Pisanie, jak japoński drzeworyt – cienkim rylcem ryte – odbitka z niego subtelna, delikatna, czarno – biała, choć wyraźnie widać ostre krawędzie szkicowania, z ukrytym w nich bólem, niepokojem, niewyartykułowanym pytaniem (o sens ofiary), nawet strachem pod pozorną zgodą na nieuchronne.mirek13 pisze: ↑18 wrz 2018, 02:57ostatnia filiżanka sake
i już
mam kosmos cesarza
i myśli takie...
w rozmazach bushido
może kiedyś się wyda
że napisałem list do matki
kocham cię mamo
i umieram
tak trzeba
trzeba synu
śmierć jest odpowiedzią wrogom
że nie mogą
umieraj
nie trafiłem mamo
jestem plamą na oceanie
nietrwaniem
niczym w tym poplątaniu nieba
tak trzeba?
i myśli dziwne takie
po filiżance sake
umieram
- Los, cesarz, życie, okoliczności mi to zgotowały, ja mogę tylko z tego wyjść z honorem – no, nie wyjść osobiście, ale z dobrą pamięć o mnie. Zresztą nie pozostawiono mi wyboru. A skoro tak – zrobię, co trzeba.
Mirku, bardzo mi się podoba; porusza, dotyka tkwiącego i we mnie problemu, pytania o moje wybory, a właściwie ich brak; jakbym się ja zachowała w ekstremalnej sytuacji? Nie, nie sądzę, by ci młodzi chłopcy zostali tak zindoktrynowani (zgoda, może jakaś część z nich), by z radością rozbijać siebie umieszczonego w bombie jednokrotnego użytku o wraże okręty. Użyłeś zwrotu – „umieram jak trzeba” – (czy to może fragment autentycznego listu jednego z kamikadze?), który – dla mnie - wyraźnie pobrzmiewa echem słów Inki – Danuty Siedzikówny: „powiedzcie mojej babci, że zachowałam się, jak trzeba”.
I ona i ci chłopcy w podobnym wieku byli wydani na śmierć. I do tego ostatniego momentu w ich życiu doprowadziły podobne okoliczności, choć dziejące się na antypodach; wojna, jej konsekwencje, ścierania się ideologii, odmiennych poglądów, chęci narzucenia ich siłą, dominacji, bez względu na ceną (i może być nią ludzkie życie, czemu nie?), podłość i okrucieństwo – bo cóż znaczy jedno, czy tysiące ludzkich istnień, skoro mogą być użytecznymi (nieistotne, że martwymi) stopniami, po których wejdę i narzucę, tym co przeżyli, swoją (jedynie słuszną) wolę.
Moje na wierzchu – bogiem jestem!
Oj, źle mi się myśli o meandrach ludzkiej natury i kondycji.
Jeszcze jedno, zgoda, nam europejczykom trudno zrozumieć odmienną kulturowo, historycznie i mentalnie naturę niebywałego zjawiska – bycia kamikadze.
Może pora na urlop i przewietrzenie resztek zwojów pod koafiurą.
Dziękuję, Mirku, za chwile refleksji pod Twoim bardzo dobrym wierszem - kondensacja słów nadała mu dodatkowy walor - chociażby wiodły mnie na manowce.
Serdecznie pozdrawiam
L