Dawno temu na terenach, gdzie teraz rozciąga się cudna ziemia brzezińska, grasował zbój, którego zwano Cieślą jako że jego ojciec i dziad byli cieślami, on sam zaś, nigdy nie skalawszy rąk uczciwą pracą, jeno tyle miał wspólnego z tym pięknym rzemiosłem, że najprzedniej umiał ciosać ludziom kołki na głowie. Niezgorzej też kradł, oszukiwał i mordował. Nie było dlań żadnej świętości prócz tej jednej – bogactw nieprzebranych. W swej leśnej pieczarze przez lata zbójowania zgromadził mnóstwo dóbr wszelakich zrabowanych zarówno biednym jak i bogatym. Ach, czegoż tam nie było! Skrzynie wypełnione po brzegi złotem stały tuż przy wejściu, dalej znowuż kufry skrywające kosztowne szaty, bele najprzedniejszego jedwabiu tudzież broń o rękojeści zdobionej brylantami, pod ścianą zaś leżały pękate worki klejnotów, jakich i w kaliskim skarbcu nie znajdziesz. Długo by opowiadać, jak wielki to był łachudra. Litości nie znał, a że potrafił kłamstwem sprytnie ludziom mydlić oczy, wkrótce wokoło siebie zgromadził takich, którzy miast potępić sromotne czyny, rozgłaszali wszem wobec jego wielkość, szczodrość i szlachetność. Wiadomo nie od dziś, że swój swojego znajdzie, choćby i w ciemności!
A ciemnością w owym czasie była nędza, w której ludzie żyli. Dławiła ich tak mocno, iż niektórzy dla kawałka chleba alboż dla miedziaka gotowi byli zaprzedać duszę diabłu. Zbój Cieśla gorszy był od diabła, bo choć jego serce żwawo biło w piersi, nawet przez myśl mu nie przeszło, by się nim dzielić z kimkolwiek. Przeciwnie, gdyby jeno mógł, wydarłby z ludzi jedyną pociechę, która im pozostała i trzymała przy życiu - nadzieję.
Czart Olbina, chociaż zbój drażnił go ponad miarę i nie raz nie dwa miał ochotę zesłać nań jakowąś piekielną karę, póki co nie wtrącał się w jego występki.
Wszystko jednak do czasu.
Historia, którą chcę ci, drogi czytelniku, opowiedzieć wydarzyła się jakoś na wiosnę. Śniegi już zeszły, wypełniając wodą rzeczne koryto po brzegi. Prosna płynęła wartko, szemrając przy tym tak przyjemnie, iż umyśliło się diabłu wykąpać w jej przejrzystym nurcie. Ściągnął więc z grzbietu brudną koszulinę, z kulasów porcięta utytłane błotem, zaś z szyi złoty wisior z wizerunkiem anielicy, który była mu podarowała w rocznicę spotkania przy olbrzymim dębie w Przystajni. Ulubował sobie owo cacko jak żadne inne i nigdy się z nim nie rozstawał, chyba że w kąpieli. Tak też było i tym razem. Ułożył wisior na kamieniu, by słońce przeglądało się weń jak w lustrze, i wskoczył w toń rzeczną, parskając i rycząc, jakby nie jeden czart zażywał kąpieli, lecz przynajmniej trzystu. Tak się akurat nadarzyło, że ścieżką biegnącą wzdłuż rzeki szedł z rozboju Cieśla ze swą zbójecką zgrają. Ujrzawszy złote cacko skrzące się w słońcu, zgarnął je do sakwy i nie oglądając się za siebie, uprowadził do leśnego skarbca, gdzie złożył w skrzyni pośród innych klejnotów. Rozszeleściły się nadrzeczne szuwary, rozwrzeszczało się ptactwo. Na nic jednak zdał się ten nagły rwetes, bowiem nim czart wylazł z wody, po złodzieju nie było już ani śladu. A to zbój niecnota! Kto wie, może gdyby wiedział, do kogo należy ów wisior kunsztownej roboty, powstrzymałby się przed czynem tak haniebnym? A tak… nie umknie przed czarcią zemstą, choćby i schował się na końcu świata!
— Przebrała się miarka! — zawołał diablik i nim słońce schowało się w objęciach puszczy, był już w zbójeckim skarbcu.
Myszkował nie za długo. Wisior leżał na wierzchu i skrząc się pośród innych klejnotów niby księżyc na gwieździstym niebie, przywoływał wspomnień bez liku. Ach, cóż to był za niezwykły dzień, jakich niewiele w roku, kiedy on – czarcik z bagien, i ona – białoskrzydły aniołek z nieba, spotkali się w cieniu olbrzyma rosnącego nad Prosną! On strojny jak stróż w Boże Ciało, przywdział odświętną białą koszulinę zdobioną srebrną nicią, czarną kamizelę z cienkiego samodziału, podbitą błyszczącą podszewką i porcięta z sukna wpuszczone w cholewy skórzanych butów, które był zdarł z płotu w zagrodzie bogatego włościanina, ona, przyobleczona w sukienkę z niebieskiej materii, wyglądała jak bukiet konwalii, świeży i pachnący. On uśmiechał się do niej półgębkiem, daremnie próbując ukryć szczerbę między zębami, ona szczebiotała niby skowronek na wiosnę, wesoło i wdzięcznie, aż coś w piersiach przyjemnie ściskało. Potem rozpamiętywał jeszcze długo, czy powinien był założyć wtenczas czarny kapelusz filcowy z piórkiem gołębim, czy czapkę luśnowaną zwaną bobą z sukna i baraniej skóry z runem, a może zieloną rogatywkę z ozdobnym barankiem, zdobyczną na kaliskim szlachciurze. Pluł sobie po wielokroć w brodę, że zachowywał się nie dość wytwornie, język co chwilę kołowaciał mu w gębie, a kulasy, nienawykłe do butów, co rusz potykały się o wystające z ziemi korzenie.
— Że też jej teraz tutaj ze mną nie ma… — westchnął rozczulony przywołanym wspomnieniem, po czym, zawiesiwszy odzyskany wisior na szyi, począł pakować złoto w worki i skrzynie, wygrażając: — Popamiętasz ty mnie, rabusiu znad Prosny! Ukryję twe skarby pod jamień w puszczy tak, iż nie znajdziesz ich, choćby ci przyszło szukać całe wieki!
I byłby pewnie schował bogactwa w przepastnym gąszczu pod którymś z głazów alboż zatopił w bagnie, gdyby nie anielica, która pojawiła się tak niespodzianie jak świetlik się zjawia pośród ciemności. W jednej chwili cała złość z diablika uszła i gotów był spełnić każde żądanie przyjaciółki.
— Zwróć bogactwo tym, których z niego ograbiono — poprosiła, głaszcząc go po zmierzwionej czuprynie. — Rozdaj je nędzarzom… Niech się jednak cieszą nim po cichu, a ty wszem wobec rozpowiedz, że skarb ukryłeś pod jednym z jamieni w puszczy.
Zrobił jak kazała. Złoto rozdzielił między biedaków, którzy przyrzekli korzystać z niego w skrytości, zaś między ludzi wieść taka poszła, że w kniei pod jednym z głazów czart Olbina ukrył bogactwa zabrane zbójnikom. Możesz sobie wyobrazić, drogi czytelniku, jak się wściekł zbój Cieśla, gdy doszła doń owa plotka. Co sił w kulasach pognał do puszczy i począł zaglądać pod każdy kamień w nadziei, iż właśnie pod nim odnajdzie swoje skarby nieprzebrane. Podobno po dziś dzień spotkać go tam można, jak zachłannie myszkuje w mchu i paproci…
Tak to już jest, gdy w sercu, miast dobra i miłości, zamieszka pazerność i zawiść.
Od tej pory czart Olbina nigdy nie rozstawał się ze swym wisiorem kunsztownej roboty, nawet w kąpieli, zaś miejsce w puszczy, w którym zadziały się opisywane przeze mnie zdarzenia, zaczęto nazywać Jamnicami jako że diablik pod jednym z jamieni, czyli kamieni, miał ukryć zbójecki skarb. Dziś rozciąga się tam przecudna wioska, w której mieszkają ludzie szanujący się wzajem, z sercem pełnym dobra i miłości.
-
- Nasze rekomendacje
-
-
UWAGA!
JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
[email protected]
PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
-
- Słup ogłoszeniowy
-
-
Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.
Benjamin Franklin
UWAGA!
KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!
Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
A oto wyniki
JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
Baśń o zbóju Cieśli
- Alicja Jonasz
- Posty: 1765
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
- Płeć:
Baśń o zbóju Cieśli
Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
- eka
- Posty: 18257
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
Baśń o zbóju Cieśli
Pikna historia!
A szczególnie ujął mniej majstersztyk w opisie strojów, no rewelka szczegółu.


A szczególnie ujął mniej majstersztyk w opisie strojów, no rewelka szczegółu.

- Alicja Jonasz
- Posty: 1765
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
- Płeć:
Baśń o zbóju Cieśli
zajrzałam tu i ówdzie, coby się wywiedzieć w temacie

Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak