Gertruda jeździ na motocyklu. Ilekroć ubrana w czarny, skórzany kombinezon i kask z emblematem pędzącego po łące jednorożca podjeżdża pod apartamentowiec, w którym mieszczą się biura firmy, wygasza silnik i zarzuciwszy na plecy duży worek marynarski, zaczyna wspinać się po schodach na piąte piętro, gdzie w kącie ciasnego pomieszczenia stoi jej biurko zapełnione stertami nigdy nieprzejrzanych papierów, wszyscy ciężko wzdychają, jakby się bali, że właśnie tego dnia Gertruda odpali śmiercionośną bombę i pogrzebie w gruzach ich wygodny, miałki świat.
— Czy ona w tym worku nosi dynamit? — pyta niby żartem Zenobiusz, a potem dodaje z przekąsem: — A ten jej żelazny rumak ryczy jak szkapa prowadzona na rzeź...
Jego mała walizka pokryta skórą jagnięcą połyskuje w blasku porannego słońca, a zdjęcie najnowszego modelu merca z sześciocylindrowym silnikiem, na tle którego Zenobiusz wraz z żoną Wypomadowaną Flądrą szczerzą zęby, stoi w centralnym punkcie biurka, tuż przy kalendarzu i luksusowej podstawce na długopisy.
Zenobiusz ma kompleksy. Gertruda uwielbia patrzeć za okno na jerzyki uczące się latać.
***
Wszyscy w firmie oddychają już lekko. Gertruda nie przyjeżdża do biura na żelaznym rumaku. Nie przyjeżdża w ogóle... Wywalili ją jeszcze za czasów dobrej zmiany, podobnie jak mnie i Miecię "Dwa w Jednym". Mnie za talent wykraczający poza wyobrażenia prezesa, Miecię z powodu oszczędności, które należało wdrożyć dla ratowania firmy (bujać to my, ale nie nas), a Gertrudę za jednoosobowy protest w obronie miejsc gniazdowania jerzyka zwyczajnego podczas remontu elewacji apartamentowca. Wyleciałyśmy z tej samej zatęchłej klatki, w której gniłyśmy przez lata, aby wznieść się wysoko i poszybować, każda nad swój skrawek świata.
***
— Alka, zgadnij, kogo dzisiaj widziałam! — krzyczy do słuchawki Sabinka.
Czasem do mnie jeszcze dzwoni, najczęściej, gdy chce się wypłakać, bo kolejny facet puścił ją w trąbę albo ten dopiero co poznany jest tak zajebisty, że tylko ryczeć ze szczęścia.
— Nie uwierzysz — dodaje tajemniczo.
— Nie uwierzę, Sabinko... — przytakuję, śledząc pająka zjeżdżającego na nitce z sufitu.
Prawdziwy kaskader z niego.
Dziadek Stanisław uwielbiał pająki, szczególnie te mieszkające w Sarniej Dolinie.
— To nasi przyjaciele, prawie rodzina... — mawiał, gdy któryś zdecydował się na rozpostarcie pajęczyny w ogrodzie bądź w hacjendzie między jednym meblem a drugim.
— Spróbuj... — nalega przejętym głosem Sabinka.
— Świętego tureckiego i wszystkich świętych razem wziętych! — rzucam od niechcenia, obserwując wyczyny pająka, który niczym skoczek spadochronowy najpierw ląduje na blacie stołu, potem zaś z szybkością maratończyka zaczyna po nim zapieprzać na swych przesadnie długich odnóżach.
Ten mały dużo osiągnie, myślę z uśmiechem.
— Widziałam Gertrudę! Tę od afery z ptakami, pamiętasz? — wyrzuca z siebie Sabinka z siłą bomby, która nigdy w biurze nie wybuchła, choć wszyscy zawsze się bali, że pewnego dnia wybuchnie i rozwali ich wygodny, miałki świat na biliardy maciupeńkich kawałków.
— Pamiętam... — szepczę, jakbym nie chciała spłoszyć pająka, który zatrzymał się na krawędzi.
— Sprzedaje na bazarku budki dla ptaków, karmniki i takie tam... — śmieje się Sabinka, a mnie serce o mało nie wyleci z piersi.
— Puść je, niech leci... — podpowiada pająk i rzuca się w przepaść.
Po chwili widzę, jak buja się na pajęczej nici tuż nad podłogą. Powietrzny akrobata.
— Każdy powinien mieć swoją budkę, nie sądzisz? Ja mam swoją i jest mi w niej dobrze, a ty? — pytam.
Odpowiada cisza.
-
- Nasze rekomendacje
-
-
UWAGA!
JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
[email protected]
PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
-
- Słup ogłoszeniowy
-
-
Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.
Benjamin Franklin
UWAGA!
KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!
Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
A oto wyniki
JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
Ekspres do kawy cz. XXXVI - Gertruda
- Alicja Jonasz
- Posty: 1765
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
- Płeć:
Ekspres do kawy cz. XXXVI - Gertruda
Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
- eka
- Posty: 18257
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
Ekspres do kawy cz. XXXVI - Gertruda
Jak zwykle, jak zwykle... ileż tu den w pozornie zwyczajnej narracji.
Od pająka akrobaty (ale ryzykant:) do filozofii dnia codziennego.
Mega opko!

Od pająka akrobaty (ale ryzykant:) do filozofii dnia codziennego.
Mega opko!

- Alicja Jonasz
- Posty: 1765
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
- Płeć:
Ekspres do kawy cz. XXXVI - Gertruda
cześć, eka
ale Cię długo nie było! jeju
tęskniłam 



Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
- eka
- Posty: 18257
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
Ekspres do kawy cz. XXXVI - Gertruda
Taki odskok od codzienności.
Jejku, jak mi ciepło, dzięki
Jejku, jak mi ciepło, dzięki
