• Nasze rekomendacje
  •  
    UWAGA!
    JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
    [email protected]
    PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
     
  • Słup ogłoszeniowy
  •  
    Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
    Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.

    Benjamin Franklin

    UWAGA!
    KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!

    Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
    A oto wyniki



    JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
     

B A Ś Ń P O D R Ó Ż N A czyli tam i z powrotem / 8 /

Tu piszemy powieści w odcinkach
ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Ryszard Sziler
Posty: 409
Rejestracja: 04 cze 2013, 09:00
Lokalizacja: Kolbuszowa
Płeć:
Kontakt:

B A Ś Ń P O D R Ó Ż N A czyli tam i z powrotem / 8 /

#1 Post autor: Ryszard Sziler » 29 maja 2019, 05:33

*


Rozdział ósmy
ewidentnie zagubiony w tajemnicach niedopowiedzeń, które prowadzą do rozstań.





Potem wieczór rozlał się po niskich łąkach mgłą jak bita śmietana, w której wpierw solo, a potem chóralnie zaczęły nawoływać się żaby.

- Niech żaby sobie żabią jak muszą, a my możemy pogwarzyć o tajemnicach, które tak zaprzątają naszego skrzatka – powiedział pogodnie Zbieracz rozpalając ognisko.

- Mnie interesuje znaczenie tajemnic, a nie one same. – powiedział ten wyniośle.

- A nas bardziej jej przykłady – uśmiechnął się Amadeusz mrugnąwszy przy tym do Michała Gabriela.

- Tajemnicą jest właściwie wszystko, więc o przykłady nie trudno – ironizował krasnal.

- Tak, ale niektóre z nich są szczególnie zastanawiające i jakby same siebie tłumaczą...

- Ach, ma się rozumieć, zagadka tłumaczona zagadką – jęknął Szałaputek przypomniawszy sobie niedawną swoją rozterkę poznawczą, po której dotąd bolała go głowa.

- W mojej sakwie pamięci przechowuję bez liku tajemniczych historii, zastanawiających szczególnie o zmroku, które wzmacnia magia ognisk. Chociażby takich jak ta, posłuchajcie proszę – ciągnął Zbieracz.

- Otóż, jednego razu, tak jak teraz pod wieczór, z tym że było to dosyć dawno temu i podczas słotnej jesieni, pewien człowiek szedł do kwiaciarni by zlecić wysłanie bukietu na imieniny swej matki. Nie widział jej już od dawna, ale zajęty własnymi sprawami z gatunku tych „ nie cierpiących zwłoki” uważał, że nie ma czasu na odwiedziny staruszki, postanowił więc tylko przesłać jej kwiaty. Przed kwiaciarnią zobaczył szlochającą dziewczynkę, która wyglądała wyjątkowo żałośnie, kiedy stała pod murem rozmazując na nie całkiem czystej twarzyczce łzy zmieszane z deszczem, bo dzień był, jak już wspomniałem, jesienny i słotny.
Więc, chociaż nie lubił, jak mawiał, wtrącać się w nieswoje sprawy, zatrzymał się i spytał :

- Czemuż to płaczesz dziecko?

- Bo, dzisiaj są imieniny mamusi i chciałam jej kupić różę, ale ona kosztuje trzy złote, a ja mam tylko dwa – wyłkała dziewczynka.

Mężczyzna, uśmiechnął się wyrozumiale, pogłaskał uspokajająco głowę dziecka i kazał mu zaczekać, a sam wszedł do kwiaciarni, skąd po chwili wyszedł z piękną różą.

- Chodź – powiedział – zaniesiemy ją twojej mamusi. Takie jak ty maluchy nie powinny same chodzić po ulicach – dodał ujmując ją za rękę.
Jakież było jego zdumienie, gdy okazało się, że idą na pobliski cmentarz, a kwiat trzeba położyć na kamiennej płycie zaniedbanego grobu.

Tu Zbieracz przerwał opowieść żeby dołożyć chrustu do ognia, ale widząc pytajniki w oczach krasnala dokończył :

- Potem mężczyzna wrócił do kwiaciarni, odwołał zlecenie i z ogromnym bukietem pojechał do własnej matki.

„I gdzież tu tajemnica?!” – żachnął się kwiat.

- Gdzie tu tajemnica? – powtórzył za nim krasnal .

- A chociażby w samym spotkaniu, a także w tym jak dalej potoczyły się losy dziewczynki i przypadkowego filantropa. Cóż, pytań jest wiele, a każde z nich to p[rawie początek tajemnicy – zauważył Zbieracz a szczur temu przytaknął, więc Szałaputek nie negując oczywistego sensu takiego ujęcia rzeczy zamilkł i zapatrzył się w ogień. Bo przecież nie ma nic równie zachwycającego niż piękno ognia wieczornego ogniska na odludziu, który czasem zdaje się wyjaśniać wszystko, a czasami tylko pachnie smażoną na patyku kiełbasą…

- Czemu ja coraz mniej was rozumiem? – zdziwił się nasz właściciel niezwykłego kwiatu w męczącej go ciszy, która właśnie zapadła. - Sam siebie zresztą także…- dodał z boleścią w głosie.

- Bo zbyt długo masz już tego tam na dłoni a sieczkę w głowie – stwierdził szczur bez ogródek.

- Jeszcze trochę a odpłyniesz nam całkiem w samotność wyobraźni – zauważył Zbieracz.

- Po prostu mam dystans do wszystkiego, nic więcej- stwierdził krasnal.

- Do siebie także? – spytał Amadeusz, a Szałaputek sapnął ciężko i szepnął:
– Tak.

- A do tego… tam?

- No przecież, że również – obruszył się nieszczerze skrzat.

- Skoro tak…to cóż mogę więcej powiedzieć? – zamyślił się szczur.

- Może : Szczęść Boże? – podsunął Zbieracz.

- Zapewne tak, aczkolwiek niewesoło tę przyszłość widzę.

- A ja całkiem odwrotnie. – buńczucznie odrzekł krasnal.

- I tu się mylisz…– rzekł Michał Gabriel - Nie jesteś całością, a tylko częścią świata, więc także tajemnicą i to nawet dla siebie, bo każda część całości jest tajemnicą i dopiero złożona z innymi staje się zrozumiała. Tymczasem toczymy się przez czas tak, jak chce tego Wiatr… Oto choćby ja idę tam, gdzie najlepiej mi wiosną, a potem przez lato i jesień pielgrzymuję ku zimie, w której najlepiej rozumie się wartość domowego ciepła i przeżywa największe rodzinne uniesienia. Nie ma wtedy poza nimi nic z tego co na zewnątrz… A szczur – zaśmiał się – zdąża tam, gdzie go flet poniesie, ty zaś… ?

- Ja zaś – zamyślił się skrzat.- Ja idę w świat przed siebie, bo nie mam dokąd zawrócić. Idę za pytaniem, które umyka jak horyzont. Idę po odpowiedź jak po tę waszą „żywą wodę” z baśni. Strachów wkoło sporo, a kierunek i cel raczej niepewne…

- Cóż, więc każdy w jakiś sposób podróżuje, a podróżuje się tak, jak się potrafi. – odezwał się szczur.

- Z tajemnicy, przez tajemnicę, do Tajemnicy – podsumował swoiście Michał Gabriel.

- Otóż to – uśmiechnął się Amadeusz – każdy ma to, na co zasługuje. On ma dom, ja flet, a ty bezdroże. Nie mam racji?

Ale skrzat nie słyszał już dalej tego co przy nim mówiono, bo zanurzył się znowu w swoje dawne niedobre myśli, które zmusiły go do wędrówki:
„Ech dom, dom…Te niekończące się pouczenia : rób TAK; nie tak! Ależ – TO, nie tamto! TAM, nie tu. TU, nie tam…No ileż tak można? W dodatku na pytanie „po co?” ,tylko wzruszenia ramion i zdziwione półuśmiechy. I niekończące się pretensje : „To jeszcze tego nie zrobiłeś?!” lub: „Przecież mogłeś to lepiej. Doprawdy, taki duży chłopiec, a zawsze to samo. A tu tyle obowiązków, że sami nie dajemy rady!…” Faktycznie sporo tego jest zawsze, bo albo wróble wypadną z gniazda i trzeba je dokarmiać, albo mysz tak się zagubi w łasuchowaniu, że kot ma ją jak na talerzu i trzeba go od niej fortelem odciągać lub znowu koń zgubi drogę do stajni, krowę wezdmie, albo gospodyni przez plotki przeoczy dojenie , a bydlę już chrypnie od beznadziejnego ryku i trzeba jej o tym przypomnieć…

- Oj, Szałaputku, Szałaputku…- wzdychała babcia z tajemniczą dezaprobatą, którą krasnal nie do końca rozumiał, chociaż bardzo się starał. A że nie rozumiał więc nie czuł się winnym i szybko mijało mu wywołane nią zawstydzenie.

W gruncie rzeczy krasnal nie do końca wiedział czego od niego chcą i dlaczego on nie może żyć jak tego pragnie. Komu i czemu przeszkadzał tym, że siedząc na progu i obserwował przepływające piramidy chmur, albo śledził wędrówki mrówek po ich zawiłych ścieżkach? Komu szkodziły jego zamyślenia nad sensem tego wszystkiego co nas otacza? A jednak to właśnie uważano powszechnie za drażniącą wszystkich stratę czasu…

- Dlaczego? – pytał.

- Bo najważniejsza jest praktyczność. – odpowiadano.

- Ależ to, nad czym się zastanawiam jest jak najbardziej praktyczne! – wołał w bezsilnej rozpaczy - Toż to właśnie wasza, tak zwana „praktyczność”- jest wyjątkowo niepraktyczna, bo pozorna i do niczego nie prowadzi, prócz beznadziejnego stania w miejscu. A potem czas się nagle kończy i nic z tej „praktyczności” nie wynika. Kolejne wróble zdychają z głodu, albo wyłapują je koty, krowy rodzą jałówki, które żrą mokrą koniczynę, a ta je wzdyma… i od wieków „tak toczy się światek”, co dojrzał już pewien mędrzec. I co z tego, że dojrzał? A no nic, bo do was to nie dotarło. No więc błagam was, niechże wreszcie dotrze! – dość dziwacznie próbował tłumaczyć krasnal swoje zagubienia, co nie przynosiło jednak oczekiwanego skutku, wręcz przeciwnie, jedynie przydało mu zgryzot.
Łażąc więc po okolicznych polach, chaszczach i drzewach zastanawiał się głośno „Jak żyć?”. Że jednak pola, chaszcze i drzewa nie są skłonne do rozmowy nawet z krasnalami, nieodmiennie pozostawał sam ze swoim narastającym problemem.
Dlatego z konieczności wracał do punktu wyjścia, a jak wiadomo w ten swoisty sposób zakreślone kółko najczęściej niczego nie daje prócz skołowacenia. A owo, w tym wypadku, toczyło się dość długo po domu, podwórku i okolicy, aż dopiero pewien leśny duszek Szczęślik, o zielonych przepaścistych oczach zagrodził mu drogę zrozumieniem i radą:

- Jesteś mały, a problem masz OGROMNY. Ja też tak mam w swojej dziupli.
I dokładnie opowiedział co i jak ma, a kończąc dodał :
- Ale nie ryzykuj zmiany, bo mądrzy mówią, że lepsze jest wrogiem dobrego, więc po co ci stracić tę resztkę wolności, która ci jeszcze została w wyobraźni?”

Jednak krasnal nie usłuchał tej rady i, jak wiemy, wyruszył przed siebie w pewną zadeszczoną noc, a teraz łzy błysnęły w jego oczach, któż wie dlaczego.

- Czyli, że nasze bożątko poszło w świat nic nikomu nie mówiąc ? – zauważył zbieracz jakby mimochodem po dłuższych szeptankach ze szczurem.

- A tak – stwierdził łzawo, choć z odcieniem chełpliwości w głosie skrzat. – Zresztą, gdybym powiedział, to daleko bym nie zaszedł – dodał i zaczął sobie przypominać jak ta jego ucieczka się rozpoczęła i bezwiednie pociągnął nosem.

- Nie mówili ci w domu jak jest poza domem? – przerwał mu rozżalenia zbieracz.

- Mówili.

- Co mówili?

- Mówili, że nie warto o tym mówić.

- Pewnie znowu deszcz będzie, co wcale nie jest przyjemne na przednówku, kiedy razem i chłodno, i głodno…- zaczął szczur ni z tego, ni z owego, uśmiechając się pod wąsem - A u ludzi ciepło, syto i bezpiecznie…

- Wiem, wiem – sarknął krasnal. – Znam, pamiętam, nieraz słyszałem : „ Bożęta, bożęta niech każde pamięta o dzieciach o chacie, a tu proso macie”.

- No właśnie – przytaknął szczur. – Wiele za niewiele.

- Ocho, wcale to nie takie bezinteresowne jakby się wydawało! A ty nie siedzisz jednak w zasobnej komorze, tylko ganiasz po świecie z wiatrem. Więc nie życz drugiemu co tobie niemiłe – burknął Szałaputek.

- Jest różnica między nami. Na ciebie nikt nie zastawia pułapek i nie sypie ci do śniadania trucizny – odparował Amadeusz.

- I to jest powodem twojej wędrówki? – prychnął wątpiąco krasnal, szczur chrząknął, a Zbieracz odwrócił twarz, żeby nie było widać jak się śmieje.

- Zresztą, ja się nawet do tego nie nadaję. Ja w ogóle do niczego się chyba nie nadaję. Ja jestem jak rozbity dzban w starym przysłowiu – bardziej do siebie niż do towarzyszy wędrówki wyznał krasnal i zapatrzył się w ogień.

- A wiesz – powiedział po chwili szczur – znam historię prawdziwego dzbana, który sądził, że jest nikomu i do niczego niepotrzebny. Opowiadała mi o nim moja babka, której opowiedziała ją jej matka, a jej… zresztą mniejsza o to. Więc, dawno temu gdzieś w południowych krajach, pewien chłopiec parę razy dziennie, w dwóch dzbanach przynosił do domu wodę z dość odległej rzeki, bo w jego pobliżu nie było studni. I nie byłoby w tym niczego niezwykłego, gdyby nie to, że jeden z dzbanów przeciekał, i to tak bardzo, że kiedy chłopak w męczącym upale dochodził do domu już prawie wcale nie było w nim wody. Czego nie można było nie dostrzec, bo w tym samym czasie z drugiego całego aż się przelewało, a jednak nosiwoda wydawał się całe lato niczego nie zauważać i codziennie pozornie bezsensownie napełniał obydwa . Martwiło to i złościło ułomny dzban tak bardzo, że któregoś razu przełamując obawy i nieśmiałość zgrzytliwie odezwał się do chłopaka :

- Próżna twoja praca. Odrzuć mnie, bo jestem pęknięty i wycieka ze mnie woda.

- To dobrze, że wycieka – uśmiechnął się chłopak i pogładził mu brzusiec.

- Wiem, że mnie lubisz – rozczulił się dzban - bo służyłem jeszcze twoim pradziadkom, ale naprawdę już najwyższa pora przestać zawstydzać mnie litością i zwyczajnie wyrzucić na śmietnik.

- Nie masz racji – odparł chłopiec i mimo bełkotliwych protestów napełnił go znów wodą, zaś w powrotnej drodze wskazując na ścieżkę powiedział :

- Czy wiesz czemu tak wiele pięknych kwiatów rośnie po jej prawej stronie, kiedy tymczasem lewa jest wypalona przez słońce i zupełnie jałowa? Otóż dlatego, że zawsze noszę cię w swojej prawej ręce, a ty je podlewasz. A nic tak nie cieszy mojej chorej matki, jak właśnie kwiaty kiedy je stawiam przy jej łóżku. Więc nie przejmuj się proszę swoją wydumaną bezużytecznością.
Od tej pory dzban nie odezwał się więcej i nie słyszałem dotąd, by jeszcze któryś przemówił.

„Daj ty sobie spokój z głupkami!. Jeden piszczy na fleciku, drugi zbiera buteleczki; też mi autorytety… - Dobra, pogadamy jak ta szurnięta kompania pójdzie sobie spać” – szept kwiatu przerwał zamyślenie Szałaputka nad tajemniczymi niespodziankami tajemnic. – „Zresztą nocami najlepiej się gwarzy. Noc sprzyja bliskości…” – tokowała roślina.

„Czy ja wiem…Ja tam też lubię sobie w nocy pospać” – ziewnął krasnal.

„I to twój błąd kochany, bo nocą zwykle bywa najciekawiej i najserdeczniej.”

„Taa…” – bez przekonania pomyślał Szałaputek i nagle zapragnął wyciszyć na dłużej gadającą paproć.

„Ci tam nie są tobie do niczego potrzebni. W ogóle nikt nie jest ci do niczego potrzebny. Samotność oczyszcza i uwzniośla. Weź przykład ze świętych pustelników, wszak oni tylko dbali o siebie! Powinieneś się wreszcie usamodzielnić. Wydorośleć. Machnij na wszystkich i idź po rozum do głowy! Nie po to uciekłeś z domu, żeby słuchać kolejnego sklerotycznego ględzenia o niczym. Trochę może ono i inne, ale tyle samo daje co tamto. Idź w swoją stronę!” – dalej szemrał mu w głowie kwiat jak woda cieknąca ze źle dokręconego kranu.

„Może i masz rację, choć jakąś taką mętną i męczącą prawie jak chińska tortura kropli wody – westchnął w myśli krasnal – zresztą nie wiem, która to strona.”

„Zdaj się na mnie” – butnie oświadczyła roślina.

„ Ha! Prześpię się z tym i zobaczymy” – zdecydował Szałaputek.
– Dobranoc wszystkim – powiedział i otulił się kocem ogniskowego ciepła.

Zasypiając słyszał srebrzącą się gwiazdami muzykę fletu i było mu wyjątkowo dobrze; tym bardziej, że paproć chyba usnęła, bo nie tylko, że nie słyszał jej uwag, ale również nie dręczyły go dzisiaj dolegliwości dłoni, kiedy się na niej przedsennie wierciła. Zasnął więc mocno, bez zwykłych rozdrażnień.

A rankiem stwierdził z pewnym zaskoczeniem, że jest zupełnie sam, nie licząc kwiatu oczywiście.

- No i dobrze. – oświadczyła gadająca paproć – Teraz dopiero się zacznie, zobaczysz.

I rzeczywiście się zaczęło, ale nim cokolwiek zaszło krasnal gorzko się uśmiechnął, wzruszył lekceważąco ramionami i ruszył nie oglądając się za siebie.

ODPOWIEDZ

Wróć do „CIĄG DALSZY NASTĄPI”