Dawno temu na terenach, gdzie dzisiaj położone są wsie Rożenno i Chudoba, rządziła dziedziczka Bogumiła, o której śmiało rzec można, iż była jedną z najokrutniejszych kobiet - włodarzy zarządzających ową krainą. Chodziły słuchy, że jej ojciec, sławetny Bogusław, oraz matka, pobożna Boguchwała, nie mogąc okiełznać gwałtownego charakteru córki, spisali przed śmiercią testament, w którym zastrzegli, iż póki Bogumiła nie wyjdzie za mąż, majątkiem będzie zarządzał rozważny stryj Bogumysław. Tak też się stało. Po śmierci dziedziców, którzy podobno byli pomarli z przejedzenia, jak się w owym czasie określało wszelkie dolegliwości żołądkowe, stryj objął zarząd nad mieniem, a że gospodarny był, rozważny i sprawiedliwy, ludzie wyrażali się o nim z szacunkiem. Niestety, pewnej nocy, gdy w pałacu urządzono wielką ucztę z okazji osiemnastych urodzin dziedziczki, stryj Bogumysław, potknąwszy się o zbyt długą sukmanę, spadł ze schodów i skręcił kark. Na pogrzeb przybyło wielu, prócz oczywiście Bogumiły. Po śmierci stryja nie było już komu trzymać jej w cuglach. Jako pani na włościach mogła więc do woli folgować przyjemnościom tudzież swemu wrodzonemu okrucieństwu. Gnębiła poddanych, jak i sam diabeł nie dałby rady, zdzierając zeń podatki i tę krzynę godności, która im w życiu pełnym nędzy i cierpienia pozostała, chyba na pociechę, sąsiadów zaś, nie zważając ani na ich pochodzenie, ani też urząd, miała za nic, bez ustanku drąc z nimi koty w sądzie, a to o miedzę, a to znowuż o szkodę poczynioną przez bydło na łące, a to o to, a to o tamto. Spraw tych toczyło się w sądzie bez liku. Spamiętać je wszystkie, daremny trud. Jedno jest pewne, Bogumiła kłótliwa była jak czort. Kłótliwa i zarazem piękna niby zorza na nocnym niebie. Ten i ów szlachcic, gdy choć raz ujrzał jej smukłą, zgrabną kibić, krasne lico, a na nim oczy błyszczące jak węgiel tudzież usta, pełne i kuszące, przepadł z kretesem i póty jeździł w konkury, póki mu panna kosza nie dała, wcześniej zabawiwszy się nim do woli niby kotka myszą.
Tak też było z Bożydarem, dziedzicem wsi sąsiadującej z ziemią Bogumiły, który ujrzawszy dziewczynę galopującą na ogierze poprzez nadprośniańskie błonie, zakochał się w niej bezgranicznie. Umyślił sobie, że jeszcze tego samego wieczoru oświadczy się, ofiarowując wybrance to, co ukochał najmocniej – białą synogarlicę, którą był uratował z niewoli u wędrownego kuglarza i pielęgnował niby najcenniejszy skarb.
— To pierwsza synogarlica na polskiej ziemi. Piastowałem ją przez wiele lat, a ona wywdzięczała mi się miękkim, melodyjnych gruchaniem — rzekł wzruszony. — Przyjmij ją ode mnie i otaczaj miłością równą tej, która zamieszkała w moim sercu od chwili, kiedym pierwszy raz cię ujrzał.
Dziedziczka przyjęła podarek i na cześć młodziana wyprawiła ucztę, jakiej dawno w pałacu nie było. Na jej rozkaz pachołkowie wydarli poddanym resztki zapasów, które z wielką biedą udało im się zgromadzić w komorze na czas zimowej zawieruchy. Podczas biesiady nie zabrakło więc niczego. Stół uginał się pod ciężarem leśnych owoców, nasion wszelakich, korzeni oraz wykwintnych napitków, zaś na samym jego środku na srebrnym półmisku złociła się synogarlica pieczona na rożnie, ta, którą młodzian podarował Bogumile w dowód bezgranicznej miłości.
— Częstuj się, waszeć — zaszczebiotała z jadowitym uśmiechem dziedziczka, kiedy Bożydar częstował się mięsem. — Kazałam upiec na rożnie przepiórkę, którą pachołek był pochwycił w puszczy.
Panek jadł ze smakiem i nawet mu przez myśl nie przeszło, iż raczy się mięsem z ukochanej synogarlicy. Ach, gdybyż on wiedział, jak okrutne serce ma jego wybranka, może zawróciłby ze ścieżki, na którą wszedł niby ślepy na bagna? Bogumiła tymczasem knuła, jakie wyzwanie postawić przed młodzianem, by pozbyć się go jak najszybciej.
— Powiadasz, waść, że mnie kochasz nad życie? Niejeden już mi przysięgał dozgonną miłość – rzekła.
— Uczynię wszystko, byś uwierzyła w szczerość moich uczuć — odparł Bożydar gotów do największych poświęceń.
— Ludzie powiadają, iż w puszczy żyje diabeł, którego zwą jej opiekunem — roześmiała się dziedziczka. — Przyprowadź go do mnie na powrózku niby bydlątko, a przyrzekam zostać twoją żoną.
Cóż miał począć? Wszak ubóstwiał ją ponad wszystko. Jeszcze świt nie nadszedł, a on wskoczył na konia i pognał w knieję, abym spełnić zachciankę dziedziczki. Nie myśl czasem, drogi czytelniku, iż Bożydar lękał się czegokolwiek. Uchowaj Boże! Ten się lęka, kto ma coś na sumieniu, a w piersi naszego bohatera biło prawe i czyste serce. Jak wiesz, miłość bywa ślepa i czasem trzeba człowiekowi dopomóc, aby przejrzał na oczy. Czart Olbina dobrze o tym wiedział. Umiał jak żaden diablik na świecie zajrzeć głęboko w ludzką duszę i rozeznać się w jej wartości. Toteż nie dał się młodzianowi za długo szukać. Wyszedł mu naprzeciw i tak oznajmił:
— Wiem, po co przybywasz! Pójdę z tobą na powrózku, lecz nie za darmo! Musisz mi przysiąc, że oddasz mi swój najcenniejszy skarb, gdy tylko tego zażądam.
Bożydar zgodził się, bowiem w jego skarbcu nie brakowało złota, kosztownych klejnotów oraz szlachetnych kamieni. Czegokolwiek czart by nie zażądał jako zapłatę za swą przysługę, będzie miał w czym wybierać.
Gdy wszedł do pałacu z diablikiem ciągnionym na powrozie, Bogumiła nie okazała wściekłości, choć ta kipiała w niej niby smoła w piekielnym kociołku. Wszak miała nadzieję, że młodzian zginie w kniei pożarty przez wilki alboż zwiedziony przez czarta, przepadnie na bagnach. On jednak wrócił zwycięski! Jak by się tu go pozbyć na wieki? Nie myślała długo… Potajemnie zatruła wino wyciągiem z wilczego łyka, zupełnie jak niegdyś, gdy chciała pozbyć się rodzicieli.
— Spełniłeś me życzenie, panie! Przywiodłeś czarta na powrozie! — zawołała z udawaną radością. — Nim powiedziesz mnie przed ołtarz, wypij za nasze szczęście, czarta zaś zamknij w lochu, by nie przeszkadzał nam cieszyć się radością bycia we dwoje.
— Pani, jesteś moim najcenniejszym skarbem i twoje życzenie jest dla mnie rozkazem — powiedział ze wzruszeniem Bożydar i uniósł kielich z zatrutym winem. — Wypiję zatem za nasze szczęście, a diablik niech siedzi w lochu, nim nie postanowię, co z nim zrobić!
— Hola, hola, dziedzicu! Najpierw zapłać za przysługę, a potem dopiero rozporządzaj mym losem! — zakrzyknął diablik, sprytnie wytrącając z dłoni młodziana kielich, który z trzaskiem potoczył się po posadzce. — Przyrzekłeś, że oddasz najcenniejszy z twoich skarbów, pamiętasz?
— Bierz więc ze skarbca, co tylko chcesz! — przytaknął mu Bożydar, bowiem raz dane słowo było dla niego święte. — Bierz i idź do czarta!
— Biorę duszę Bogumiły! Nazwałeś ją swym najcenniejszym skarbem! — zachichotał chytrze diablik. — Zasłużyła, by smażyć się w piekle! Spójrz na jej zdradę…
I tu wskazał pod stół, gdzie w kałuży wina leżał pies, z którego pyska obficie toczyła się piana. Biedny zwierz musiał zasmakować w napitku.
— Otruty… Zdrajczyni! Czy to możliwe? — jęknął Bożydar, nie dowierzając jeszcze temu, co podpowiadał rozum.
Czart nie zawahał się ani chwili. Doskonale znał się na swej robocie. Jednym ruchem szponiastych łap wydarł z ciała dziedziczki duszę i zawlókł ją w piekielną czeluść, gdzie podobno po dziś dzień, nabita na rożen, smaży się nad ogniem. Taka już kara dla tych, którzy w czynieniu zła upatrują przyjemności.
Bożydar wreszcie przejrzał na oczy. Postanowił rozdać skarby, które dziedziczka zgromadziła na krzywdzie poddanych. Sobie zostawił jeno niewielką chudobę, na której gospodarzył wraz z żoną Boguchwałą i gromadką dziatek. Czarcik Olbina zachodził doń czasem na kielich wina, lecz nigdy nie rozmawiali o minionych dziejach, lecz o tym, co im czynić trzeba, by ludziom żyło się lepiej i dostatnio.
Czas zatarł pamięć o tych wydarzeniach. Dziś we wsiach Rożenno i Chudoba nawet nikt nie wspomni o złej dziedziczce Bogumile, a o czarcie Olbinie… i owszem! Opowiadają o nim starsi i młodsi. Wystarczy tylko z uwagą wsłuchać się w te opowieści, co niniejszym czynię.
-
- Nasze rekomendacje
-
-
UWAGA!
JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
[email protected]
PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
-
- Słup ogłoszeniowy
-
-
Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.
Benjamin Franklin
UWAGA!
KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!
Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
A oto wyniki
JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
Baśń o złej dziedziczce Bogumile
- Alicja Jonasz
- Posty: 1765
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
- Płeć:
Baśń o złej dziedziczce Bogumile
Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
- eka
- Posty: 18257
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
Baśń o złej dziedziczce Bogumile
Ale Ty masz dar! Wściekam się, widząc finał tekstu. Serio, uwielbiam Twoje bajanie
Wszystkie imiona na -B- jak... bogactwo? Wręcz przeciwnie. Kto znaczeniu swojego imienia nie sprosta w uczynkach, niech ginie marnie : )
Czym jest dobro bez piękna? A czym piękno bez dobra?
Dobro jest zawsze piękne - vide Olbina - a z pięknem zewnętrznym to już różnie bywa.


Wszystkie imiona na -B- jak... bogactwo? Wręcz przeciwnie. Kto znaczeniu swojego imienia nie sprosta w uczynkach, niech ginie marnie : )
Czym jest dobro bez piękna? A czym piękno bez dobra?
Dobro jest zawsze piękne - vide Olbina - a z pięknem zewnętrznym to już różnie bywa.

- Alicja Jonasz
- Posty: 1765
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
- Płeć:
Baśń o złej dziedziczce Bogumile
Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak