecach
wiszącym ogrodem
ciężka
kropla światła
przysiada na twoim ramieniu
zmęczona
błądzeniem po uniwersum
nacisk własnego cienia
przechylonego niebezpiecznie
przez balustradę wersów
przymus
przepalania stalówki na popiół słowa
stawiasz
kropkę na końcu wiersza
tak jakbyś przypinała złocony epolet
nad nocy pylonem
więc z czego się składasz
która w gilzy nabijasz mi słowa
i strzelam
mądrze lub niepotrzebnie
do oszalałych motyli
jakie jest godło twoje
tęsknoto bez imienia
ra
zdjęli koguta z płotu
i rozebrali z karmazynowych piór
do rosołu
oszustwo
pod spodem zbitek pryszczatego mięsa
a słońce się dawało nabierać
beethovenica
gdy już nić pokorna snuta z nut jutrzennych
rozpierzchnie po gardłach ord podniebnej goni
gdy już nawałnice rozkruszą szkło w witraże
pustych nieb wieżyce jak dzwony rurowe
upadną w perzynę ogłuchną kamiennie
usłyszysz poczujesz nabrzmieje wybrzmi akord
nie zasmakujesz ciszy zawisłej i ponad grobem
wśród strzelań żylastych opadną z piór anioły
zbuszuje krew ciemna nie mieszcząc się na sztychach
stygmatem rozorań rozerwie niebios dłonie
rozświeci łan zbiorem zapachnie ozonem
wśród burzy zawołań rozsunie widnokrąg
i umrą na przyziemiu łowcy błysków śmigli
resztę nut dopisze niewidomy deszcz
wiersz posunięty w zaawansowanie
pośliniłem nieco dwa palce
i odpstryknąłem długopis
pół z kretyna
i z geniusza pół
jako cieć od słów na etatu pół
z hemofilią typu ce
że nie pomieści się w jednostce
bez zda uj i chol era
oraz bez słów typu –serce- (bo to najgorsze)
i się ciągle i się powtarza się a fe
o właśnie aha
i jeszcze
w żadnym szczególe nie może być archaicznie
nadobny
po moim wieczorku literackim spytałem jedną z pań
i co pani sądzi
wyobrażałam że jest pan nieco większy i wolny
stygnąc w bursztynie
w chatach smolarzy – zmierzch watry składa
w cylindrach sosny – złociście pękły
gwiazdozbiór igieł - lśni bursztynowo
supła cień węzły pod okiem srebrnym
w nalewek woni - szypułki stygną
i pachną włosy ciał ciemnym ogniskiem
i wiją się wiją - omamy w kręgi
jak puszczy dusze z zielonych pysków
leje się leje - za kroplą kropla
naparem mgielnym płynie do świtu
tak chłodna w sobie – choć ogień toczy
komarzy boruta w miodach ukryty
po wdechu skier z ognia – sen ponad wieki
aż len wytrzeszcza modrości źrenice
aż noc zbuzuje gwiazd spadaniami
aż płot poprzegryza żebra księżyca
dymami pachną córki smolarzy
na fali ich piersi - sen - śpiewa żywica
-córki dedala-
,,Złote i sterylne Jeruzalem
skrzące się światłem niezwykłej złotości”
zbyt jaskrawe jest pismo gwiazd
włożone w niepojęty alfabet
analizuję kawałeczki roztrzaskanej
źrenicy
rozpękniętej
na miriady miriad furkoczących galaktyk
modlę się na ofiarnym świeczniku
okopconymi ramionami
moje pojmowanie świata
zaczyna się od zapatrzenia w płomień
kończy oślepłą alfą
po omacku zapalam świece
szukam moich sióstr
całopalnych
tyle słońc
tyle możliwości odkupienia
w kropli wosku
z listów do poetki – skarga
nie żal
gdy bór zabiera w jesieniach
jagodowe oczy
zimą oddaje w nalewkach
malinowe pąsy
zawsze wracają łodzie liściaste
z ziemi
jak starowinki o rok pochylone
a ty wypłakujesz
we włosach rude strumienie
moja wierzbo – Ofelio
nie żal
nie żal
gdy przestrzał na wskroś
gdzie las spopielony
sadzą zachłyśnięty pustostan
jak knoty modrzewie
sterczące libelle popiorunowe
a ty rusałki puchate tańczysz
we włosach
moja wierzbo – Ofelio
nie żal
jesteśmy
jak liście
na żywiołów fali
więc komu Ofelio mój żal
słowikom szarofrakim
przysiadłym na ramionach
czy łąkom makowym
w płomienie malowanym
poety grzech główny
"Naśmiewałeś się z poezji
Dlatego uschniesz"
J. Tulik
poety grzech główny
być etna wygasła
to jakby kopiec kreci
opuścił lokator
bo jeśli siebie przemilczy
cóż w piersi zostanie
zimna świątynia w bezkształt otulona
gdzie tantal stoi - słup cienia
pustostan i kamień
...a styki kamienia nigdy prześwietlone
moszczem z jabłek słońca
pustka i kamień bez ociosów metafor
poprzeplatane
na oślep
monolit wokół
kanciasty i dotkliwy
w nim chyba z miliard nożyków
obsydianowych
zbyt blisko siebie
stanowczo
zbyt blisko
postać która więźniem
wypowiadam słowa jedynie po to
aby stwierdzić że są odzwierzęcym krzykiem
i że tak naprawdę nikogo to nie obchodzi
więc kto mi zabroni pić wódkę z psiej miski
i szczać po trawnikach
kto mi zabroni
położyć na stole świt
zrównany do rangi rzeźnickiego noża
omączyć uformować krawędź
doostrzyć
tak abym zmysłem krwi pojąć mógł
panta rhei
wspomnienia
podane na tacy przypływów
i odpływów
jak chleb i wino
w tawernie \'pod niebieskim baldachimem\'
pamięć zawodna
śmiertelna
kiedyś niebo było bardziej niebieskie
mewy bielsze
te hostie czyste
kołowały
płoszone biciem portowego dzwonu
chleb i wino
nic więcej
o niczym -- czyli wielkie wietrzenie albo z obserwunku śmieciarkowego
no i co?
no i nic
jak to nic?
tak to nic
ach -- to nic!
nic!
idźcie sobie
mam wielkie wietrzenie i dobrze
zamknijcie drzwi
nic -- w z d ł u ż n i e
n w p
i...i
c...o
....n
....i
....e
nic
u
.....ko
............śnię
i czas -- cyt...
ścian... syt... od nic
przez szkło włazi
jak uśmiech niesfornego dziecka po wybiciu
szyby -- brzdęęęk...
zsyppp...
i cisza -- cyt
niccc...się nie syt...
to tylko wywożą śmieci
A
wlazła jako pierwsza
nic przenicowała w cyn(a)
wtopiła w ścian szkic
chol..a
do wietrzenia zapomniałem zamknąć okna
teraz mam na ścianach witraże
z rozbitych butelek
zamiast nic
erotyk dla Joanny D’arc
kirowaś ty - która krwi śpiący sad jesteś
przynosisz kosze burgundu
*
kiedy już będziesz
kiedy wejdziesz we mnie - ja będę
w tobie
tylko nie zapomnij zabrać ze sobą krągłości
bioder westchnień
ud piersi i orgazmów (w liczbie mnogiej)
tak delikatnych – że jak podniebienie wersów
elektrostatyzm wszystkich prześcieradeł nocy
że jak na powietrze
że jak nic nie ważysz
że aż pod językiem – rozsmakowań żaru
w uchwycie mocarny
z najtwardszych polan popioły wycisnę
więc szastaj łagodnie krajobrazem świtu
i jak tancerka
na balansie dymu
*
w świecach opowiem ci ciebie całą
a w wierszach które będą bardzo jak ogarki – sadzę
ćmy we włosach dopiszę później
PION
wierch o krok
na wprost
skałka zmurszała
z karłowatą sosną
uczepioną jedynym ramieniem
urodzić się na ścianie
i odpaść
do wichrowej kołyski
jak alpinistka
która po to poznaje granice
by słowo -życie- zapisać zieloną kursywą
-Tribale-
dyskretnie malujesz
rzęsy przed hotelowym lustrem
ja zanurzam stalówkę w tuszu
podpisuję rachunek za wynajęty
pokój zapada się w wieczór
tak cicho
jak karawela widmo
zegar
na korytarzu dziarga sekundy
zbyt głośno
zacieśniamy sobą przestrzeń
rozrost niebieskich winobluszczy
półmrocznie
sięga naszych karków
po godzinie
płacimy sobie uśmiechem
ty odchodzisz bez do widzenia
SOS serca na trotuarze
przypływy i odpływy
zanika
podskórny dryf na oceanach krwi
a przecież dobrze wiemy jak bardzo
zapach twoich perfum i delfinka
na biodrze
pasuje do moich tatuaży
światło dzienne
nie ma nas w orędowaniu
tribale z winobluszczu mogłyby skłamać kim byliśmy
pod cieniem
sen o wodzie z sodą
deszcz padał prosto w twarz
od wewnątrz
śniłem lewiatana
i lewiatan się śnił
od nozdrzy po ogon zelśniony od potu
więc lśniłem lewiatana
i lewiatan się lśnił
przez zakratowane przekrwieniem oko
wypruwałem z tych lśnień befsztyczki i flaki
aż przyciasno im się we mnie wierzgało i wiod-
ło więc
musiałem wstać bluzgnąć na nieodpartą potrzebę
potykając o pęcherz z ciszą
pomyślałem że na złość snom turpistycznym mogę jedynie nasikać
na krateczkę kuchennego zlewu
taki prywatny bunt
odpadłego
w noc
Katarakty
Motto:
Ciemność jest w nas od zawsze
Tylko niekiedy maskuje ją światło
Poranek Chwila przed rozednieniem
Światłocień tężeje w żyłach Łapię
pierwszy oddech
Schodzę z poddasza na którym śniłem
pył w zarękawku Boga
Nie można chcieć więcej
Już jestem w ogrodzie
Nocą padało Trawa wyciąga się
z ziemi a ptaki polują na dżdżownice
Błękit kamienieje w kałużę aby nie spłoszyć
Nieruchomieje i mój własny cień
cierpliwie skulony za mną
gdy dogaszam świecę
skala
na zwykłym biurku z dykty
kwitnie zielona paprotka
obok
ustawiono glob
zawinięty w siatkę
południków i równoleżników
wygląda jak plastikowy pusty w środku owoc
taki śmiesznie niepodobny i mały
nad nim śmiesznie kwitnie pan geograf
gdy próbuje tłumaczyć tekturowe kontynenty
malowane morza
zamysł
boga
Boga
a na zwykłym biurku z dykty
kwitnie zielona paprotka
koniunkcja cieni
gdy kocham ślepo
anemon odkwita w bańce sodowych lamp
moje opuszki
można tak zacisnąć na mirażu
że prześwit zamruga
łodygami delikatnej pajęczyny
nie bój się
gdy całuję po skrzydłach
łagodne są moje wargi pełgające
nie pożeram aureol po ćmach
na zawsze
między mną a tobą
jest szept księżycowy
niby przypadkiem
prześwietla ciszę litą jak skała
polując z białą
ułożony pokotem - zeszklony - zesztywniały w wersach
łów - wszystko w ciepłej posoce i drgało
takie organiczne stykaniem - pole widzenia
bez ani jednego wbitego gwoździa czy docisku śruby
stół horyzontu służył do patroszenia
wydeptując swój krąg
wyszliśmy z nocy i sierści - w śniegi wdeptując
jak mi zimno i tęskno poza twoim słowem
jesteś piękna z tym klinem zaspy
wbitym pod dziąsłami lasu
przenika - sen w borowinach i oczy - płonące owoce żurawin
dwie nagie piersi obiecałaś -
sannę w uślizgu między sosnami - każdy rozstaj dróg
pachniał wiatrem - poezja rozkrakana jak wrony
ktoś już tam był - tropił - śledził trajektorie śrucin
a może kropki ypsylonu
urodziliśmy się w styczniu - pod znakiem sfory
w paści zachodu sarnieje nam słońce - błyska lustrem na lodzie
krwawi
styczeń - biały pies - dogryza wnyki do kości
białą farbą ślady wyciskałaś
tak bardzo pod żebrem ta poświata uwiera i piecze
zimno mi
i dłuży kord księżycowy - nóż wbity w syberię na płask
śpij srebrnopióra
w noce zimowe ogrzejemy komuś nogi
trofeum naszych łap
misterium rozmycia w pejzażu
a ty odejdź cicha lipcowa
i liściasta jak pogański ołtarz
przy którym oddaje się cześć boginkom
o ciałach z lipowego drewna
a teraz wypowiem rosę
kropielnicę rzeźbioną w płochliwość
zwierzęta rozbiegłe w mokrych futrach
i otoczaki – obłe skamieniałe ryby
abyś stąpała po chłodnych i gładkich łuskach
a ponad wszystkim katedrę ulewy
wyrastającej z chmur
o szkielecie z miliarda weneckich luster –
pachnij
pachnij tak jakbyś w zwykłej drogerii kupiła mydełko
o zapachu zapomnienia
-
- Nasze rekomendacje
-
-
UWAGA!
JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
[email protected]
PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
-
- Słup ogłoszeniowy
-
-
Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.
Benjamin Franklin
UWAGA!
KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!
Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
A oto wyniki
JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
dudnienie - Nowy Vega
- Mchuszmer
- Posty: 868
- Rejestracja: 26 paź 2015, 21:15
dudnienie - Nowy Vega
Ostatnio zmieniony 10 gru 2019, 20:59 przez Mchuszmer, łącznie zmieniany 9 razy.
mchusz, mchusz.
- lczerwosz
- Posty: 9449
- Rejestracja: 31 paź 2011, 22:51
dudnienie - Nowy Vega
co to za zbiór wierszy? Czy tworzą całość? Nie bardzo rozumiem.
Pozdrowienia
Pozdrowienia
- Mchuszmer
- Posty: 868
- Rejestracja: 26 paź 2015, 21:15
dudnienie - Nowy Vega
Nie, żadnej. Jak w wątku na początku:-), znaleźliśmy w sieci i wybraliśmy. Ale fajnie, że tu ktoś zagląda;-)
mchusz, mchusz.
- lczerwosz
- Posty: 9449
- Rejestracja: 31 paź 2011, 22:51
dudnienie - Nowy Vega
Nadal nic nie kumam. Czy każdy wiersz ma innego autora? kogo?
A kto to Vega? Nowy?
Czy jest coś, o czym powinienem wiedzieć? Jestem zacofany.
A kto to Vega? Nowy?
Czy jest coś, o czym powinienem wiedzieć? Jestem zacofany.

- Mchuszmer
- Posty: 868
- Rejestracja: 26 paź 2015, 21:15
dudnienie - Nowy Vega
Leszku, wierz mi, że gdyby wiersze miały różnych autorów, to nie omieszkałbym ich wymienić...
Jak w tytule wątku i w rozmowie, Nowy Vega/NW, mijaliśmy się na portalach. Nazwisko oczywiście można obczaić w pewnym magazynie, ale ja nie podaję.
Czy powinieneś znać, wiedzieć, to już wedle uznania:)
Jak w tytule wątku i w rozmowie, Nowy Vega/NW, mijaliśmy się na portalach. Nazwisko oczywiście można obczaić w pewnym magazynie, ale ja nie podaję.
Czy powinieneś znać, wiedzieć, to już wedle uznania:)
mchusz, mchusz.