• Nasze rekomendacje
  •  
    UWAGA!
    JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
    [email protected]
    PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
     
  • Słup ogłoszeniowy
  •  
    Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
    Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.

    Benjamin Franklin

    UWAGA!
    KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!

    Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
    A oto wyniki



    JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
     

FELICJA 2 , czyli - sens odnaleziony / 5 /

Wszystko, co wydaje się za krótkie...
ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Ryszard Sziler
Posty: 409
Rejestracja: 04 cze 2013, 09:00
Lokalizacja: Kolbuszowa
Płeć:
Kontakt:

FELICJA 2 , czyli - sens odnaleziony / 5 /

#1 Post autor: Ryszard Sziler » 03 sty 2022, 15:01

*
- Widziałem, widziałem! Gratuluję refleksu, bo mało brakowało...
- Oj mało – wykrztusiła zziajana Felicja – Popatrz no pan jakie to wredne istoty – dodała, gdy doszła już trochę do siebie – Ul jak stodoła, a one ani myślą się nim dzielić, choć przecież tak mało zajęłabym im miejsca i to tylko do pierwszych cieplejszych dni marcowych, bo ja sobie, proszę pana, cenię przestrzeń i wolność. Cóżbym ja im szkodziła? Wszak jestem przysłowiowo cicha, jak myszka… Ale nie da się im tego wytłumaczyć. Skądże. Są szybsze niż jakakolwiek argumentacja. – westchnęła z rozżaleniem - A jakież te pszczółki wydają się serdeczne, kiedy kręcą młynki po łące i grzebią się w kwiatkach. Małe brzęczące misiaczki. Któżby pomyślał, że to tylko pozory? I ileż ja im tego miodku podjadłam, żeby mnie tak fatalnie uciąć w ogon? Patrz pan jak puchnie!
- Dobrze, że tylko w ogon – zauważył rozsądnie wróbel.
- Ha! Chciały w nos i w uszy, ale się odwróciłam i uskoczyłam… Jednak zdążyły mnie haratnąć. Świnie nie pszczoły! To wbrew wszelkim konwencjom żeby wyżywać się na uciekającej i to od tyłu! Ależ to boli!
- Najlepszy na to będzie okład z babki lancetowatej; chyba widziałem ją jeszcze niezwiędłą przy ścieżce za pasieką…
- Mowy nie ma żebym tam teraz wróciła! Zresztą nadwerężyłam sobie także łapę, bo, powiedzmy to szczerze, nie wyskoczyłam z ula a, hmmm, zwyczajnie wypadłam. Próbowałam zahaczyć się o wylot ogonem, ale właśnie wtedy mnie haratnęły i niestety nie sfrunęłam z gracją jak popielica, a dość ciężko wypadłam…
- Doprawdy? Jakoś nie zauważyłem.
- Dziękuję. Czy to coś znaczy, że większość nieszczęśliwych zdarzeń finalizuje się u mnie w okolicach ogona? Tym wyjątkowo bezbronnym miejscu…
- Proszę zaczekać. Polecę po tę babkę.
- Proszę uważać, bo one jeszcze tam się roją…
- Mam pióra – odćwierknął wróbel już w locie.
- Dobre i to – mruknęła mysz z odrobiną współczucia.

*
- Czasami (bezzasadnie?) wydaje mi się, że jestem mądrzejsza niż jestem - mruknęła Felicja - i to spostrzeżenie wywołuje we mnie ogólną dysharmonię, czyli rozdygotanie wewnętrzne, które powoduje nie tylko rozlewanie pitej akurat herbaty.( Cholera jasna, jak ona parzy!) W dodatku pojęcia nie mam skąd mi się takie coś bierze. Schizofrenię mam, czy co? – wzdrygnęła się w przypływie niepokoju. – Takie - dwa, w jednym? No rozpacz przecież, bo nigdy nie wiadomo, które przekonanie jest słuszne, kiedy każdy z głosów (awers i rewers) zapewnia, że to on właśnie dzierży palmę pierwszeństwa.( Z czego rzeczywiście chyba dostanę palmę!) Podejrzewam, że tu pomocną może być jedynie właściwa perspektywa, no ale o jakiej tu perspektywie może być mowa kiedy przez szparę mojej kryjówki widać tylko gnojnik , a zaraz za nim połamane sztachety przedwojennego płotu. Nawet skanseny odwracają się od takiej koncepcji historycznej perspektywy uciekając w nieprawdziwy romantyzm, a cóż dopiero ja zupełnie obca w tej wiosce…- westchnęła z rezygnacją.

*
Zaścianek był, jako się rzekło, mizerny; bo przede wszystkim całych domów było w nim mało, a jeśli i nawet i który stał jeszcze, to chylił się ku ruinie, co nie było zresztą trudne, bo pobudowano je z lichego drewna i osłonięto tylko strzechami. Nawet kościół, czy raczej kościółek, przypominał bardziej przydrożną kapliczkę niż prawdziwy dom Boży. Jedynie szkoła była budynkiem z prawdziwego zdarzenia: dużym, murowanym, krytym dachówką, z budującym hasłem wysztychowanym pięknie przez kamieniarza na nadprożu drzwi wejściowych: „Ucz się dziecię, ucz - nauka to potęgi klucz!” I do tego właśnie budynku, najmniej zrujnowanego, choć już pustego i nawet bez dzwonka w wieżyczce sygnaturki (który się gdzieś zapodział i być może nawet zmienił w część armaty, bo niegdyś przeciągały tędy różne wojska i dzwoneczek był dla nich cenny) wśliznęła się Felicja w pewien listopadowy poranek podczas rutynowej akcji rozpoznawania środowiska. Konkretniej: uciekając przed szybującym nad nią cieniem, którego wolała nie rozpoznawać. Smyrgnęła więc w zauważoną mimochodem przyokienną szparę nie oczekując niczego więcej poza chwilowym ukryciem, ale w tym wypadku nie miała zupełnie racji. Okazało się bowiem, że szkoła zawierała prawdziwe skarby, niespecjalnie ukryte.
- Ha! –zawołała Felicja widząc porozrzucane w różnych miejscach książki i w jednej chwili zapominając o czającym się na zewnątrz niepokojącym cieniu.
- Raj dla duszy – westchnęła z rozkosznym zachwytem, który pamiętała także potem, gdy „cała ta sieczka mądrości”( jak się wyraziła o przetrawionej lekturze) przestała ją zadowalać.
- Spory horyzont mi się otworzył – dodała – Niewątpliwie będę miała co robić przez zimę.
I tak się zaczęło to co poważne w tej historyjce, albo prowadzi do tego co prawdziwie poważne.
*
Teraz siedziała na stosie książek, a jej myśli łaziły wokół, bo jak zauważyła kiedyś: gdy się mysz szwenda po świecie, różnie się jej w głowie plecie.
– Ech, gdybym ja była myszą – rozważała - taką jak się patrzy: mądrą, albo przynajmniej uczoną, to zrozumiałabym może tę całą logikę i mechanizm światowych przemian. A tak za nic nie mogę pojąć swoim małym rozumkiem dlaczego zamiast budować, nagminnie się niszczy, to co w wielkim trudzie budowały pokolenia. Nie tylko się niszczy, a jeszcze upaja się tym niszczeniem! No fakt, że rozwalać coś jest fajnie. Sypie się, rozpirza, roz…dwa trzy…rujnujesz ty… No zabawa po pachy, a w efekcie chaos jak się patrzy. Nieprawdaż? Bo chaos, w gruncie rzeczy jest łatwy, jak wszystko co prymitywne, i może się w nim wykazać każdy, bez względu na zdolności. Właściwie ci bez zdolności i zbędnych refleksji są w jego tworzeniu najbardziej skuteczni. Wystarczy przecież tylko wziąć młot do łapy i zamach, żeby się wykazać. Łubu dubu i – wszystko leci w cholerę! Z boku zwykle stoją jajogłowi z rękami w kieszeniach ( żeby ich nie pobrudzić) i uśmiechają się obłudnie, a czasem uspokajają niepewnych „uszczęśliwianych” przepowiadaniem świetlanej przyszłości, którą rzekomo już jutro zbudują na powstających teraz ruinach. Niestety nieodmiennie nic z tych zapewnień nie wychodzi, mimo usilnych prób, zarejestrowanych zwykle w tonach wyprodukowanej przez nich makulatury, którą w chwili jej powstania nazywano „wiekopomnym dziełem”. W makulaturze buszują szczury, a uszczęśliwiani zaczynają wielkie sprzątanie. Rekonstruują zabytki i próbują posklejać wartościowsze idee w choć zewnętrznie piękne atrapy, ale nic już nie jest takie samo jak przedtem. Niektórzy próbują na tym nowym postkataklistycznym porządku budować, ale panowie z rękami w kieszeniach nie śpią i nie pozwolą im na takie fanaberie, bo mają nowe rewolucyjne idee, które już tym razem, jak zapewniają, na pewno okażą się słuszne, bo naukowo opracowane dla powszechnego dobra uciemiężonych budowniczych i katarynka zaczyna znów grać tę samą rewolucyjną piosneczkę, którą się wyciszyło; jednak za każdym razem bardziej agresywną i destrukcyjną niż poprzednio. Tak widzę tę całą „nowoczesność w domu i zagrodzie”, o której bełkoczą na okrągło media, uciekające od zajmowania się tym co najistotniejsze.
- Z chaosu w chaos! W tym wszystko się streszcza – podsumowała Felicja swoje zastanowienia.

*
- I cóż mi z tego – westchnęła – że przeczytam jeszcze jedną, czy drugą książkę; że zapiszę jeszcze jedno, czy nawet dwa (jak dla mnie odkrywcze) spostrzeżenia? Co z tego, że pozbieram wspomnienia, jak ci tutaj zgromadzone książki. Ba! zrobię może nawet muzeum pamiątek i przemyśleń; kiedy one właściwie nikomu do niczego nie są potrzebne? Nawet mnie… Wszystkie są przecież tylko subiektywnym OPISEM świata, z którego mało co wynika. Brakuje w nim bowiem tego co najważniejsze – DYSTANSU. Czy mrówka, która łazi po ogromnym drzewie jest w stanie zobaczyć, albo tylko wyobrazić sobie je, jako całość (nie mówiąc już o wyciągniętych z tego widoku wnioskach)? Zna przecież tylko jego fragmenty, z których ani pełnego obrazu, ani sensu nie da się złożyć. Cóż, mrówka nie może nie być mrówką, ani też popatrzyć z zewnątrz na drzewo po którym łazi, w tym także i na siebie. Tego ograniczenia nie przeskoczy w żaden sposób; co więcej: nie ma żadnej pewności, że badanie przez nią fragmentów jej drzewa=świata jest właściwe, bo przecież opiera się tylko na jej zmysłach, co do wiarygodności których nie ma żadnej pewności. Czyli ani co do metody, ani co do narzędzi – nic pewnego! W czym się zresztą streszcza cała nauka. A jeśli tak, to na czym się opierać i ku czemu zmierzać? Jak zauważyłam już kiedyś: jedynie intuicja i przeczucia (czyli coś co zakodowano we mnie?) mogą mnie prowadzić, bo na nich się jak dotąd jeszcze nie zawiodłam; ale ku czemu? Tego nie wiem, choć wydaje mi się, że TO jest NIEWYOBRAŻALNIE DUŻE i WAŻNE. I tu mogę ( MUSZĘ! ) odejść od siebie i ZAUFAĆ niewiadomemu. Czemu lub KOMU? No właśnie. Poznałam już całe to „światowe” gadanie na temat: „teraz i potem” i jakoś nic mnie w nim nie tylko nie zachwyciło, ale i nie przekonało, dlatego właśnie zdecydowałam się na bezdomność. Dlatego po bezdrożach, jak drobinę pyłu nosi mnie wiatr zdarzeń już od sporego czasu, dokładnie odtąd, odkąd zaczęłam samodzielnie myśleć… Ale to wszystko mało, bo czuję, że pogoń za horyzontem niczego nie daje, że lepiej się jednak zatrzymać i wszystko przemyśleć. No, i dlatego właśnie, ja stara mysz siedzę teraz w tej tu starej szkole, na starej zakurzonej podłodze i przeglądam stare książki, z których nic nie wynika poza kurzem, a z niego - kichaniem! Aaaa- psik! No właśnie.
- Może się mrówce cuś śni, a może ni – wyraził szeptem swoją opinię skorek, który licho wie skąd przylazł, osiedlił w szparze okiennicy i miał na wszystko baczenie.
*

ODPOWIEDZ

Wróć do „OKRUCHY PROZATORSKIE”