• Nasze rekomendacje
  •  
    UWAGA!
    JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
    [email protected]
    PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
     
  • Słup ogłoszeniowy
  •  
    Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
    Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.

    Benjamin Franklin

    UWAGA!
    KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!

    Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
    A oto wyniki



    JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
     

B A Ś Ń P O D R Ó Ż N A czyli tam i z powrotem / 1 /

Tu piszemy powieści w odcinkach
ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Ryszard Sziler
Posty: 409
Rejestracja: 04 cze 2013, 09:00
Lokalizacja: Kolbuszowa
Płeć:
Kontakt:

B A Ś Ń P O D R Ó Ż N A czyli tam i z powrotem / 1 /

#1 Post autor: Ryszard Sziler » 25 maja 2019, 06:24

*


Rozdział pierwszy,
czyli o tym co się dzieje, kiedy nic się nie dzieje, a pojawiają się wątpliwości.




Noc znowu zaklekotała dachówką i Szałaputek usiadł. Znad fortepianu, na którym nikt nie grał odkąd Szałaputek został nazwany Szałaputkiem, patrzyły na niego z wyrzutem portrety pradziadków. Dziadka prapradziadków, prapraprapradziadka, prapradziadka i dziadka Szałaputka. A pustego miejsca, tuż za portretami, od czasu do czasu dotykał wskazujący palec księżyca. Szałaputek westchnął i wylazł z łóżka. Zapalił lampę, znalazł pod stosem kartek rozrzuconych na stoliku kawałki brązowej i złotej kredki i narysował nimi swój portret. Taki jaki powinien być. Stał na nim wsparty na miotle zadowolony Szałaputek i ogromnymi poczciwymi oczami patrzył z zadowoleniem na świeżo omieciony pokój. A obok jego głowy jarzył się herb wszystkich Szałaputków : złota pszczoła w błękitnym polu.
- Jeśli to konieczne – powiedział Szałaputek i powiesił swój portret za portretem dziadka. A potem już tylko było mu smutno, bardziej niż kiedykolwiek dotąd. Słyszał pochrapywanie taty z pokoju, w którym wisiały portrety prababek i czuł intrygujący zapach nocy, która coś tam robiła na zewnątrz. Światło lampy oświetlało przede wszystkim brzegi kartek leżących na stoliku i nawet z miejsca, w którym stał teraz widać było okropnie wyraźnie wszystkie : „dlaczego” i „po co ?”, oraz bardzo mocno podkreślone „NIE !”. Te wszystkie myśli złośliwe i cierpkie, które pojawiają się właśnie wtedy, kiedy wcale nie mamy na nie ochoty i od których nigdy nie robi się weselej..

- Tak naprawdę, to ja jestem tutaj – szepnął krasnal dotykając kartek i niepewnie popatrzył na pradziadków, którzy chyba nigdy nie zastanawiali się nad tym wszystkim, co gnębiło Szałaputka.
- Tu jestem – powtórzył butnie. Ale mimo tego powtórzenia dom spał nadal, tylko portrety praprababek znowu zaczęły rozmawiać w pokoju tatusia o wrażeniach z przedwiecznej podróży do Karlsbadu.
- Więc to tak – mruknął Szałaputek. Ubrał się, upchał kartki po kieszeniach i otworzył drzwi. Zza krzaków bzu nadciągała pierwsza wiosenna burza. Chmury były małe, smutne jak Szałaputek i wcale nie miały ochoty o siebie uderzać, zupełnie nie miały ochoty błyskać i przede wszystkim było im zimno.
- No i znowu będzie wiosna – westchnął krasnal – Codziennie będzie teraz wiosna. Odwrócił się. Posępnie popatrzył na obojętny pokój wsłuchany w jednostajne tykanie zegara.
- -A więc dobrze – mruknął. Zdecydowanie przekreślił pszczołę na swoim portrecie i wyszedł.
W świetle mizernej błyskawicy zobaczył nieśmiało zieleniejącą, niespokojną kępkę trawy wciśniętą w podmurówkę domu.
- Acha –parsknął zjadliwie- zmieniasz się w ruinę, ty stara rudero! Wszystko się zmieni w ruinę i pozostaną tylko- portrety, na które nikt nie będzie chciał patrzyć. Tak, tylko portrety – powtórzył pełnym łez głosem.
Dom wrzucił Szałaputkowi za kołnierz zlodowaciałą garść śniegu cierpliwie przechowywaną w rynnie. Ogrodowa furtka wypraszająco zaskrzypiała i otworzyła się na cała szerokość. Tuż za nią jakiś cień grał na flecie pieśń o historii z Hamelin i Szałaputek potknął się o ostatni jej fragment.

- Amadeusz – powiedział cień nie przerywając gry.

- Proszę? – zdziwił się Szałaputek.

- Jestem szczur Amadeusz – dopowiedział cień.

- Ach tak, a ja Szałaputek – odparł krasnal.

- Chyba dokądś idziesz?

- To nie ma znaczenia –westchnął skrzat – I tak czeka na mnie wszędzie ta sama noc. A potem dodał bardzo cicho – I ten sam dzień.

- Mógłbym więc być twoim przewodnikiem – roześmiał się Amadeusz.

- Mógłbyś być –przytaknął ostrożnie Szałaputek. W końcu – pomyślał- to przyjemniejsze niż samotna wędrówka; ale zaraz przyszło zastanowienie: - Przecież to szczur! Tak, szczur. Więc to się jednak nie zaczyna najlepiej...

Burza zrezygnowała z efektów i rozmieniła się na drobne. Zaczął padać deszcz, taki, którego się nie widzi, ale o którym się dobrze wie, że właśnie pada.

Taki był początek wędrówki.




*



Droga była jedną z miliona tych dróg, których się prawie nie zauważa. Jej początek i koniec rozmyły deszcze a potem porosły rdesty i pokrzywy. Z roku na rok coraz bardziej wbiegała w zapomnienie, jedyne możliwe miejsce odpoczynku wszystkich dróg, ale teraz szedł po niej jeszcze Amadeusz z wlekącym się za nim nikomu nieznanym osowiałym krasnoludkiem. Szczur niósł pod pachą swój marynarski kuferek i uważnie stawiał nogi w butach, z tego rodzaju butów, które lepiej jest nosić na ramieniu niż na stopach. Kuferek miał dziewięć urwanych zamków i jeden zupełnie nowy, do którego kluczyk leżał w nosku lewego buta i leciutko podźwiękiwał przez sen. A krasnoludek? Cóż , był to jeden z tych krasnoludków, które się widzi codziennie i niczym się nie wyróżniał poza tym, że wołano na niego Szałaputek.
Przed nimi właśnie w pierwsze trawy zapadał oroszony księżyc, a za nimi powolutku odchodziło miasto. Oczywiście spotkało naszych wędrowców, ale było wtedy jeszcze tak śpiące, że ich prawie nie zauważyło. Przyglądnęło się im jedynie oczami swych kotów wyciągniętych na murkach, a koty na początku kwietnia jeszcze traktują wszystko bardzo poważnie i nie zajmują się krasnoludkami. Przechodzili właśnie obok miejsca, gdzie kiedyś droga odpoczywała zajazdem, a które teraz było tylko wielkim pustym placem, na którym czasami urządzano festyny. Jeden z nich miał się odbyć właśnie dzisiaj i na okolicznych drzewach porozwieszano kolorowe bibuły, które niecierpliwymi palcami zwijał i rozwijał wiatr, a na rozłożonych deskach podłogi w najlepsze jeszcze spał taniec, czekając na muzykantów.

- Coś mi się zdaje – powiedział zatrzymując się Amadeusz, - że będę musiał jednak zdjąć buty. Kiedy przechodzę nawet przez takie dopiero wyczekujące na święto miejsce, muszę je zdejmować, bo są nieobliczalne – pokiwał głową z rezygnacją siadając na poboczu.
Dotąd nie wiem skąd je wytrzasnął ten stary łajdak, od którego je kupiłem, ale przypuszczam, że miały burzliwą przeszłość. A musisz wiedzieć, że kupiłem je za niezwykłą monetę. Jak się ją wyjęło z kieszeni pojawiał się nagle na niej brodaty król i wystawiał język. Na rewersie z kolei była wybita ręka wymownie pokazująca figę. Kiedy się więc zastanowię, to nie jestem wcale pewny, czy zrobiłem dobry interes.

Nagle z drzew wrzasnęły sroki :

- Siooostro ! Hej siostroo! Co siosstrro? Co będzie ?Bal będzie! Bal będzie siostroo! Hej siooostry - Baaaaal!

- Tupu, tupu, balu, balu…- zaskrzypiały radośnie buty.

- No no no ,tylko spokojnie, spokojnie – szczur poklepał delikatnie noski butów.

- Z nimi tak jest zawsze – powiedział, gdy się uspokoiły.

- I w dodatku ze mną nie rozmawiają, chociaż robią to z każdym innym. Zamilkły kiedy natarłem je żmijowym jadem, bo uwierały. Po tym zabiegu zaczęły spadać -westchnął. Tak czy owak częściej muszę je nosić niż w nich chodzić. No, idziemy – zawołał ciągnąc je za sznurowadła – Tańców nie będzie.

- Co za zzzwierzę – szepnął lewy but prawemu.

- No! – przytaknął prawy.

- Przed wrzaskiem srok i niepokojącym wszystkim innym droga schroniła się w malutkim lasku i przysypała szyszkami. Nawet resztki śniegu zmieszanego z igliwiem starannie nagarnęła na siebie.

- A teraz je chyba znowu założę – powiedział szczur, kiedy weszli w ten właśnie lasek- bo tu kłuje.

- Podtrzymuję to, co wcześniej powiedziałem – wyskrzypiał lewy but, gdy się przypadkiem zetknął z prawym.

Ale zaraz za laskiem droga zmieniała się beztrosko w szeroką ciepłą miedzę, która pięła się prosto do wesołego wiatraka na wzgórzu. A przed wiatrakiem leżał olbrzymi płaski kamień, taki w sam raz do odpoczynku, dla tych , którzy go koniecznie potrzebują. No i właśnie na nim spał teraz w najlepsze zbieracz butelek, przykryty porannym słońcem. Całą noc spieszył , byleby tylko nie spóźnić się na festyn, po którym wiele się spodziewał dobrego, no i zdrzemnął się tutaj zupełnie niechcący.

A wiatrak czuwał. Oczywiście każdy inny dzień przespałby co najmniej do południa wtuliwszy głowę w skrzydła, ale dzisiaj nie mógł sobie na to pozwolić.
Słyszycie te szmery w jego wnętrzu? Wsłuchajcie się w nie dobrze, bo to nie odgłosy żerowania spuszczeli, kołatków, czy innych drewnojadów, a coś zupełnie, ale to zupełnie innego i dodajmy - znacznie gorszego :


GŁOS I
Matyldo ! Maaaaatyyyyldddoo! No ile ja mam wołać?! A, jesteś wreszcie. Musisz niestety posprzątać zaraz w gościnnym.

GŁOS II
Znaczy, na pięterku?

GŁOS I /niechętnie/
No tak. Oczywiście. Pochowaj srebra. Piszczele i łańcuchy (z wahaniem) włóż na razie do nocnej szafki przy moim łóżku. A... i jeszcze...Możesz to wszystko Matyldo gustownie oprószyć mąką.
/ tupoty, chichoty /
- A wy idźcie się bawić gdzie indziej. Zawsze mówiłam, że tu jest za ciasno. W końcu to tylko jeden wiatrak...Cała moja rodzina śpi w zetlałych workach licho wie po czym...

DUCH MŁYNARZA
Jak to po czym, jak to po czym. Po ziarnie przecież.

GŁOSIKI / w formie wyliczanki /
Po ziar-nie zdia-bel-skiej ro-li, zła-nów cha-brów i ką-ko-li.

GŁOS III
A cicho mi tam!

DUCH MŁYNARZA
Jak to cicho...Jak to cicho?! To wy mi cicho! Aaaa... / głośne ziewnięcie/

GŁOS I
Uch! Utrapienie z tym tu...No więc , nie ma miejsca , a wczoraj Eleonora chciała jeszcze zapraszać tego swojego kuzyna z bagien. To całe, licho wie co… No jak tak można? Jak?

GŁOS III
Ach Ludwisiu, żebyś ty wiedziała, co...

ZBIERACZ BUTELEK / na zewnątrz rozkosznie przeciągając się na przywiatracznym kamieniu /
Ram! Tam! Ram ! Tam ! Tam! Poooobudka ! Wstać! No wstawać! Cha cha cha ,ależ piękny dzień!

GŁOS I
A ten co tu właściwie robi?! Kto on?


DUCH MŁYNARZA
Jakie wstawać? Czemu wstawać?/ nagle /Aa! Aaauuu!! O nie! No nie, no nie. Nie!

GŁOS II
Zdaje się dzieci go wczoraj zwiodły tutaj. Butelki cheba zbiera, czy też cuś takiego. Mogę już iść?

GŁOS I
Naturalnie że możesz Matyldo.

GŁOSIK
Babciu, babciu. Chciałem namalować żyrafę , ale ta kartka jest dla niej za mała.

GŁOS III
To namaluj coś, co się na niej zmieści.

GŁOSIK
Ale ja chcę żyrafę i już!

DUCH MŁYNARZA
Po raz ostatni mówię ,że was stąd powyrzucam. Won mi do wierzb, albo na pola, do tych swoich strachów na wróble./ w bezsilnej wściekłości / Ooo! Za cóż mnie skazano na takie towarzystwo?! / wściekłe trzaśnięcie drzwiami /.

GŁOS I
/ z westchnieniem / No i co wyście tam znowu zmajstrowali temu duchowi nieszczęsnego młynarza? Przecież wiecie, że miał kolejną ciężką noc i wrócił prawie zamarznięty.

GŁOS III
Wiedząc w dodatku, że skarb którego pilnuje jest niewart guzika / złośliwie / Prawdziwy biedaczyna z niego.

GŁOSIK
Nic wielkiego babciu. To był jeż. Całkiem malutki jeż .

GŁOS I
Ach...jeż...No tak...

GŁOSIK
Ale chyba jednak jeże nie lubią sypiać z młynarzami.

GŁOS III
Cha cha cha! Zdecydowanie nie lubią.

GŁOS I
To niepokojące, bo jeż i duch, to przecież dwa całkiem różne wymiary…Hmm… Więc jak one mogą razem się spotykać?... / skrzyp schodów / Już posprzątałaś Matyldo?

GŁOSIK
No jeż jest dużo mniejszy babciu.

GŁOS II
Tak, psze pani. Teraz to tam wygląda tak jakby nikt do pokoiku nie wchodził przez jakie sto lat najmniej.

GŁOS I
To dobrze. A przed zmrokiem nie zapomnij rozsypać pieniędzy na rozstajach i to w taki sposób, żeby je oświetlał księżyc. Noc ma być dziś wreszcie księżycowa, więc przetrzyj je przedtem do połysku. Niech lśnią. No i świecę tak ustaw w okienku, żeby ja było dobrze widać.

GŁOS II
E, to jeszcze czas na to.

GŁOS I
Czas nie czas, planować trzeba, bo inaczej o wszystkim się zapomni.

GŁOS III
Ja to jeszcze Ludwisiu pamięć mam niezgorszą, ale ty...

GŁOS I/ słodko /
No co ja , co - ja...Co?

GŁOS II
No pani, to się czasem wszystko popląta. Jak przedwczoraj, kiedy powiedziałam, że...

GŁOS I/ bardzo nieprzyjemnie /
A pytałam ją o coś?

GŁOS II
A bo ja wiem? No pytała chyba, jak odpowiadam. Mówiła, o tak – „Co?”. To jak pani do mnie – „co?”, to ja odpowiadam, bo tak ma przecież być.

GŁOS I
A poszła mi stąd. Już!

GŁOS II
Doprawdy... No z panią , to nic nie wiadomo. Nic.
/ odchodzi/

ZBIERACZ BUTELEK / schodząc z kamienia, ziewając i rozprostowując kości /
Tak, tak, dosyć lenistwa. Pora się zbierać. Cześć wiatraczku! Jak będziesz grzeczny, he he he, to może wrócę do ciebie wieczorem. Tylko/ grozi mu palcem/stój mi tutaj spokojnie, bo mogę do ciebie nie trafić./ patrzy na swoje spodnie/A gdzież to ja się tak ubłociłem i kiedy? Oj będę się musiał trochę opłukać/ zarzuca worek na plecy i odchodzi pogwizdując. /

GŁOS III
A idź se idź. Po co ty nam?

GŁOSIK / ze śmiechem /
Wróci, wróci. No pewnie ,że wróci.

GŁOSIK II
I trafi też na pewno!/ śmiechy /

GŁOS III
Po co on wam potrzebny?

GŁOSIK II
Oj, ciociu, no przecież jest taki zabawny...Żebyś ty widziała jak lazł za naszym światełkiem. Raz tak, a raz tak…/ śmiech / Jak się mu zaświeciło, tak lazł.

GŁOSIK I
We wszystko właził ! Nawet na czworakach właził.
/ śmiechy /

GŁOS I / głośno wzdychając /
A no niech tam dzieci mają trochę rozrywki.

GŁOS III
Ale co to z nich wyrośnie Ludwisiu...Pomyśl tylko…

GŁOS II
/ z oddali / To samo co i z was wyrosło.

GŁOS III
Zobacz no jaka to bezczelna się teraz służba porobiła.

GŁOS II
Ja to tam mogę od zaraz całkiem nie służyć - i radźta sobie same !

GŁOS I / z wyraźnym niepokojem /
Ależ Matyldo...

GŁOS II
Eche...Patrzajcie no państwo...Coś tu się pcha od lasu. Widze wyraźnie. Małe i czerwone jakieś.

GŁOS I / płaczliwie /
Och! Znowu myszy!

GŁOS III / wątpiąco /
E tam. Zwidy ma i tyle.

GŁOS II
Jaaa...? Zwidy!? No kto tu ma zwidy to ja już nie powiem. Cha cha cha... Niby to ziółka pije, a od tych ziółek na kilometer jedzie...

GŁOS I
Och!

GŁOS III
Bo to nalewka. Na-lew-ka! Rozumiesz tłumoku jeden?!

GŁOS II
Jak go tam zwał tak go zwał. Wóda czy nalewka, co za różnica?

GŁOS IV /gdzieś z głębi, z wyrzutem /
Czemu ty mnie Ludwisiu nigdy na te ziółka nie zaprosisz? Przecież też niedomagam.

GŁOS I
Taż to krasnoludek idzie.

GŁOS III
Krasnoludek ! Och! To gorsze niż mysz !

GŁOS I
No ty to już się wszystkiego boisz. Wszystkiego.

DUCH MŁYNARZA / szyderczo /
Cha cha...ale wiedźma...kurza paka!

GŁOS III
A ten czego znowu ?!

GŁOS IV
Ciii ! Ciichoo tam ! Nie widzą, czy co? To szare przy krasnalu, to Amadeusz !

ECHO/ z głębi wiatraka jękliwie /
uuuuuszsz – usz – szsz...


- Tutaj możemy odpocząć – powiedział Amadeusz z ulgą zdejmując buty i zgarniając z kamienia resztki skorupek jaj wymiecionych właśnie przez wróble z gniazda .

- Jak myślisz, skąd on tu przyszedł? – spytał Szałaputek delikatnie dotykając głazu.

- Raczej przytoczył - promienne uśmiechnął się Amadeusz - Myślę, że to wie chyba tylko wiatr, ale nie mamy się czym martwić , bo to jest tak stara historia, że można na niej spokojnie zjeść śniadanie - dodał.


GŁOS V
Przyszli jacyś nasi Cecylko? Przynieśli co do jedzenia? Przynieśli Ludwisiu? Bo śniadania jak nie ma tak nie ma.

GŁOS II
Jak ma być kiedy pieniądze musze tera przecierać. Starsza pani zaczeka.

GŁOS III
Och! Tak... to ten szczur co gra na flecie..., że włos się jeży.

GŁOS I
O żeż ty!

Awatar użytkownika
Ryszard Sziler
Posty: 409
Rejestracja: 04 cze 2013, 09:00
Lokalizacja: Kolbuszowa
Płeć:
Kontakt:

B A Ś Ń P O D R Ó Ż N A czyli tam i z powrotem / 1 /

#2 Post autor: Ryszard Sziler » 25 maja 2019, 06:48

Szanowni P.T. ect., których niniejszym serdecznie pozdrawiam :rosa: . Ponieważ Robert, mimo upływu lat, nie zlikwidował mojego konta :cha: ... Postanowiłem zamieścić na 8- mym ukończoną wreszcie rzecz, którą niegdyś tu zaczynałem. Powodów by to zrobić mam sporo, mniej i bardziej poważnych :smoker: :jez: Taaa.... Będzie tej mojej "baśni" ponad 150 stron, więc proszę ewentualnych Czytelników o cierpliwość. Wszelkie Państwa uwagi się liczą, bo rzecz jest dla mnie ważna. Proszę jednakże o uwagi dotyczące istoty rzeczy, nie zaś spraw pobocznych, w tym szczególnie zapisu tekstu. :no: No tak już mam, że nowomodny przerost formy nad treścią nadal mnie nie interesuje :wstyd: Proszę tę słabość wybaczyć staruszkowi :) Raz jeszcze Wszystkich...itd...wzruszenie mnie...ech...Zdrówka Robercie! :beer:

Awatar użytkownika
lczerwosz
Posty: 9449
Rejestracja: 31 paź 2011, 22:51

B A Ś Ń P O D R Ó Ż N A czyli tam i z powrotem / 1 /

#3 Post autor: lczerwosz » 26 maja 2019, 10:40

Witam :tan: , jeszcze nie czytałem, dam znać

Awatar użytkownika
lczerwosz
Posty: 9449
Rejestracja: 31 paź 2011, 22:51

B A Ś Ń P O D R Ó Ż N A czyli tam i z powrotem / 1 /

#4 Post autor: lczerwosz » 26 maja 2019, 18:15

Ryszard Sziler pisze:
25 maja 2019, 06:24
portrety praprababek znowu zaczęły rozmawiać w pokoju tatusia o wrażeniach z przedwiecznej podróży
Ryszard Sziler pisze:
25 maja 2019, 06:24
Burza zrezygnowała z efektów i rozmieniła się na drobne.
:ok:

Awatar użytkownika
Ryszard Sziler
Posty: 409
Rejestracja: 04 cze 2013, 09:00
Lokalizacja: Kolbuszowa
Płeć:
Kontakt:

B A Ś Ń P O D R Ó Ż N A czyli tam i z powrotem / 1 /

#5 Post autor: Ryszard Sziler » 26 maja 2019, 18:30

:rosa: Miło mi bardzo... i w ogóle cieszę się, że Cię widzę :vino: :) . Pozdrawiam serdecznie.

ODPOWIEDZ

Wróć do „CIĄG DALSZY NASTĄPI”