Czart Olbina lubił przyglądać się ludziom. Mijały wieki, puszcza zmieniała się, a on nie porzucał starych zwyczajów. Każdego wieczoru wędrował od chałupy do chałupy i patrzył, jak też sobie ludzie żyją. Patrzył i nie mógł się nadziwić, gdyż człowiek, jak żadna znana mu istota, potrafił w jednej chwili zniweczyć to, na co w pocie czoła inny pracował bardzo długo.
Weźmy na ten przykład – cebulę! Tak, cebulę! Tę, którą baba o świtaniu powtykała w rolę. Namozoliło się babisko przy tym co niemiara, bo i chwaściory trzeba było wyrwać, haczką ziemię spulchnić, przed chłodem opatrzyć, a w letni skwar wody z rzeki w cebrzyku nanieść i zraszać, nie za dużo, żeby znowuż cebula nie zgniła. Ileż troski, ileż zabiegów wszelakich, by było co do garnka włożyć! Roboty dostatek od rana do nocy, a i tak wszystko psu na budę! Przyszedł w nocy szubrawiec, zawistnik podły, wydarł cebulę i rzucił do bagna. Teraz on i baba mają po równo - jedno biedę, drugie nędzę.
Alboż studnię, którą pewien gospodarz wykopał za stodołą nie tylko dla własnej wygody, ale i też by innym ludziom ulżyć. Wszak woda sama się nie przyniesie do chałupy, do obory tudzież na zagon, gdzie jarzyna dojrzewa. Czy to w zimową zawieruchę, czy to w letni skwar, trzeba poleźć po nią do rzeki, z ćwierć stai będzie albo i z pół, a potem nazad. Koromysło z dębowego drewna, twarde, gniecie w kark, coś łupie w krzyżu, woda z cebrzyków chlapie na porcięta. Męczył się chłopina przy kopaniu studni szmat czasu, aż się pochylił ku ziemi niby owa wierzba rosnąca nad stawem, którą wiatr przygiął zeszłej jesieni, lecz swego dopiął. Studnia stanęła jak malowanie! Wreszcie będzie wygoda! Ucieszyły się ludziska we wsi. Ale cóż to? W nocy przyszła jakaś gadzina, bo przecież nie człek z krwi i kości, rzuciła do studni truchło psa. I jak tu teraz wodę czerpać?
Olbina przyglądał się owym poczynaniom ze smutkiem. Choć, jak na prawdziwego czarta przystało, łajdactw najrozmaitszych poznał już niemało, żadną miarą nie mógł pojąć, skąd się w ludziach bierze iście diabelska skłonność do niszczenia tego, co mogłoby ich przecież umocnić.
— Wszak cała ludzka siła ma swoje źródło w czynieniu obopólnego dobra, nie zaś w szkodzeniu sobie wzajem — rzekł kiedyś. — Nie tylko sobie wyrządzają krzywdę, ale i też puszczy, która przez ich głupotę marnieje w oczach, ja zaś, czart obwołany królem tej kniei, nie umiem ochronić skarbu, nad którym powierzono mi pieczę. Ech, marny ze mnie król, marny strażnik…
I tak pluł sobie w brodę nasz poczciwina, jak sam wiesz, drogi czytelniku, całkiem niezasłużenie, a drzewa słuchały.
Nastała wielka cisza. Żaden liść się nie poruszył, żaden ptak, skryty w gęstwinie gałęzi, nie zakwilił, ani nie ozwała się żadna inna istota, choć przecież ich niezliczona gromada zamieszkiwała knieję. Wszystkim było ciężko, a najbardziej drzewom, gdyż miłowały czarta całą swą istotą. One wiedziały najlepiej, śledząc przez wieki z wysokości bujnych koron jego starania, jak ogromne zasługi położył dla rozwoju nadprośnińskiej puszczy.
Nie może być, żeby ich dobrodziej, który najpewniej skoczyłby za nie w ogień, cierpiał w samotności, a one, miast nieść mu pocieszenie, milczały sromotnie! Każde czuło jednako, lecz przez wieki życia w dziczy nie nawykły do okazywania uczuć zbyt ochotnie, toteż patrzyły jeno po sobie, ze wstydu gubiąc a to liście, a to szyszki tudzież inne owoce. Byłyby pewnie straciły wszystko, nie tylko liście, nie tylko owoce, ale i też szacunek do samych siebie, gdyby nie olbrzymi dąb, najstarszy spośród drzew rosnących w kniei, którego zresztą po dziś dzień za jego mądrość i odwagę zowią Aleksandrem.
— Niniejszym przyznaję czartowi Olbinie tytuł: Zasłużony dla puszczy! — obwieścił gromkim głosem.
Przytaknęły wszystkie, nawet te najmłodsze, gdyż wszystkie były zgodne, iż zaszczytny tytuł należy się Olbinie jak nikomu innemu.
— A teraz szykujmy ucztę! — zawołał dąb wyraźnie kontent, iż leśna brać tak zgodnie przyjęła jego propozycję. — Wnoszę również, abyśmy dla podkreślenia naszej wdzięczności obdarowali bohatera upominkiem.
I na to drzewa zgodziły się ochotnie. Pierwsza wystąpiła jarzębina ze sznurem korali, tuż po niej buk złożył w podarku korzec orzechów, dąb tyleż samo żołędzi, sosny, jodły i świerki pęk szyszek różnokształtnych, brzoza zaś garniec odżywczego soku zwanego dzisiaj wodą brzozową. Każde drzewo przyniosło to, co miało najcenniejszego. Nie minął nawet dzień, a leśny stół uginał się pod ciężarem wszelakiego dobra. Ach, czegoż tam nie było! Całe misy smacznych nasion, jagód i korzeni, a barwne to wszystko, pachnące niby kwietna łąka. Jedna wierzba rosochata - ta z dziuplą pośrodku pnia, którą zapewne nieraz widziałeś, drogi czytelniku, spacerując nad brzezińskim stawem - miast jagód, nasion tudzież orzechów, podarowała diablikowi kosmyk ludzkich włosów.
— Ludzkie włosy? Cóż to za prezent, siostro? — oburzyły się drzewa, widząc tak cudaczny dar. — Czy chcesz pogrążyć diablika Olbinę w jeszcze większej rozpaczy? Wszak całe zło, które teraz go gnębi, jest właśnie dziełem człowieka…
— To prezent bezcenny — rzekła wierzba. — Kosmyk włosów należy do dzieciny z pobliskiej wioski, która zimową porą, kiedy śnieg i najtęższy mróz, przybiegła boso do puszczy z puklem płowych włosów za pazuchą, włosów ściętych o świtaniu w tajemnicy przed matulą. „To dla ciebie, sówko Malwinko. Nie mam niczego innego. Teraz na pewno będzie ci ciepło!”, zaszczebiotała niby ptaszyna i drżącymi z zimna rączętami poczęła wyścielać dziuplę płowym włosem. I tak dotrwałyśmy z sówką do wiosny. Nie posiadam większego skarbu ponad ten dar dziecięcego serduszka… — dodało drzewo, nie kryjąc wzruszenia.
Tak to się drzewa starały dla swego czarcika. On zaś, przybywszy na ucztę, wzruszył się niebywale, a gdy już nacieszył się, i zaszczytnym tytułem, i dobrem wszelakim, począł rozdawać owe skarby między zwierzynę, której cała gromada przybyła na biesiadę. Ucztowali wszyscy, smakując do woli nasiona, orzechy, korzenie i owoce. Czarcik rozdał wszystkie dary, dla siebie pozostawiając jedynie kosmyk włosów dzieciny z Sobiesęków, który po dziś dzień jaśnieje na jego piersi niby promyk życiodajnego słońca. To najpiękniejszy order za jego zasługi dla puszczy. Ilekroć dopiecze mu ludzka zawiść, spogląda na ów kosmyk, promyk nadziei, a wtedy na jego kostropatym pysku pojawia się najszczerszy uśmiech.
I ty uśmiechnij się, drogi czytelniku.
KONIEC
-
- Nasze rekomendacje
-
-
UWAGA!
JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
[email protected]
PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
-
- Słup ogłoszeniowy
-
-
Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.
Benjamin Franklin
UWAGA!
KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!
Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
A oto wyniki
JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
Olbina – czart zasłużony dla puszczy
- Alicja Jonasz
- Posty: 1765
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
- Płeć:
Olbina – czart zasłużony dla puszczy
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
- Alicja Jonasz
- Posty: 1765
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
- Płeć:
Olbina – czart zasłużony dla puszczy
Baśń napisana dla małej Elizy z PSP w Sobiesękach, która poprosiła, abym w swe bajdy wplotła jej ulubioną sówkę Malwinkę.
Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
- eka
- Posty: 18257
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
Olbina – czart zasłużony dla puszczy
Czytelnik uśmiechnął się
Warto mu ten uśmiech czasami serwować.
Klasa, Alicjo!
Dzięki.


Warto mu ten uśmiech czasami serwować.
Klasa, Alicjo!
Dzięki.

- eka
- Posty: 18257
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
Olbina – czart zasłużony dla puszczy
Wierzba i dziupla, i wszystko wokół po prostu piękne.
Olbina, Dziękuję Ci, Czarcie.

Olbina, Dziękuję Ci, Czarcie.
