Jedno
Siedzi imię ponad chórami.
I bije w kreatorze.
W paździerze ubiera widzialne.
Nie pasie stokrotek pod krą.
Ono tam,
niezłomne,
czego chce?
____________________________
Noc
Z miasta wyjechali pod wieczór. Szukali sensu dla życia.
Spójrzcie na nich, siedzą w głębokich fotelach, oddzieleni
szerokością straconego czasu i szklanym blatem stolika.
Pod hotelowym sufitem patrzą sobie w oczy, tłumacząc
dlaczego i za co wciąż kochają. Wyznali, że:
on za spalone czajniki i próby zrozumienia świata,
ona za porządkowanie i potęgowanie jej chaosu, za mądrość,
wbieganie po schodach, trzask przekręcanego zamka, radość
przed dotknięciem, zrzucanie czarnych szpilek, ból pragnienia,
zamykanie oczu i za otwieranie, za wczorajszy szach,
i jej przerażony mat... a najtrudniej im było utrzymać się w bezruchu,
kiedy doszedł do ciepła gładkiej skóry, a ona do uśmiechu w spojrzeniu,
bo spełnić życzenie dzisiaj miał ten, kto pierwszy ruszy z miejsca
i dopadanie. Przegrał, porywa na twarde łóżko i sto razy wypowiada
jej imię różną nazwą, bo ona, śmiejąc się, taką karę mu wyznaczyła
i teraz skrupulatnie liczy swoje znane i mniej znajome twarze.
A później walczyli, rzucając w siebie jasnymi poduszkami, by na zgodę
wirować w uścisku, gdy upadli... jej biodra z mgły, jego oczy z wiatru.
Aksamit i grań. Raz wolniej, raz szybciej skaczą razem w tak niebywale Wysokie,
że nawet bóg-poeta Jemu nie sprosta – w nazwie nie utrzyma. Zazdrości.
Spod hotelowego nieba wyszli tylko raz, aby hartować kształt w chłodzie
porannej planety. Bez słów, zawsze pojemnych za mało, spada na nich rozumienie
kim są dla siebie i będą. Wracają długimi korytarzami, mijając puste pokoje,
a w obojgu – radość do życia, które stworzyło noc i postawiło razem w drodze.
Ta ich czułość w oczach.
___________________________________
odwaga
[.]
jeśli potrafisz
idź za mną tej jednej nocy
i przez ciemny horyzont
ściskaj moją myśl mocno
aż wytrącisz
krzyk
że przestaję być
__________________________
sensorium
rozpajęczenie pod korą
wpisuję do encyklopedii niewiedzy
tymczasem
wrotycz żółci sierpniowe łąki
pachnie jesienią i za nic ma moje
skończone nieprawdy
poza jedną
- nieusuwalną niepełnością wymiarów
którą dla własnego dobra
po prostu bagatelizuje
_______________________
piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii
jaaazda!
w punkt
fuck!
zero
fuck!
miejsce nieurojone
parujące trzewia
grzeczniej bo chcesz wiedzieć nie chcesz i nie kłamiesz... dno den gierka jesteś po to jesteś
by łacha drzeć z ciebie i dobrze zrobi kostucha zaproś wyręcz jak zwał tak zwał może
nie będziesz lub będziesz nie powiem wymyślając zero tam gdzie go nie ma
powołaliście mnie do istnienia
tok myślenia głupi
upi pi i i i
i znikł pan i się pojawi
kiedy
w chichot
wpadnę
logiki
fuck!
_____________________________
Oddamy ciepło
Zapraszam na pół szklanki ciszy z oceanu;
ciepło, leżę przy szklanym dnie i przez palce
beztrosko przepuszczam kolorowe ryby, białe meduzy,
i rosnące, przezroczyste bąbelki. Śmiesznie drżą.
Obiecaj, zanim Golfsztrom zabierze na północ,
wiersze jak ganek na spienionych dźwiękach, pokoje
kołysane i niezastaną wodę, bo kiedyś utonęłam.
Pod okiem starego dozorcy, jak dzieci
będziemy się wynurzać z siebie.
__________________________
strach i wróblęta
a gdyby nam się udało
być wzruszeniem bez końca
w Betlejem
i nad każdą losu kołyską
wtedy miłość szpetną talię trwań
rozłożyłaby z czułością
świat płynąłby wierszem
w jasną noc
dane by nam było
zobaczyć odwrócone lawiny
ujścia rzek w konstelacji Panny
i bezradną śmierć na kolanach czasu
nasze uśmiechnięte życie
___________________________
Rebelie
Dwa motyle na ciepłej skórze.
Szelest. Miękkim cieniem przesypywane strony lasu.
W upalne południe słoneczny zegar wiąże z jasną polaną.
Ugiął się.
Czas.
Tępy topór odcinający światło.
W czarnych zimach z karku zszedł na struny.
Nie ufam, kiedy luzuje ucisk,
tworzy go zmiana.
Gdy za wolno odkładam chleb, liże otwarte kości.
Nasza intymna więź. Zrzucone mosty.
– Tyle zostało – drwi.
Dawno złamał bezpieczne symetrie.
Falą przyboju przelaliście się przez dłonie.
Pod słoną pianą – szum i piach.
___________________________
wpadanie w metaforę
z góry kontynent stulonych pustyń
nie gnije nic nie wzleci nic
nawet ślad
z dołu
miękkie leje czułe wiry
obejmują stopy jak złoty piach
nienakarmione języki
na wprost
pewność skupia horyzont
a to w upał a to w lód
rozpuszcza się noc
za nami
___________________________
on
niczego nie tai
wszystkiemu urąga
postuluje beztroskę
myśli rozbiera
zbiór twoich wierszy
jedyny
którego nie potrafię zamknąć
wychodzi ze słów
_______________________-
@
podobno jeśli zostawić nieśmiertelnej małpie
włączony laptop to kiedyś w końcu wystuka
toczka w toczkę Hamleta
a co gdyby litery zdjęły kaganiec
i same w necie złożyły dramę
to czym
wiązana byłaby jej nieludzkość
na przykład czy tolerowałyby kropki
rozróżniały się bitem wielkim i małym
może uciekając od samotności w sieci
stadnie
na stronie świętego alfabetu
roiły sens w zderzeniach potencjału
kochały
i czy dla nich
mniej materialnych
my – martwe już bóstwa
od człekokształtnego słowa
______________________
pod wersem
leśne oczko
przy sitowiu cicho
kluczą sarnie ścieżki i mokre stopy
w deszczu lipiec rozkłada zielone mchy
uginają się jak niebo pod wzruszoną wodą
ostrożnie przygniatając bure obłoki
wolno piję lato
______________________________-
zdradzana
w labiryncie była prostotą
kiedy przychodził i zamykał drzwi
mówiła
no szybciej no chodź
cieszył się
jesteś racją istnienia pewną jak śmierć
ona
nagą i pulsującą być mocniej nie mogła
jeśli między szaro-krwawymi zasłonami
zbyt głębokie cięcia
(czego nie wziął pod uwagę)
powtarzała perfekcyjnie i bez znieczulenia
o tak
(przytakiwała głosom zza ściany)
oczywiście że brak poczucia własności
winien być surowo karany
najlepiej dożywotnią anatemą
z grona inteligentnych i wspaniałych
____________________________
rozpisanie
ten mężczyzna nade mną z uwagą
sczytuje ciało do białej kartki
kiedy pisze
każda litera jest kreską
na głodzie wrze
słowo bez kodu
ten mężczyzna wie
jak stąd mnie wypisać
z garści podrzucić obłokom
(chociaż wcale go nie kocham)
________________________
ANA
to nic
że niebo (kapsułka pełna literek)
jest płyciuchne
to nic
że my
Aktywni Niemal Analfabeci
składamy się z banałów karteczek pisemek
piosenek grafomanek i grafomanków
to nic
bo my – tekstopartacze
liga pustaków
partia ciemniaków
zakon hipokryzji z dzietnością dzienną
powyżej stroniczki
martwić się nie musimy
o sens
kadząc Słowu
(które już dawno wykopało ANA ze znaczeń)
________________________________________________
kulka
nocne niebo nie ułożyło się samo
wiele musiało minąć
bym gładko obracała między palcami
błękitną kulkę
jest ciepła i nawet kiedy milczysz
rozjaśnia bez upewnień
wirując zrzuca sprzeczne myśli
tak jak nagły obrót ciała
krzykliwe dzwońce z parapetów
i nie wierzy
że w moich snach
oddycham za umarłych
____________________________________
Epikryza
Przekartkowane lato kojarzy się w zgodzie
jedynie z kalendarzem; szczepienia ochronne
i komplikacje - powszednia część świata.
Na rdzawym biegunie, splecionym z jesienią
palcami chimer, mądrzejsi o milczenie
stawiamy lampę oliwną. Chcesz światła?
Trudno będzie znieść jego tkankę otaczającą noc,
nie pomogą uciskowe opaski na ciemnościach.
Puls zwalnia... mów do mnie, otul ciepłem, a może
nie przegramy jednokrotnym zapisem; nawet jeśli
szron na skórze zamieni wilgoć w diamenty,
wiosną położę się obok ciebie na krze.
(to nic że pisklęta w nas
będą zbyt słabe aby obrócić ją w puch)
________________________________
Kradnie mnie przeszłość
robiłeś mi zdjęcia pod światło. portrety ze słońcem
lub stuwatową żarówką. w nieostrych konturach
półmroczne twarze, cienie miękkie i groźne.
twojemoje są tylko nasze – w szeptach
nad niedoświetlonym bólem
czułość jak powódź. pamiętaj.
piekło, które przeżyjesz,
minie.
_________________________________
Drgania
Nie pyta.
Wkłuwa się do biegu tysiąca drobnych igieł, do amfilady
otwierających się drzwi i nieskazitelnych prześcieradeł,
odwraca.
Słyszę, że jestem,
że małym rudzikiem, gdy inne skrzydła
dawno w nim umilkły, krążąc w słońcu,
złotym cieniem otulałam jego sen;
a teraz – szepcze – skamieniałaś
przez niego, na tej złej drodze
daleko ode mnie.
*
– Czemu nie dajesz jej odetchnąć,
draniu, zdeptałbym cię,
gdyby nie ona.
__________________________________
pokora
trzynastoletnia Kaja już nie chce być malarką
sędzią ani architektem
uklękła przy kamieniu na którym siedzę
i z powagą domaga się przepisu
na genialne powieści „bo wiersze to wie pani
nie jest łatwo układać”
w przedpołudniowym słońcu opowiadam
bzdety o Masłowskiej
o literackich portalach
polonistyce
a długie rozpuszczone włosy Kai
tańczą na moich kolanach
i wiedzą lepiej
Fuck!
łżą ładne wiersze
nadprogowo
wypracowany dil z metaforą i ogładą
plass
plass
śliczności – subtelnie podświetlone
a w chałupach i na salonach
wiekuje naczelna wszapoida
żre wszystko nienasycony starotwór
(naświetlania etyką i chemia związku bezradne)
od Kaina przez Auschwitz – wszędzie
z nami
pisze człowieka
pogarda
_____________________________
W łuku
Ty.
Świt w zanadrzu, lustro studni i zmierzwione dno, mocno
bądź o siebie opartym; przynieś zapach ubogiej łąki,
ziarno bólu, zbutwiały liść, bo kiedyś
przejdziesz
jak ja,
przybysz spod szelestu symetrii, z polami
do których nie dotrzesz, starszy o eony, w walce
o zaistnienie granic, w rojowiskach bez pszczół,
z lotu, bez zanurzania – obejmujący.
__________________________
Ona
Jest w drżeniu szybko skreślanych podpowiedzi,
owczarnię ma w źródłach i zaciekłych deszczach.
Nosi je w sobie po królewsku i po pastuszemu.
Smaga drwiną, bo słowa w letargu obrażają.
Z perłowego wnętrza dłoni bywa że przeniesie
niecierpliwość w zachwyt, ból w ostry granit,
emocje w gorące skórki chleba, ale to jej wybieg,
pozór spełnionego nienasycenia. Może przeprosiny,
jakże niedbałe.
______________________________
Lokatorka
chciałabym ułożyć się w sobie wygodnie
ale ta młoda
piękna kobieta w głowie
nie chce się przesunąć
mądrala
gdy poranne lustro
spycha ją na twardą podłogę
jak kotka
unosi wysoko grzbiet lub prycha
nadąsana
kiedyś cię wykopię spod każdego snu
i będę wygrana bo bez żalu
stara
_________________________________-
Hossa
Kiedy do końca rozprowadzisz mnie na języku,
napisze światu arcydzieło.
A wtedy Rilke zdejmie kapelusz,
oczy odzyska Homer,
odabsurdzi się Sartre w murze,
i może...
ja, tobie Panie,
zaległe metafory od wynajmu
(nie tylko ciała)
umorzę.
____________________
zanim wtrącił się świat
trzeba nam było
dopełnić się pod żebrem czasu
tak nieodwołalnie
razem wyskoczyć z oddechu
i nic by nie zraniło
____________________________-
Kto mnie weźmie
z nocy ciemnej
może cisza
może
śnieg
rozdzielę się nim
rozbielę by opaść bez winy
na ciebie
na świat
_______________________________-
balast
zgaś światło
w oczy kładź więcej
wciąż więcej ujemnego ciężaru
ciemności
która wpada w nas niczym balast
łagodny dozorca trzymający przestrzeń
wokół słonecznego zegara
zgaś światło
poczujesz jak tajemnicą lekko ucisza
cały ten cyrk
tandetny zgiełk
targi i utargi świecących atomów
dziewczynko moja
kiedy nad oliwną lampą w oknie
umierają nocne motyle
zgaś ją
naga wyjdź
ciemność ocala
______________________________
Nienawidź
Jestem tym, co wysokim dźwiękiem rozbija pręt
wbity w piętę albo igłę w oku.
Nie szlochaj.
Od zawsze bezradność przekuwam w potęgę,
miękkość w górski potok,
serce w czysty kryształ bez skazy niemocy.
Kruszę wszystko, co boli.
Biegnij we mnie.
___________________________
Sznurki
Przebić się przez konwalie,
odnowić podnajem bielonego kwiatostanu,
cel - czyste zasiedlenie
uwiązane, zielone, pachnące.
I szeleszczą jedwabne:
pozbyć się, przesadzić
lokatorów do kubka z ciemno kipiącym piachem.
Zbierają siły albo czekają na wiatr.
Strząśnie.
__________________________
Rutyna
Coraz ciężej. Nad planetą chmura słów
usypia myśl, zapach kawy,
zamknięte drzwi.
Idź już.
Wejdź w głód,
w ścięgno przed skokiem,
i tam
czujnie przy ciepłej krwi
drąż
nasze ledwo uchylone.
________________________
pewność
nawet wtedy
spod mrocznych ciosów
kiedy myśli doświadczały jak nisko
schylać się potrafią
i podźwignąć ile
wysklepiał się czas z radości
nie tylko spojrzeń
przestrzeń
spijaliśmy między oddechami
*
to kobieta twego życia
a to mężczyzna za którym iść powinnaś
– rzucił zawiany gość
mijając nasz stolik Pod Wszystkimi Gwiazdami
____________________________
w niepojęte
ach jak spokojnie wnikamy
bez oczu
powietrza i ust
trzeba kochać aby nas mieć
___________________________
zobacz co dla ciebie mam
multum pytań gdy sen morzy
krzyk nad świtem
miód w poranku
cytrynowe przedpołudnie
kpinę z prawdą
chłód na upał
sto dni w studni...
wierszy wiadro
upijemy się wersami
puent nie będzie
połknę żal
__________________________
Anioł
Tul się do niego, tul, ale ostrożnie,
podług jego woli. Widziałaś, małe serce
nawet stracha na wróble się boi.
Drży, trzepocze, więc proszę...
Skurcz się, malej, malej w umyśle do wymiaru piąstki.
Wypuść z niej wszystkie klatki, kamienie, chmury
czarne od śrutu. Ziarno pożycz od słonecznika,
rozsyp na parapecie.
Może przysiądzie na otwartej dłoni,
tulić się pozwoli.
Zaczekaj.
__________________________
Supernowa
... śpij nasz świecie, śnij
(Ks. Nowego Prawa 7,7)
za 23 i pół obrotu wokół Słońca znikniemy
położyliśmy więc kamień węgielny
Czasu przed Zagładą
(trwamy trwamy trwamy)
zintegrowane rządy ustanowiły Nowy Eden
bez grzechu pierworodnego
rozpylana chemia zabiła rozrodczość
środki przeznaczone na zbrojenia i inne ciemności
przekierowano na darmowe leczenie bólu ciała i umysłu
(trwamy trwamy)
ale i tak wielu z nas poddało się eutanazji
ogłaszając swoje zwycięstwo nad gwiazdą
nikt nie głodował nie kradł nie zabijał
wszystko za darmo
kończący się świat za sprawą
nieprzekupnej sztucznej inteligencji
rozdzielał się sprawiedliwie
(trwamy)
ludzie znikali w domach lub świątyniach
wymarł hedonizm i konsumpcjonizm
tylko nienawiść wobec gwiazdy
dalekiej i nieświadomej swej przemiany
bezsensownie rosła
przy okazji braku wyjątków (ocaleć nie mógł nikt)
wreszcie odpuściliśmy sobie i innym
przed wspólnym końcem w powszechnej równości
człowiek i świat – brzmiało godnie
zachwycała każda licha grudniowa stokrotka
i pajęcza nić (trwały)
znudzona Kloto przędła jeden wzór
- więc urodziliśmy się by szybko umrzeć -
wzdychali najmłodsi z nas
smutni piękni dwudziestoletni
zazdroszcząc pomarszczonym i przeżytym
znieczuleni opiatami celebrowaliśmy czułość
aż pospolitą się stała
pewnie dlatego
na tydzień przed Zagładą w centrach
i na przedmieściach z taką rozkoszą
wylewamy cudzą krew
piekło nie chce się wyludnić – szepczę
wyciągając nóż spod twojego żebra
było wciąż nie nucić
śnij nasz świecie
śnij
___________________
Rozłąki
Nad mogiłą cicho, bez żegnaj, liść porzuca gałąź.
Jakże posmutniała. Biedna, nerwowo przelicza
złociste maluchy. Jak przeżyje rozstanie,
gdy wszystkie odlecą?
Czarna, naga, bezlistna, przez wiatry smagana,
dotykiem mrozu ścięta, zapłacze się sama.
Zawieruchy zapragnie, zamieci, zawiei,
by pod ciężarem śniegu runąć pod pień
i zgnić...
jak martwe dzieci.
________________________
jak się rozpadać
yes yes yes puchnie na języku
inteligentnej ćmydrwiny
jak ona celnie elokwentnie
lotem jednostajnie koszącym
doszarza rozpadliny umysłów
kocha się z nimi
by zepchnąć z krawędzi
od początku
„ćmy były na twarzy przepaści” *
później
w jej zimnych ustach
nie daj się połknąć
czeluść wzbiera
pluje drwiną aż do słońca
nim śliski gejzer runie – zaczep się o rzekę
o jej świeży dotyk lub o zapach tataraku
rój bez pszczół
suitę białych chmur
zawsze
o nie swój początek
i trwaj w tym gambicie trwaj bo lepiej rozpadać się
w zachwycie
* Biblia Królowej Zofii (Genesis)
______________________________________-
Tuzinami leżą
bo większy zabiera mniejszemu rzekę
pole i drogę przez bagna
i domy dużo domów
i niebo też mu odcina
zamyka morze
jest większy – może i korzysta
tylko dziwak by nie wykorzystał
dużych i małych ludzi mniejszego
i grubych ziaren pszenicy
i... i... i... (dopisz)
większy w setnym dniu wojny
ma więcej czasu i przyszłych trupów
też ma więcej
wielkiego w zabieraniu zatrzyma tylko Większe
to takie proste
i nadal nie do pomyślenia
przynajmniej
trzeciego czerwca anno domini 2022
_______________________
Dla nas
Wyłącznie proste wieczory i sny w kamiennym spokoju,
a jeśli wyświetla się lęk, to tylko z obawy spotkania.
Nigdy nie wiadomo, z czym może przyjść człowiek.
Szkoda, że nie możesz być.
Na polanie nie straszy czas ani odległość.
Umeblowałam skończony kosmos.
Dwa zwinięte w kłębek sierściuchy na fotelach.
Nic nam nie grozi – mruczą. Pliszka za okiennicą
zbudowała gniazdo, sześć gardziołek na głowie.
Na stary klon po zmroku podlatuje sowa.
Dwie sójki zasiedliły świerki wokół polany.
Dzisiaj myszołów na starej studni dopadł mniejszą,
druga tak rozpaczliwie miotała się, próbując go odgonić.
Wzbił się z ofiarą w szponach, kiedy wybiegłam z domu.
Biedna, leciała nad nimi, krzycząc przeraźliwie.
Patrz na mnie, gdy się boję.
______________________________
Czarny miód
dojrzałość wraca
z wiadra pełnego porzeczek
wyjmuje ślimaki i przeprowadza na łąkę
jeszcze nie wie co począć
z plastrami miodu w kominie
spójrz
znowu od rana dym dzikich pszczół
dobrze że lato gorące
czuje ze jest bardziej
gdy suche gałęzie
wpycha wnykom w paszcze
w nocy klęka
pod ciężarem piękna
najwyżej oświetlonych dróg
a jutro
zacznie oswajać choroby
w końcu trzeba zniknąć z pogodą
______________________________
Smak
Bułka gryziona na ratyzbońskim Kamiennym Moście,
kupiona w nadbrzeżnym sklepiku, ciepła i chrupiąca,
ciągle nie pozwala o sobie zapomnieć. Smakowała
odzyskanym, szczęśliwym wierszem.
Chcesz? - zapytałam. Zaprzeczyłeś.
A wtedy przez surową prostotę romańskich przęseł
i ciszę usypiającego Dunaju, jak taran
przebiło się serce katedralnego dzwonu.
Oczy pewnie miałam jak spodki,
bo szczelnie zamknąłeś je w ramionach,
a w ustach ostatni okruch.
____________
Powtarzalność
I tak w koło, Macieju, wbiłeś się w koło
samsary. Może w końcu pójdziesz
ośmioraką ścieżką, by łagodnie
skoczyć w ocean nirwany.
_________
Punkt widzenia
Dziób ma ostry, gniew drwiący, śmiech
strupiały, wyniosły, zawsze myśli,
że w patrzeniu jest ponad.
Nad wszystkim.
A jak mnie widzi biedronka,
żwawo schodząc po łydce?
Co wywęszy woń łąki,
podbiegając pod skórę?
A czy leśne pająki, łącząc krzaki,
gałęzie i drzewa, czują respekt,
gdy zbliża się Ewa?
Ma mnie w nosie powietrze,
słońce też nie dostrzega. I nie
o mnie na ścieżce czarny kos
teraz śpiewa.
______________________
odgoń
teraz śpiewa asylabizm
ładując kolejne frazy w krzywy las
bez korzeni
za to pod boską chmurą
która z przodu jest lwem
pośrodku kozą a od tyłu wężem
tutaj wkrótce
zapłoną chimeryczne wierzchołki
tli się powietrze
-
- Nasze rekomendacje
-
-
UWAGA!
JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
[email protected]
PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
-
- Słup ogłoszeniowy
-
-
Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.
Benjamin Franklin
UWAGA!
KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!
Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
A oto wyniki
JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
Z Ź Ż
- eka
- Posty: 18257
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
Z Ź Ż
formowanie
znikamy lub w nas się przegląda
nić nieprzerwana
a jeśli tak... jaka myśl prowadzi sprawy czemu stawia na stole
świece w gryczanym miodzie i chleb kroi z wersów
gdy wyobrażeniem idą zielone rozlewiska jak myślisz
czy w weneckim lustrze
już nas obserwują widoki na przyszłość
__________________________
Lato i jesień
W przyszłości, której nie było, jesień skarży się w liście
na lato zielone, bo drań, chłystek szybki, niecnota,
zdziera z niej kolor i nie będzie złota.
W kwiaty odwraca kolczaste kasztany, ponadto,
czyli: łąki pylone tabunem motyli,
i mnożą się kleszcze,
i jeszcze komarzyc naloty, wiadomo... kłopoty.
Gdzie nie wejdzie – spiny. Dzień nie odpuszcza,
żąda odpłaty za nadgodziny. A rankiem noc się użala,
bo jej ciemność okropnie zbiedniała.
Jesień przysięga, że lipca nie chciała:
– Od końca września czekam na zimę.
Ratunku, pomocy!
Niech czas normalnie po kole się toczy.
Zaborcze lato ze mnie się śmieje!
Jak jej odpisać? Chwytam liść klonu. Wyjmuję szminkę,
rysuję serce i puszczam z wiatrem.
Niech wyzdrowieje.
_____________________________________
cień
oto władca
syn upalnego słońca i chmury
który chłodzi barwę
nie wygrasz z nim
w południe na stromej łące
studzi jaszczurcze skórki
z niczego jest
______________________
znikamy lub w nas się przegląda
nić nieprzerwana
a jeśli tak... jaka myśl prowadzi sprawy czemu stawia na stole
świece w gryczanym miodzie i chleb kroi z wersów
gdy wyobrażeniem idą zielone rozlewiska jak myślisz
czy w weneckim lustrze
już nas obserwują widoki na przyszłość
__________________________
Lato i jesień
W przyszłości, której nie było, jesień skarży się w liście
na lato zielone, bo drań, chłystek szybki, niecnota,
zdziera z niej kolor i nie będzie złota.
W kwiaty odwraca kolczaste kasztany, ponadto,
czyli: łąki pylone tabunem motyli,
i mnożą się kleszcze,
i jeszcze komarzyc naloty, wiadomo... kłopoty.
Gdzie nie wejdzie – spiny. Dzień nie odpuszcza,
żąda odpłaty za nadgodziny. A rankiem noc się użala,
bo jej ciemność okropnie zbiedniała.
Jesień przysięga, że lipca nie chciała:
– Od końca września czekam na zimę.
Ratunku, pomocy!
Niech czas normalnie po kole się toczy.
Zaborcze lato ze mnie się śmieje!
Jak jej odpisać? Chwytam liść klonu. Wyjmuję szminkę,
rysuję serce i puszczam z wiatrem.
Niech wyzdrowieje.
_____________________________________
cień
oto władca
syn upalnego słońca i chmury
który chłodzi barwę
nie wygrasz z nim
w południe na stromej łące
studzi jaszczurcze skórki
z niczego jest
______________________