#32
Post
autor: Alicja Jonasz » 02 lut 2023, 12:36
fr. 12
- Ratuj, wiedźmo! Albowiem umarłem za życia... - rzekł, stanąwszy na progu pełen obaw i strachu.
Stara siedziała w kącie chałupy jak ongiś, gdy przylazł błagać ją o ratunek dla chorych, i jak ongiś zdawała się być pogrążona w zimowym letargu niby suseł, który nagromadziwszy zapasy tłuszczu, nie spieszy się z pobudką, póki wiosna nie rozpanoszy się na dobre.
Cicho było jak w grobie, jeno rozżarzone drwa w palenisku strzelały iskrami.
- Sprzeciwiłeś się woli ducha lasów! Biada temu, kto piórka nie posłucha... Pamiętasz? Nie dziw się zatem, że cierpisz! - zaskrzeczała jędza, nie poruszywszy się ani na krztynę. - Przestrzegałam cię, chuderlaku! Mogłeś mieć wszystko, a tyś wolał posłuchać głosu serca...
- Cokolwiek uczyniłem, nie żałuję, albowiem kierowała mną miłość, a ona przewyższa wszystko... - zawołał młodzian w uniesieniu. - Czyż nie wycierpiałem już wystarczająco dużo?
- Cierpienie jak i miłość, która owładnęła tobą, nie mają miary... Nie zamkniesz ich w gliniaku niczym jadło, czerpiąc garścią według potrzeb. Nie znajdziesz też nań leku, choćbyś przemierzył świat cały i posiadł wszelką tajemną wiedzę - odparła starucha, rzucając do ognia garść ziół. - Miłość i cierpienie kroczą pospołu jak para kochanków. Nie rozdzieli ich nic, ani czas, ani odległość, ani też śmierć...
Buchnął z nagła dym ku powale i jak onegdaj, tak i teraz począł formować się w ptasi kształt.
- Cóż mam zatem począć? - jęknął Antoś.
- Żal mi ciebie, chuderlaku, boś ze wszech miar dobry i uczciwy... Wszakże duch tych lasów ci sprzyja! - syknęła jędza. - Jest jeden sposób, żebyś zyskał wzajemność i do końca dni swoich cieszył się szczęściem...
- Zrobię wszystko... - zawołał młodzian i padł z wdzięczności na kolana przed puszczykiem.
- Weź ten korzeń mandragory, sporządź z niego miksturę, podaj ją lubej i sam wypij - ciągnęła wiedźma. - A gdy tego dokonasz, uczyń wszystko, by nim północ minie, dziewczę złożyło na twych ustach pocałunek! Biada wam, jeśli tego nie uczyni...
Antoś nie zastanawiał się ani chwili. A bo i po co? Wszak starucha napełniła jego serce nadzieją, a ta zdolna jest unieść człeka wysoko! Porwał korzeń w drżące dłonie i nie oglądając się za siebie, poniósł do grodu jak najcenniejszy skarb.
Nie minęło czasu wiele, a napój miłosny był gotowy. Nakazał tedy kasztelan szykować wieczerzę. Ach, nie sposób opowiedzieć, jak wystawna miała być to uczta! Powiadają, iż od jadła i napojów uginały się stoły, a sala ustrojona we wszelkie kosztowności mieniła się niby książęcy skarbiec.
- Napijmy się wina, pani! Nabyłem je od kupców, którzy taborami z dalekiego imperium podążali ku morzu po jantar - rzekł młodzian, gdy już wszystko było gotowe. - Wznoszę toast za twoje zdrowie, pomyślność i urodę! - dodał, wychylając kielich do dna.
Jakżeż był szczęśliwy, gdy ujrzał, jak kasztelanka, wysączywszy miłosny napój co do kropelki, poprosiła o więcej.
- Pij, pani - szepnął, pochylając się ku niej - a potem pozwól swym ustom posmakować moich...
Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak