#13
Post
autor: Alicja Jonasz » 14 sty 2021, 09:30
fr.4
Chcąc ubiec innych myśliwych, położyła się spać z wieczora, by przed świtem, nic nie mówiąc nikomu, wymknąć się z kasztelu i ruszyć do puszczy. Długo kasztelanka wędrowała po lesie w poszukiwaniu tropów jelenia. Słońce było już wysoko na niebie, a ona wciąż błądziła po dzikich jarach i wąwozach, przedzierała się przez gąszcze traw i kolczastych zarośli, pokonywała strumienie i bagna, aż wreszcie, wytropiwszy zwierza, poczęła go ścigać. Ten umykał co sił długimi susami, ale rozłożyste poroże przeszkadzało mu w ucieczce. W pewnej chwili utknęło między rozwidlonym pniem sosny tak, iż jeleń nie mógł wyrwać się z uwięzi. Szamocząc się rozpaczliwie, wkrótce osłabł i bezwładnie osunął na ziemię. Kasztelanka podeszła blisko, powoli napięła cięciwę łuku i już miała wypuścić strzałę, gdy nagle jakaś dziwna istota, niepodobna do człowieka, stanęła jej na drodze, zasłaniając uwięzione w potrzasku zwierzę. Dziewczyna zlękła się, ale nie wypuściła łuku z ręki, przeciwnie, jeszcze mocniej napięła cięciwę i wypuściła strzałę. Nim grot przeszył serce jelenia, widziadło rozpłynęło się w powietrzu, jakby w ogóle nie istniało.
Zmierzch zbliżał się wielkimi krokami. Kasztelanka, nie bacząc więc na nic, zabrała się do oprawiania zwierzęcia, lecz nie szło jej to wprawnie, gdyż ręce, do tej pory biegłe w sztuce, tym razem straciły swój spryt. Ku przerażeniu dziewczyny za przyczyną jakowejś tajemnej mocy gwałtownie zaczęły się wydłużać i zmieniać kolor skóry z jedwabistej na ciemnobrunatny. Wkrótce stały się cienkie i wiotkie, zwisające delikatnymi gałązkami do samej ziemi. Nogi, chwilę wcześniej wysmukłe, nagle straciły ludzki kształt, zrosły się w gruby pień i pokryły białoszarą, spękaną korą, stopy zaś przemieniły się w korzenie i wniknęły głęboko w ziemię. Twarz zatraciła swój dziewczęcy wygląd, pomarszczyła się i popękała, a lśniące włosy przedzierzgnęły się w bujną koronę porytą drobnymi, zielonymi listkami.
Legenda głosi, iż to sam leszy przemienił kasztelankę w brzozę, aby ukarać ją za okrucieństwo, którego dopuściła się wobec braci mniejszych - zwierząt. Zaklęcie miało działać dopóty, dopóki jej ziemski żywot się nie dopełni. Potem zaś w myśl świętych praw jak każde drzewo rozsypie się w próchno i wróci w objęcia matki ziemi. Nim jednak to się stanie, jej konary będą schronieniem dla owadów, ptaków i gryzoni, a sok pozyskany z pnia, liści czy pączków przyniesie ulgę tym stworzeniom, które cierpią. Wieść niesie, że duch lasu dał swemu uczniowi moc uzdrawiania wszystkich drzew rosnących w puszczy, lecz nad tą jedną brzozą nie wolno mu było pochylić się z troską. Mógł jedynie na nią patrzeć i zachwycać się jej pięknem, jak wiosną stroi się w zieleń, jak lekko kołysze się z letnim wiatrem, jak pachnie - delikatnie i słodko. Mógł jedynie patrzeć i cierpieć, gdy jesienią bezlitośnie szarpana przez wicher z jękiem skłaniała ku ziemi złotą koronę, gdy naga drżała wśród śnieżnej zamieci. Czuł wówczas, że serce mu krwawi. Ona jednak zdawała się być niewzruszona. Wszystkie jego spojrzenia przepełnione współczuciem, tęskne westchnienia przyjmowała z chłodnym milczeniem, nie racząc nawet na niego spojrzeć. Ach, gdyby wiedział, co dzieje się w jej sercu, gdyby odgadł jej myśli!
Ostatnio zmieniony 25 sty 2021, 19:05 przez
Alicja Jonasz, łącznie zmieniany 19 razy.
Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak