Historia, którą chcę ci opowiedzieć, drogi czytelniku, wydarzyła się w czasach, kiedy ziemią świętokrzyską trząsł zbój Madej. Nie było wtenczas na tych terenach okrutniejszego bandyty, bardziej łasego na bogactwo, gotowego do największych szalbierstw. Mówiono, że zawarł pakt z czartem, lecz ile w tym prawdy, nie wiadomo. Jedno jest pewne, drżeli przed nim wszyscy bez względu na wiek, pochodzenie czy urząd, bogaci i biedni, dzieci, kobiety oraz starcy, a nawet jego kamraci, choć chłopy z nich rosłe niby jodły w świętokrzyskiej puszczy. Jeśli zaś ktoś stanął mu naprzeciw, można było być pewnym, iż zbój Madej wcześniej czy później go dopadnie i póty będzie męczył, aż nieszczęśnik wyzionie ducha.
Umyślił sobie ów niecnota obedrzeć chłopów z Podborka z tego, co Bóg ofiarował im w nagrodę za ciężką pracę na roli.
Akurat nadszedł czas żniw. W pole ruszył kto mógł, aby przed jesienną pluchą zebrać plon. W każdym kłosie ziarna dorodne niby gródki najczystszego złota. Szkoda, żeby przepadły! Roboty przy kośbie co niemiara! Najsampierw poszły w ruch sierpy, potem baby zżęte łany związały słomianymi postronkami w snopy, które ustawiła dzieciarnia w zgrabne kucki, tak, żeby nie zamokły, w każdej po tuzin wiązek. A gdzie reszta roboty? Trzeba przecież zwieźć zboże, cepami wymłócić, w młynie zmielić ziarno na mąkę. Oj, ciężki to kawałek chleba, ciężki, ale i też wielka radość, bo tego roku głód nie zajrzy nikomu do chałupy.
— Dzięki Bogu plon bogaty! — ucieszyli się wieśniacy. — Po żniwach zaś wyrychtujemy dożynki, jakich w okolicy jeszcze nie było!
Zwiedział się o tym zbój Madej i począł knuć, jak ich ograbić ze zboża.
Wiadomo było nie od dziś, iż mieszkańcy Podborka to naród nie tylko robotny, z dziada pradziada nawykły do wszelkich trudów, gotowy zawzięcie bronić swego, lecz i też cieszący się szczególną łaską u Boga.
— Niełacno ich będzie oskubać ze złotych piórek… — szemrali zbóje. — Ponoć czuwa nad nimi anioł, który przywiódł ich na ziemię pod wielkim borem i odtąd chroni przed nieszczęściem. Ludziska gadają, że chociaż jedno ma skrzydło, widzą go często, jak szybuje nad wioską w promieniach Bożej łaski.
— Bajdy to wszystko! — wołał zbój Madej, śmiejąc się upiornie, aż ptaki milkły w gniazdach, a zwierzęta kryły się w najgłębszych zakamarkach puszczy.
Tymczasem w Podborku żniwa dobiegły końca. Wymłócone zboże co do ziarenka zebrano w spichlerzach, by później, w razie potrzeby, powieźć je do młyna i zmielić na mąkę czy też rozmaite kasze. Plewy, skrzętnie zgarnięte do opałek, pójdą w zimie na paszę dla bydła, a słoma, złożona w sąsiekach tudzież w stogach przy stodole, jak nic przyda się w oborze do wyściółki, na sieczkę alboż w izbie do wypchania sienników czy na bożonarodzeniowe cacka. Że nic się nie zmarnuje w podborskiej zagrodzie, to rzecz pewna. Pora na dożynki, by podziękować Bogu za obfity plon, a żeńcom za ich ciężką pracę w polu przy żniwach.
Kiedy więc ostatni pas niezżętego pola padł pod sierpem najlepszego żniwiarza, poczęto szykować wieniec dożynkowy. Wpleciono weń wszystko, czym Bóg tego lata podborzanom darzył. Między złotymi kłosami nie brakło dorodnych kiści czerwonej jarzębiny, smakowitych owoców zebranych w sadzie o brzasku dnia, najpiękniejszych kwiatów z przydomowych ogródków, ziół wszelakich czy też kogutków wystruganych z lipowego drewna. Całości dopełniała wstążka powiewająca na wietrze, mieniąca się w słońcu barwami tęczy. Tak przystrojony wieniec powędrował na głowę najlepszej żniwiarki, która stanęła na przodzie barwnego orszaku, za nią zaś ustawili się żniwiarze z sierpami wyczyszczonymi po kośbie. Wtenczas dopiero wiadomym się stało, iż dożynki mogą się zacząć.
W świąteczny korowód włączył się każdy, albowiem w każdym sercu gościły radość i wdzięczność. Najsampierw wszyscy udali się do kościoła, aby złożyć pokłon Bożej Mateńce, potem zaś w gościnę do gospodarza dożynek, gdzie już tylko czekała na nich zabawa – jadło, tańce i swawola do rana. Ach, gdybyż podborscy gospodarze wiedzieli, co zbój Madej szykuje, może by przy spichlerzach stanęły straże! A tak…
Zbójecka banda z wieczora zakradła się do zagród i wyczyściła spichlerze z bogactwa. Ziarno ciężkie, bo świeże. Niełacno je było dźwigać w worku na grzbiecie, toteż zbój Madej tak rzekł do kamratów:
— Zboże nie zając, nie ucieknie! Zostawmy je w leśnej skrytce, a sami co sił w kulasach biegnijmy po konie czekające na nas w pieczarze u podnóża Łysicy.
Zrobili jak herszt nakazał. Ukryli łup w gęstwinie, gdzie słoneczne światło nie ma przystępu, i pewni swego, pognali po konie. Głupcy! Ich zły postępek nie uszedł bowiem uwadze Białoskrzydłego, którego, jak wiesz, drogi czytelniku, przed wiekami Matka Boska posłała, aby strzegł podborskich chłopów. Gdy więc jego podopieczni świętowali zakończenie żniw, Anioł z wysokości obłoków płynących po niebie przyglądał się ich szczęściu, jednocześnie czuwając nad dobytkiem pozostawionym bez opieki. On jeden wyśledził skrytkę w borze, gdzie banda ukryła plony. On jeden mógł ją wskazać mieszkańcom wioski, lecz jak tego dokonać? Wszak jeśli pokaże się im w pełnej krasie, ze swym jednym, pięknie rozpostartym skrzydłem zdobnym w śnieżnobiałe pióra, z kikutem sterczącym w miejsce drugiego, zlękną się… Trzeba jakoś inaczej!
Noc minęła i słońce poczęło powoli wychylać koronę zza boru. Chłopstwo wróciło do zagród. Ale cóż to? W spichlerzach ani ziarenka? Podniósł się lament nie do opisania:
— Zima za progiem, a w komorze pusto! Jak nic pomrzemy z głodu… Złodziej, który nas złupił, musi nie mieć serca…
W istocie, zbój Madej miast serca miał w piersi kamień. Anioł dobrze o tym wiedział. Długo fruwał nad światem, rozmyślając, jak wskazać drogę chłopom do bogactwa, z którego ich ograbiono. Wszak kiedy banda wróci, będzie za późno. W końcu przysiadł przy figurce z ukrzyżowanym Chrystusem, pod którą podborzanie przed wiekami ukryli niezwykły skarb – anielskie skrzydło, i tak począł się modlić:
— Panie, posłałeś mnie na tę ziemię, abym nad nią czuwał. Wskaż mi rozwiązanie…
Nie czekał długo. Rozwiązaniem okazały się czerwone korale jarzębiny nanizane na nitkę przez małą Antosię, córkę gospodyni z Podborek, która co dzień przychodziła pod figurkę i modląc się, ozdabiała nimi krzyż. Ten dar dziecięcego serduszka ocalił wioskę przed głodem. Anioł oznaczył bowiem właśnie owymi koralami ścieżkę biegnącą od spichlerzy do skrytki w borze, gdzie gospodarze odnaleźli zbiory. Radość była wielka. Od tego czasu na pamiątkę opisanych wydarzeń gospodynie z Podborka noszą na szyi czerwone korale.
A co ze zbójem Madejem?
Kiedy wrócił z bandą do skrytki, aby zapakować łup na wóz zaprzężony w konie, nie wiedział, że chłopi wypchali worki kamieniami zebranymi jeszcze wiosną na polu. Wóz z ciężkim ładunkiem utonął w rzece Czarnej, gdy przeprawiali się przez nią w bród. Białoskrzydły Anioł zaś tak zawsze plątał ich ścieżki, iż nigdy więcej nie wrócili do Podborka.
-
- Nasze rekomendacje
-
-
UWAGA!
JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
[email protected]
PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
-
- Słup ogłoszeniowy
-
-
Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.
Benjamin Franklin
UWAGA!
KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!
Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
A oto wyniki
JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
O czerwonych koralach gospodyń z Podborka (gm. Rytwiany)
- Alicja Jonasz
- Posty: 1787
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
- Płeć:
O czerwonych koralach gospodyń z Podborka (gm. Rytwiany)
Ostatnio zmieniony 10 lip 2025, 15:12 przez Alicja Jonasz, łącznie zmieniany 1 raz.
Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
- eka
- Posty: 18397
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
O czerwonych koralach gospodyń z Podborka (gm. Rytwiany)


Btw, czerwone korale Senyszyn nie uratowały Rafała, legenda wciąż żyje ; )
- Alicja Jonasz
- Posty: 1787
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
- Płeć:
O czerwonych koralach gospodyń z Podborka (gm. Rytwiany)
nie umiem ocenić, czy jedna bajda lepsza technicznie od innych
dziękuję, eko, za to, że w tej ocenie mi pomagasz; baśń powstała jako podziękowanie za zaproszenie na festyn kgw Podborek; nie przepadam za takimi imprezami, nie bywam na nich, ale tym razem pojechałam, nie chcąc, żeby organizatorzy poczuli się zlekceważeni; gospodynie kgw Podborek noszą czerwone korale i tak im w nich do twarzy, że łoj
sama wieś Podborek leży przy borze sosnowym, a z drugiej strony pola obsiane zbożem, choć ziemia marna, 5,6 klasy
o i tak mnie to jakoś wszystko urzekło, że napisałam to co napisałam; nawet Antosia jest prawdziwa, rezolutna dziewuszka, córeczka prezeski kgw 




Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
- eka
- Posty: 18397
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
O czerwonych koralach gospodyń z Podborka (gm. Rytwiany)

- Alicja Jonasz
- Posty: 1787
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
- Płeć:
O czerwonych koralach gospodyń z Podborka (gm. Rytwiany)

Ostatnio zmieniony 10 lip 2025, 15:22 przez Alicja Jonasz, łącznie zmieniany 1 raz.
Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
- Alicja Jonasz
- Posty: 1787
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
- Płeć:
O czerwonych koralach gospodyń z Podborka (gm. Rytwiany)
no tak, eko, bo to dla nich napisałam w podziękowaniu za gościnę
to kontynuacja pierwszej baśni "O skarbie ukrytym pod figurką w Podborku"; pierwszy raz byłam tam w zimie na spotkaniu autorskim z gospodyniami kgw i dziećmi z Podborka; to właśnie wtedy prezeska kgw opowiedziała mi, że babcia zawsze jej opowiadała, że pod figurką ukryty jest skarb, a także o tym, że jeden z dziedziców chciał wybudować cukrownię na miejscu wsi i kazał wyprowadzić się chłopom, więc oni znaleźli miejsce pod borem i się osiedlili; ta historia zapadła mi w pamięć, a poza tym na tym spotkaniu było tak miło, prawdziwie, że postanowiłam napisać o figurce i ofiarować baśń, gdy koło gospodyń wiejskich będzie obchodziło "roczek"; zostałam zaproszona na ten "roczek" festyn, pojechałam, tym razem teraz w lipcu, kiedy zboże dojrzewa
taka to geneza 



Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
- eka
- Posty: 18397
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
O czerwonych koralach gospodyń z Podborka (gm. Rytwiany)
Inspiracje w punkt! A jeszcze lepszy finał.
Zazdroszczę... pozytywnie
Zazdroszczę... pozytywnie
