fr.1
— Pani Alu, gdy go zobaczyłem w tym worku, od razu pomyślałem o pani! — mówi, głaszcząc puchaty łebek nieśmiało wychylający się z wielkiej, skórzanej listonoszki. — Przygarnąłbym go sam, ale wie pani... ciągle jestem w drodze! Mały potrzebuje uwagi... i dużo miłości!
Mały cichutko zaskomlał, jakby chciał potwierdzić słowa Kudłatego Listonosza, który dzisiaj, jak widać, przywiózł mi jedną przesyłkę więcej, szczególną przesyłkę, bo żywą, mającą cztery łapy, puszystą, brązową sierść, wilgotny nosek i błyszczące smutkiem oczy.
— Ludzie nie mają sumienia, pani Alu! Jak tak można psa do worka i do lasu... — ciągnie, a głos drży mu z przejęcia. — Co za czasy! Ja bym takiego...
— Miał dużo szczęścia, że pan go znalazł — przerywam mu w pół zdania. — Szczęściarz z ciebie, Maluchu... — dodaję, zwracając się już bezpośrednio do puchatego łebka, który natychmiast wysuwa różowy, szorstki język i liże mój palec, chyba na znak, że w pełni się zgadza z tymi słowami.
Jest już mój, choć jeszcze przez chwilę się waham. Czy jednorożce polubią go równie mocno jak Bucka? Czy go zaakceptują?
***
Maluch nie chce jeść.
— To z tęsknoty — tłumaczę sobie, a po trosze i jemu, kiedy po raz kolejny odchodzi od miski, nie zanurzywszy nawet koniuszka języka w ciepłym mleku. — To minie... Na pewno minie...
Maluch tęskni... I to jak! Tęskni całym swym małym, kruchym, puszystym jak dmuchawiec ciałem. Tęskni i trzyma się ode mnie z daleka, patrzy tylko nieufnie, jakby się bał, iż tą odrobiną troski, jaką go otaczam, odbiorę mu najdroższe wspomnienie... Upodobał sobie bujany fotel dziadka Stanisława stojący na werandzie. Tam śpi, tam chowa się przed światem i tam wreszcie ciągnie swoją głodówkę. Jego oczy z każdą godziną stają się coraz bardziej smutne, jakby gasły wraz z nadzieją na powrót poprzedniego właściciela. On przecież wróci, wróci na pewno! Pozostawił go w tym miejscu pełnym obcych zapachów tylko na chwilę...
— Maluchu, on nie wróci... — Brutalnie odbieram mu tę iskierkę psiej nadziei, bo ja, w przeciwieństwie do niego, znam życie...
-
- Nasze rekomendacje
-
-
UWAGA!
JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
[email protected]
PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
-
- Słup ogłoszeniowy
-
-
Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.
Benjamin Franklin
UWAGA!
KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!
Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
A oto wyniki
JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
Ekspres do kawy cz. XXXV - Maluch
- Alicja Jonasz
- Posty: 1765
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
- Płeć:
Ekspres do kawy cz. XXXV - Maluch
Ostatnio zmieniony 08 sie 2024, 20:54 przez Alicja Jonasz, łącznie zmieniany 1 raz.
Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
- tabakiera
- Posty: 4996
- Rejestracja: 15 lip 2015, 20:48
- Płeć:
Ekspres do kawy cz. XXXV - Maluch
Zajrzałam i się wzruszyłam - towarzyszem mojego dzieciństwa był pies Bobik, którego moja mama dostała od listonosza, a listonosz znalazł szczeniaczka na ulicy.
Kto by pomyślał, że ktoś nawiąże nieświadomie do tej historii.
Piesek dożył późnej starości, był kochany i bardzo przyjacielski, ale też waleczny.

Kto by pomyślał, że ktoś nawiąże nieświadomie do tej historii.
Piesek dożył późnej starości, był kochany i bardzo przyjacielski, ale też waleczny.

- Alicja Jonasz
- Posty: 1765
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
- Płeć:
Ekspres do kawy cz. XXXV - Maluch
Dziękuję, że zajrzałaś i napotkałaś wzruszającą niespodziankę. 

Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
- Alicja Jonasz
- Posty: 1765
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
- Płeć:
Ekspres do kawy cz. XXXV - Maluch
fr.2
Maluch zniknął. Kiedy o świcie wyszłam na werandę, już go nie było. Bujany fotel zionął pustką, zupełnie jak wtedy, gdy dziadek Stanisław odszedł w asyście jednorożców, a ja, tuląc się do zimnego już pluszu, próbowałam odnaleźć w nim odrobinę dziadkowego ciepła.
— Maluchu! Maaaluchuuu...
Mój głos błądzi wśród mgły, gorączkowo rozgarnia krzewy hortensji rosnącej tuż przy werandzie, kłujące burzany łopianu, kępy kocimiętki, miota się wśród pajęczyn, szuka, węszy, próbując odnaleźć znajomy trop. Bezskutecznie. Maluch odszedł...
— Nie odszedł... — mówi babcia Franciszka. - Nie martw się o niego. Wróci. On wie, że wszystko, co go spotkało, nawet to złe, wydarzyło się po to, byś ty mogła go pokochać — dodaje z uśmiechem i jak to duchy mają w zwyczaju, rozpływa się we mgle.
Kochana babcia Franciszka... Jej słowa jak zawsze niosą ukojenie. Maluch wróci... Wróci na pewno!
***
Wiem, dokąd pobiegł Maluch. We śnie, z którego powróciłam, gdy zapiał pierwszy kogut, był nad rzeką wśród stada jednorożców. Pójdę tam, choć wiem, że jednorożce nie lubią, gdy się im przeszkadza!
Ścieżka, poznaczona ich kopytami, leniwie wije się wśród sędziwych jaworów. Chwilami znika mi z oczu w objęciach mgły, a mimo to nogi wiedzą, dokąd iść. Czuję, że czyjaś dłoń głaszcze moją. Czuję czyjś oddech na szyi. Znajome ciepło. Bliskie. To dziadek Stanisław i babcia Franciszka są ze mną.
— Nie bój się... — szepczą, gdy się waham.
Zawrócić czy iść dalej?
— Nie bój się... — powtarza dziadek. — Szliśmy już tędy razem, pamiętasz?
— Pamiętam — odpowiadam. — Ale to było tak dawno...
— Byłaś mała jak ten ślad jednorożca — mówi, a ja spoglądam na kopytko odbite w rozmiękłej ziemi. Rzeczywiście jest małe, ale bardzo wyraźne. Rzeka musi być już blisko. Słychać ciche szemranie.
Jednorożce najpierw piją wodę, a potem dzielą się na dwie grupy. Jedna wraca do doliny, na kwieciste łąki, druga zaś powoli zmierza na drugą stronę, tam, gdzie panuje wieczna mgła, tam, dokąd zmierzam i ja, co dzień o ziarnko maku. Jestem już tak blisko...
Skąd ja to wszystko wiem?
— Byliśmy już tutaj...
Dziadek śmieje się cichutko. Jego słowa są odpowiedzią na wszystkie pytania.
A Maluch?
— On wróci — zapewnia babcia.
Ciepła dłoń muska mój wilgotny policzek.
***
Śmiech dziadka Stanisława niesie się na całą okolicę, gromki i szczery, co rusz przerywany radosnym szczekaniem psa. Fotel buja się, skrzypiąc przy tym niemiłosiernie. Zupełnie jak niegdyś...
Mała kula z króciutkim ogonem, równie puchatym co reszta ciała, podskakuje na nim niczym na trampolinie, czasem zamiera, nadstawia antenki uszu, wyraźnie nasłuchuje, cicho skomli, by po chwili wrócić do harców, a dziadek... Dziadek bawi się wyśmienicie! Jak to mają w zwyczaju czynić duchy, gdy bardzo chcą zaznaczyć swoją obecność, pojawia się nagle przed malcem i równie szybko rozpływa się w powietrzu.
Przyglądam się im ze wzruszeniem. Maluch wydaje się być wreszcie szczęśliwy w Sarniej Dolinie...
Maluch zniknął. Kiedy o świcie wyszłam na werandę, już go nie było. Bujany fotel zionął pustką, zupełnie jak wtedy, gdy dziadek Stanisław odszedł w asyście jednorożców, a ja, tuląc się do zimnego już pluszu, próbowałam odnaleźć w nim odrobinę dziadkowego ciepła.
— Maluchu! Maaaluchuuu...
Mój głos błądzi wśród mgły, gorączkowo rozgarnia krzewy hortensji rosnącej tuż przy werandzie, kłujące burzany łopianu, kępy kocimiętki, miota się wśród pajęczyn, szuka, węszy, próbując odnaleźć znajomy trop. Bezskutecznie. Maluch odszedł...
— Nie odszedł... — mówi babcia Franciszka. - Nie martw się o niego. Wróci. On wie, że wszystko, co go spotkało, nawet to złe, wydarzyło się po to, byś ty mogła go pokochać — dodaje z uśmiechem i jak to duchy mają w zwyczaju, rozpływa się we mgle.
Kochana babcia Franciszka... Jej słowa jak zawsze niosą ukojenie. Maluch wróci... Wróci na pewno!
***
Wiem, dokąd pobiegł Maluch. We śnie, z którego powróciłam, gdy zapiał pierwszy kogut, był nad rzeką wśród stada jednorożców. Pójdę tam, choć wiem, że jednorożce nie lubią, gdy się im przeszkadza!
Ścieżka, poznaczona ich kopytami, leniwie wije się wśród sędziwych jaworów. Chwilami znika mi z oczu w objęciach mgły, a mimo to nogi wiedzą, dokąd iść. Czuję, że czyjaś dłoń głaszcze moją. Czuję czyjś oddech na szyi. Znajome ciepło. Bliskie. To dziadek Stanisław i babcia Franciszka są ze mną.
— Nie bój się... — szepczą, gdy się waham.
Zawrócić czy iść dalej?
— Nie bój się... — powtarza dziadek. — Szliśmy już tędy razem, pamiętasz?
— Pamiętam — odpowiadam. — Ale to było tak dawno...
— Byłaś mała jak ten ślad jednorożca — mówi, a ja spoglądam na kopytko odbite w rozmiękłej ziemi. Rzeczywiście jest małe, ale bardzo wyraźne. Rzeka musi być już blisko. Słychać ciche szemranie.
Jednorożce najpierw piją wodę, a potem dzielą się na dwie grupy. Jedna wraca do doliny, na kwieciste łąki, druga zaś powoli zmierza na drugą stronę, tam, gdzie panuje wieczna mgła, tam, dokąd zmierzam i ja, co dzień o ziarnko maku. Jestem już tak blisko...
Skąd ja to wszystko wiem?
— Byliśmy już tutaj...
Dziadek śmieje się cichutko. Jego słowa są odpowiedzią na wszystkie pytania.
A Maluch?
— On wróci — zapewnia babcia.
Ciepła dłoń muska mój wilgotny policzek.
***
Śmiech dziadka Stanisława niesie się na całą okolicę, gromki i szczery, co rusz przerywany radosnym szczekaniem psa. Fotel buja się, skrzypiąc przy tym niemiłosiernie. Zupełnie jak niegdyś...
Mała kula z króciutkim ogonem, równie puchatym co reszta ciała, podskakuje na nim niczym na trampolinie, czasem zamiera, nadstawia antenki uszu, wyraźnie nasłuchuje, cicho skomli, by po chwili wrócić do harców, a dziadek... Dziadek bawi się wyśmienicie! Jak to mają w zwyczaju czynić duchy, gdy bardzo chcą zaznaczyć swoją obecność, pojawia się nagle przed malcem i równie szybko rozpływa się w powietrzu.
Przyglądam się im ze wzruszeniem. Maluch wydaje się być wreszcie szczęśliwy w Sarniej Dolinie...
Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
- eka
- Posty: 18257
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
Ekspres do kawy cz. XXXV - Maluch
Maluch to reinkarnacja starego Bucka? Chyba tak.
Czyli optymizm w nieodwracalności. No jak Twojego pisania nie kochać?
Psiara ściska.

Czyli optymizm w nieodwracalności. No jak Twojego pisania nie kochać?
Psiara ściska.

- Alicja Jonasz
- Posty: 1765
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
- Płeć:
Ekspres do kawy cz. XXXV - Maluch
eka, mam dwa psy i dwa koty: Śpiocha (staruszka), Rokiego (szczeniaczka), Frytka i BiBi (kociaki: brat i siostra)
pomysł na tekst zrodził się, gdy pewnego dnia natknęłam się w interku na wzmiankę o porzuconym w lesie szczeniaku - ktoś wsadził go do worka, a worek powiesił na gałęzi drzewa... wiem, wiem...

Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
- eka
- Posty: 18257
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
Ekspres do kawy cz. XXXV - Maluch
Dzięki za info, koleżanko od braci mniejszych
Luka- kotka - szła za mną w lesie. Poturbowana, wygłodzona, miałam szczęście i mam

Luka- kotka - szła za mną w lesie. Poturbowana, wygłodzona, miałam szczęście i mam
