Lata 80. XX wieku były trudne, także pod względem zaopatrzenia. W sklepach puste haki, półki okraszane butelkami octu i słoikami musztardy. A gdzie towar zasadniczy, czyli wkładka mięsna? Jakoś trzeba było sobie radzić, by nakarmić rodzinę. W wielu miejscach pracy problem rozwiązywała tzw. baba z cielęciną.
Kilka razy w miesiącu, a także w zależności od zamówień, w Collegium Maius zjawiała się pani Stefcia z podkrakowskiej miejscowości Liszki, wsi do dzisiaj znanej z dobrej jakości wyrobów mięsnych. Wchodziła na krużganki pierwszego piętra i pukała w okno jednej z pracowni. Widok pani Stefci powodował ożywienie prawie wszystkich pracowniczek i pracowników – z wyjątkiem Justyna, ale o nim później. Pani Stefcia do muzeum wchodziła przez westybul Librarii, uginając się pod ciężarem taszczonych przez nią wielkich toreb. Bywało, że pośród dzieł sztuki, rozmowa o możliwościach i sposobach zdobycia mięsa stawała się atrakcją samą w sobie i głównym tematem żarliwych dyskusji. To kartki żywnościowe określały co i w jakich ilościach można było nabyć. Do stania w kolejkach zatrudniało się całą rodzinę, więc singielki i single łatwo nie mieli. A kiedy i gdzie coś „rzucą”? Loteria, czyli nieśmiertelne o tempora, o mores!
Stefcine mięsne delikatesy rozkładane były na owalnym, dziewiętnastowiecznym stole z piękną politurą. Towar: kiełbasy, szynki, pasztety, połcie mięsa zawinięte były w szary papier, a z wierzchu zabezpieczone gazetami, zazwyczaj Trybuną Ludu. Zawiadamiano pozostałych pracowników muzeum i zaczynała się sprzedaż. Na końcu pani Stefcia zbierała zamówienia, a muzealne sale jeszcze długo wypełniały się zapachami wędzonki, czosnku i majeranku.
Najbardziej na tym mięsnym procederze cierpiał Justyn – muzealny przewodnik; poliglota i weganin. Dla niego oddychanie powietrzem przepełnionym mięsnymi zapachami musiało być specyficzną, organoleptyczną torturą. Próbował zniechęcić nas do zakupów kiełbas, oferując w zamian opowiadanie interesujących, chyba wymyślanych przez niego, bajek i przypowieści. Muzealniczki chętnie ich wysłuchiwały, po czym z niemniejszą ochotą kupowały przynoszone przez panią Stefcię rzeźnicze rarytasy.
-
- Nasze rekomendacje
-
-
UWAGA!
JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
[email protected]
PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
-
- Słup ogłoszeniowy
-
-
Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.
Benjamin Franklin
UWAGA!
KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!
Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
A oto wyniki
JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
Baba z cielęciną
- Lucile
- Posty: 4854
- Rejestracja: 23 wrz 2014, 00:12
- Płeć:
- eka
- Posty: 18257
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
Baba z cielęciną

No nie, poza wysublimowanym Justynem, sfery się wyjątkowo dopełniały w owych czasach.
Bardzo dobrze napisana historia, Lu.

-
- Posty: 658
- Rejestracja: 18 gru 2020, 19:45
- Płeć:
Baba z cielęciną
Takie to były czasy, miniaturka, przypomina mi komedię "Miś" tam też był motyw z mięsem w sklepie z chemią i kosmetykami. Mięso było przednie, a od szamponu jakaś kobita wyłysiała. Ja w tamtym okresie byłem nastolatkiem i bardziej interesowały mnie słodycze, szczególnie czekolada, którą chyba nawet trudniej było zdobyć.
- Lucile
- Posty: 4854
- Rejestracja: 23 wrz 2014, 00:12
- Płeć:
Baba z cielęciną
To jedna z kulowych scen z "Misia". Rzecz dzieje się w - powszechnych w owych czasach - kiosku ruchu. Kioskarka, znakomicie grana przez Barbarę Winiarską, pałając świętym oburzeniem krzyczy do męża nieszczęsnej ofiary szamponu: "ja tu mięso mam!"
A czekolada, ta prawdziwa, też była trudna do zdobycia, raczej królował wyrób czekoladopodobny.
