• Nasze rekomendacje
  •  
    UWAGA!
    JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
    [email protected]
    PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
     
  • Słup ogłoszeniowy
  •  
    Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
    Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.

    Benjamin Franklin

    UWAGA!
    KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!

    Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
    A oto wyniki



    JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
     

KOSZYK CZERWCOWY

Na tym forum wybieramy każdego miesiąca jeden (w przypadku remisu więcej) utwór prozatorski, który dołączy do comiesięcznych rekomendacji
Zablokowany
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Gloinnen
Admin
Posty: 12420
Rejestracja: 29 paź 2011, 00:58

KOSZYK CZERWCOWY

#1 Post autor: Gloinnen » 07 cze 2018, 09:43

Serdecznie zapraszamy do przedstawiania tutaj swoich typów na najlepszy utwór prozatorski czerwca 2018 roku. Swoje nominacje można wklejać do końca miesiąca, to jest do 30 czerwca, a także w pierwszych dniach kolejnego miesiąca (nie później niż do 3 dnia danego miesiąca, w tym przypadku lipca, do godz. 24.00). Bierzemy pod uwagę tylko utwory opublikowane na forum w czerwcu 2018 roku.

Poprawna nominacja ma zawierać:
- nick autora
- tytuł utworu
- link do utworu (dokładnie do utworu, a nie do własnego komentarza pod nim).

Każdy użytkownik wpisuje swoje typy w jednym, swoim poście, po prostu robiąc jego edycję przy chęci dodania kolejnej nominacji.
Można nominować wiele tekstów, jednak w pierwszych dniach lipca trzeba będzie wybrać jeden utwór, który trafi do ankiety. Jeśli ktoś tego nie uczyni w odpowiednim czasie, w ankiecie pojawi się pierwszy utwór z jego listy.

Zachęcamy wszystkich do wzięcia udziału w plebiscycie.

/Administracja
Niechaj inny wiatr dzisiaj twe włosy rozwiewa
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą

/B. Zadura
_________________
E-mail:
[email protected]

Awatar użytkownika
jaga
Posty: 754
Rejestracja: 02 gru 2011, 19:33

KOSZYK CZERWCOWY

#2 Post autor: jaga » 23 cze 2018, 18:42

Dykta

autor: Hardy
fragmencik z nowo pisanego, na lekki uśmiech przed weekendem ;)

Następnego dnia rano mama wróciła ze sklepu roześmiana od ucha do ucha.
– Co, znowu Janosikowe próbowały wejść bez kolejki? – Ojciec nie czekał na mamy relację. Mnie też wyprzedził, gdy już już chciałem zapytać.
– Nie, nie. Uff, ale jak tak dalej będzie, to cyrk będzie ze sklepu albo kabaret! – Usiadła na taborecie i dalej głośno chichotała, nie mogąc opanować paroksyzmów śmiechu. – Po co płacić bilety, jak mamy za darmo!
– No ale co? – zdążyłem wejść w chwilę przerwy w tyradzie rodzicielki.
– Słuchajcie. Stoję w kolejce, za mną stanęło tych trzech młodych, no ci co po denaturat przychodzą. Szkoda ich, zdrowie całkiem niszczą – mama przestała na chwilę się śmiać i pokręciła głową – ale spokojni, nie rozrabiają. No więc, ja zaczęłam kupować to, co zwykle. Chleb, mleko, twaróg. Jak już płaciłam, przypomniałam sobie, że denaturat potrzebny i poprosiłam o butelkę. No to ten pierwszy, co za mną stał, nachylił się do mnie i szepcze „A przez co pani przepuszcza, jeżeli mogę wiedzieć?”. No to przymrużyłam oko – mama ponownie się roześmiała – i powiadam, że wpierw przez mleko, a potem jeszcze przez twaróg. Że to najlepsze, tak dwa razy filtrować. A on na to „Naprawdę? Bo my tylko przez chlebek”. Ja na to, że mleko i twarożek są dużo lepsze, że niech zobaczy, jaką mam ładną cerę, a przecież żyję już dużo dłużej od nich. A on „Ale my głupki. Tego nie wiedzieliśmy”. I mówi do sklepowej, aby dała pół litra denaturatu, mleko i ten sam twaróg, który kupiłam. No to jak wszystkie gruchnęliśmy w sklepie, to mało szyby nie wypadły!



viewtopic.php?f=138&t=269
Jestem jaka jestem. Niepojęty przypadek, jak każdy przypadek.
Wisława Szymborska

Awatar użytkownika
eka
Posty: 16787
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

KOSZYK CZERWCOWY

#3 Post autor: eka » 24 cze 2018, 22:49

"Ekspres do kawy" cz. XX - Ławeczka

Alicja Jonasz » 23 cze 2018, 14:40


- Taka ładna i sama.
Ładna i sama chce posiedzieć w cieniu na ławeczce i posłuchać świergotania ptaków, popatrzeć na obłoki, zatrzymać się w locie, na chwilę złożyć skrzydła, niech odpoczną...
- A może ja bym kupił tę fasolkę? - Wskazuje na leżącą obok mnie torebkę pełną zielonych strąków. Kobieta, która mi je sprzedała, ma wesołe, błękitne oczy i siateczkę zmarszczek na twarzy. Wstaje o świcie, żeby pomodlić się przed wyjściem na targ, potem zrywa fasolkę, całuje męża i ciągnie swoje skrzydła w małym, dwukołowym wózku. Warzywa obrodziły tego roku jak nigdy.
Ranek na skraju miejskiego parku. Upał. Powietrze przesycone kurzem. Ludzki gwar. Jedni sprzedają, drudzy kupują, jeszcze inni kłócą się, nawołują, zadają mnóstwo pytań. Na te moje nie ma odpowiedzi od lat. Pośpiech. Stukot obcasów na chodniku. Alejką przemyka wiewiórka. Westchnienia. Śmiech.
- Lubię fasolkę. - Natręt nie daje za wygraną. Przymila się. Zaraz usiądzie obok, zawłaszczając skrawek przestrzeni, który cudem udało mi się odnaleźć w zgiełku i ciasnocie. Nieprzyjemny zapach potu.
- Idź pan w cholerę! - odpowiadam, spokojnie aczkolwiek stanowczo.
- A może... a może da się pani zaprosić na kawę?
- Gościu, daj mi spokój! Po prostu... - wykrztuszam, wykonując ręką gest, jakbym chciała odgonić muchę. - Zasłaniasz mi niebo! Zrozum... bez widoku nieba umrę!
Pachną lipy i gawron skacze po trawniku. Miejsce, gdzie skrzydła łączą się z kręgosłupem, zaczyna boleć. Dlaczego więc zwlekam?

______________________________________________________________________
viewtopic.php?f=192&p=1506#p1506

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1658
Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
Płeć:

KOSZYK CZERWCOWY

#4 Post autor: Alicja Jonasz » 29 cze 2018, 18:05

Człowiek-słoń
autor: Bernierdh » 29 cze 2018


Zaćpał mi się ostatnio przyjaciel. Byłem na jego pogrzebie i przedawkowałem pogardę z którą żegnał go ksiądz. Złośliwe ludzkie szepty przekształciły mi się w uszach w spiralę i tak brzmiały, brzmiały, brzmiały bez cholernego końca. Wielu ludzi nie przyszło nawet na czarno, tylko tak zwyczajnie, z ulicy. Łatwo przyszli, łatwo poszli, rzucając mimochodem coś typu:
- Jaka szkoda. Taki młody chłopak.
Plus naturalnie ploteczki:
- Podobno znaleźli go martwego pod śmietnikiem!
- Nie, nie, mi sąsiadka mówiła, że na klatce schodowej. Dwa dni go nie ruszali, bo myśleli, że spał. W końcu straż miejską wezwali, tamci pogotowie i zabrali go w worku.
Jak śmieć, jak odpad, jak płód wyjęty z macicy.
Nawet świat się nie przejął, bo pogoda po pogrzebie była tak obrzydliwie zwyczajna. Nie za ciepło, nie za zimno. Nie pada, nie wieje, nawet słońce nie praży. Niebo zachmurzone idealnie w pięćdziesięciu procentach. Pewnie księżyc pod wieczór też objawi się w połowie.
Zaś pogrzebanego spotkałem, gdy wracałem do domu.
W sumie się nawet nie zdziwiłem.
- No siemasz - powiedział. - Masz ognia?
Kiwnąłem głową, podałem mu zapalniczkę, wyciągnąłem fajki z kieszeni.
- Jak było w trumnie? - spytałem.
- Zajebiście duszno - odpowiedział, przypalając mentolowego papierosa. Zawsze śmiałem się z niego, że pali jakieś gówno dla pedałów i gospodyń domowych. Nie przejmował się, bo był z dziesięć pięter ponad to. - No a jak było na pogrzebie?
- Tak samo. - Zapaliłem swojego. - I nikt nawet nie urządził ci stypy.
- No ba! - Prychnął. - A kto miałby, kurwa, urządzić? Połowa znajomych posrała się z radości, rodzina nie ma grosza przy duszy, a ciebie nikt nie lubi i nikt by nawet nie przyszedł.
- W sumie racja. Poza tym też nie mam grosza przy duszy.
Zaciągnąłem się z całych sił, wykorzystując każdy nanometr sześcienny płuc. Aż dym zamieszkał mi w gałkach ocznych, w końcówkach włosów, w paznokciach u stóp. Aż wypełnił wszystkie pory i wydostał się przez uszy. Aż mój egzystencjonalny rak porzygał się z przejedzenia.
- Czego właściwie chcesz? - spytałem.
- Chciałem sprawdzić, czy wyrzuty sumienia powiesiły cię już na żyrandolu. Gdyby to zrobiły, to chętnie bym cię trochę podyndał, by uczcić stare dobre czasy.
- To nie moja wina, że się zabiłeś, pojebie.
- Wmawiaj to sobie dalej. Jak zobaczysz dziecko tonące w Wiśle, to też pójdziesz sobie i powiesz, że to nie ty wpierdoliłeś je do wody. Taki już z ciebie typ. Poncjusz, kurwa, Piłat. Wiedziałeś, ale nie zadzwoniłeś. Urwałeś kontakt, gdy życie mi się zjebało. Udawałeś, że nie istnieję.
- To był twój wybór, stary. Ja ci nie wpychałem strzykawki w dłoń.
- Ani jej nie zabrałeś. - Splunął na chodnik żółtą, kleistą flegmą. - Mój wybór, kurwa, mówisz? Jasne. Całe życie wybieram kamień przeciwko papierowi, bo tak mi się podoba. A ludzie mówią: brawo stary, chwytaj stery swojego życia! Jak chcesz to napierdalaj głową w ścianę!
- Wracaj do grobu i daj mi spokój - poprosiłem grzecznie.
- Żebyś dalej mógł być zjebem bez przyszłości i przeszłości? Tak jak sobie wybrałeś?
- Ja leczę się psychotropami, a nie zaleczam heroiną.
- Ja po heroinie byłem szczęśliwy, a ty po psychotropach zepsuty. Taką masz, kurwa, terapię. Unikanie, uciekanie, spierdalanie. Jak wtedy, gdy zobaczyłeś mnie na przystanku. Kaptur na głowę i chuj, wcale mnie tu nie ma. Chociaż widziałeś, że wkrótce zdechnę.
Nie odpowiadaj. Nie odpowiadaj. Nie odpowiadaj.
- Przepraszam - odpowiedziałem.
- Ciut za późno, ale dobra, niech ci będzie. - Uśmiechnął się w naprawdę obrzydliwy sposób, od ucha do ucha, jak Grinch. Zawsze się tak uśmiechał, a ja zawsze odwracałem wtedy wzrok. Bałem się, że wszystkie pryszcze na jego twarzy popękają i zaleją mnie wodospadem ropy. - Potowarzyszę ci jeszcze, chłopie. Odprowadzę cię do domu, dobra?
- Jasne. Powspominamy stare dobre czasy.
I szliśmy tak sobie, ja od strony bloków, on od strony jezdni. On opowiadając zabawne historie z naszego wspólnego życia, ja milcząc, chichocząc tylko co parę chwil. Aż w końcu weszliśmy na wyjątkowo ruchliwą ulicę. Aż zobaczyłem samochód, zapieprzający jak błyskawica.
Auto walnęło w mojego martwego ziomka ułamek sekundy po tym, jak go popchnąłem. Odrzuciło go na parę metrów, rozbiło głowę jak arbuza, a potem przejechało jeszcze po nim i zakopało w jego ciele jak w błocie. Próbowało wycofać, wywołując fontannę krwi.
I każda kropla spadła na mnie. I paliła jak pierdolony kwas.
Wszędzie był dym, wszędzie był ból i zapach palonego ciała. Próbowałem się otrzeć, ale palce grzęzły mi w roztopionej skórze. Chciałem wrócić do domu, albo pójść do szpitala, ale zabłądziłem w kłębach szarości. Nie mogłem się nawet dotknąć, bo dawno już wyżarło mi opuszki palców.
W końcu uderzyłem w jakąś szybę. Przejrzałem się w niej.
No jasne. Stopiło mi całą twarz. Wyglądałem jak jebany człowiek-słoń.
viewtopic.php?f=135&t=339
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Zablokowany

Wróć do „PROZA”