Wskazówka sekundowa zegara wiszącego nad tablicą obok godła i krzyża leniwie odmierzała kolejne cząstki minuty. Radek poczuł znużenie. Przeniósł wzrok na widok za dwiema szybami osadzonymi w starej, malowanej wiele razy ramie okna narodzonego wraz z budynkiem szkoły tysiąclatki w latach sześćdziesiątych. Na placu zabaw młodsze klasy spędzały czas stojąc w kolejce na zjeżdżalnie, do huśtawek i na karuzelę napędzaną siłą chudych rąk młodej nauczycielki. Za ogrodzeniem na piaszczystym parkingu stał Autosan, w którego trzewia dzieciarnia z oddziałów od pierwszego do trzeciego wpełznie po dzwonku kończącym piątą lekcję, czyli za niecały kwadrans. Radek na krótki, ulotny moment poczuł się dobrze. Nawet i chwila znużenia po wpatrywaniu się bez celu w tarczę zegara była w porządku. Nie myślał wtedy specjalnie o niczym, a już na pewno nie o Gawronie.
Michał Gawronowski chodził do równoległej klasy, szóstej B. Był rok starszy od Radka, bo czwarty oddział mimo szeroko zakrojonej akcji poprawkowej był zmuszony powtórzyć. Nikt nie wiedział, czy jakoś wpłynęło to na jego postrzeganie słabszych od siebie chłopaków. Być może Gawron tak już miał. Urodził się po to aby oblać czwartą klasę i od co najmniej drugiej dręczyć mniejszych i słabszych.
Radek miał na pieńku z Gawronowskim od roku. I od razu przyszło mu się zmierzyć z najgorszą wersją Gawrona. Gość nie obchodził się z Radkiem łagodnie. Znalazł kolejną ofiarę pośród gromady dzieciarni i przy pierwszym spotkaniu nabił jej siniola. A potem przykazał, jak starszy brat-oprawca:
– Codziennie dwa ziko albo w mordę.
I tak się zaczęło. Radek dostawał całkiem niezłe kieszonkowe. Za dzienną pulę można było kupić w szkolnym sklepiku paczkę maczug, trzy super kwaśne kulki, mały sok w kartonie, a w środy starczało nawet na jedną czosnkową bułkę, które dostarczała piekarnia z miasteczka. Po wymuszonym dzieleniu się z Gawronem, starczało na bułkę i sok, albo sok i coś do przegryzienia z tańszych batonów. Lepsze niż nic, ale element upokorzenia w szóstej klasie zaczął dawać o sobie znać. Klasowi koledzy Radka powoli wkraczając w newralgiczny emocjonalnie okres swojego małoletniego życia, zaczęli z większym przejęciem dostrzegać zależności w tym, kto jest zwierzyną, a kto ofiarą. Od prostych przytyków do wytykania wprost palcami było niedaleko. Radek o tym wiedział, sam marzył, że teraz, nie tak, jak rok wcześniej mógłby nawet rzucić się na Gawrona z nadzieją, że tamten zaskoczony sytuacją da mu wolną rękę i Radek nabije oprawcy guza. Co potem? O tym nie myślał. Widział oczami wyobraźni dziewczyny i chłopaków, jacy utworzyli krąg wokół bijatyki, bijących brawo wygranemu w pojedynku o przetrwanie.
Dzwonek w końcu rozbrzmiał. Radek miał jeszcze dwie lekcje, więc usiadł z plecakiem na korytarzu, co jakiś czas obserwując czy nie nadchodzi Gawron. Tego dnia bowiem jeszcze się nie spotkali, co nie oznaczało, że to koniec. Michał mógł wpaść na Radka nawet po szkole i wtedy nie było taryfy ulgowej.
Przerwa minęła, a Gawronowski nie pojawił się. Na kolejnej było podobnie. Kiedy Radek siedział w szatni, sznurując buty myślał o swoim oprawcy jak o czymś stałym w świecie szkolnym. Tak jak wtorek następuje po poniedziałku, tak Gawron zjawiał się w każdy dzień nauki po zapłatę. Chyba, że Radek był akurat chory.
Idąc przez plac przed szkołą oglądał się za siebie. Zauważył to Jacek, z którym Radek kolegował się na zasadzie spontanicznego przybijania piątki i okazjonalnego wymieniania się ściągawkami z historii albo matmy.
– Gawrona szukasz, co? – zaśmiał się Jacek podbiegając do rówieśnika.
– Mi jakoś nie do śmiechu – burknął Radek. – Pewnie czeka na drodze. Wagarował.
Jacek nie przestawał się uśmiechać.
– Nie ma go w budzie od rana. Dziarak z nim chodzi do klasy, mówił mi.
– No to na jutro pewnie cztery zeta – odparł ze smutkiem Radek.
– Wiesz, ja to bym mu z jaj budyń zrobił. Jeden kopniak, ale celny i leży.
Jacek pokazał w zwolnionym tempie technikę szybkiego ustawiania oprawcy do parteru. Radek nawet uśmiechnął się. Wtedy pod bramę szkoły zajechało auto. Obaj wiedzieli, do kogo należało. Z granatowego Forda Mondeo wyszli rodzice Gawrona. Jego matka wyglądała jakby cały dzień przepłakała. Miała opuchnięte oczy. Ojciec trzymał się lepiej, ale jego twarz straciła koloryt życia, pozostając ziemistym odlewem maski pośmiertnej. Radek z Jackiem minęli ich w ciszy. Uszli jeszcze kilka kroków, kiedy kobiecy głos powiedział:
– Ty jesteś ten Radosław?
Radek odwrócił się. Matka Gawrona patrzyła na niego.
– Ty jesteś Radek?
– Tak – odpowiedział.
– Michałek umarł dzisiaj rano. Lubiliście się, tak mi mówił zawsze.
Kobieta zaciskała wargi cedząc słowa ostrożnie, aby nie wybuchnąć płaczem.
Radek wiedział co odpowiedzieć.
– Nie, nie byliśmy kolegami. Pobił mnie rok temu i od tamtej pory zmuszał abym mu płacił codziennie dwa złote z kieszonkowego.
Po wszystkim odwrócił się szybko i odszedł. Nie otrzymał odpowiedzi. Rodzice Gawrona stali jeszcze chwilę przed bramą, potem przeszli furtką na podwórze i udali się do budynku.
Szli poboczem drogi, w ciszy. Jacek co jakiś czas znajdował większy kamień i kopał go w zarośla. Radek po prostu szedł. W kieszeni ściskał przygotowane dwa złote dla Gawrona.
-
- Nasze rekomendacje
-
-
UWAGA!
JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
[email protected]
PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
-
- Słup ogłoszeniowy
-
-
Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.
Benjamin Franklin
UWAGA!
KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!
Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
A oto wyniki
JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
Gawron
- Alicja Jonasz
- Posty: 1792
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
- Płeć:
Gawron
Wczytałam się w tę historię ze wzruszeniem. Oprawcy też chorują i umierają. Są samotni, pełni gniewu, tęsknoty za przyjaźnią.
Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
- eka
- Posty: 18414
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
Gawron
Miło, że zaszczyciłeś publikacją Ósme Piętro:)
Przyzwoity kawałek realistycznej prozy z... jak dla mnie podnarracyjnym przekazem dla młodego czytelnika: krzywdziciel ukarany najsurowszą karą, jego rodzice dobici wyznaniem ofiary jeszcze w dniu śmierci dziecka. Happy end Radka. Finał.
Historia raczej z dawnych lat, baśniowa trochę.
_________________
Gęsto, za dużo informacji w tak skonstruowanym zdaniu:

Przyzwoity kawałek realistycznej prozy z... jak dla mnie podnarracyjnym przekazem dla młodego czytelnika: krzywdziciel ukarany najsurowszą karą, jego rodzice dobici wyznaniem ofiary jeszcze w dniu śmierci dziecka. Happy end Radka. Finał.
Historia raczej z dawnych lat, baśniowa trochę.
_________________
Wyżej brak przecinków.Aleksiej99 pisze: ↑12 lip 2025, 20:20Kobieta zaciskała wargi [,] cedząc słowa ostrożnie, aby nie wybuchnąć płaczem.
Gęsto, za dużo informacji w tak skonstruowanym zdaniu:
Aleksiej99 pisze: ↑12 lip 2025, 20:20Przeniósł wzrok na widok za dwiema szybami osadzonymi w starej, malowanej wiele razy ramie okna narodzonego wraz z budynkiem szkoły tysiąclatki w latach sześćdziesiątych.

- eka
- Posty: 18414
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
Gawron
O! Nie spojrzałam pod tym kątem.Alicja Jonasz pisze: ↑13 lip 2025, 14:23Wczytałam się w tę historię ze wzruszeniem. Oprawcy też chorują i umierają. Są samotni, pełni gniewu, tęsknoty za przyjaźnią.