• Nasze rekomendacje
  •  
    UWAGA!
    JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
    [email protected]
    PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
     
  • Słup ogłoszeniowy
  •  
    Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
    Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.

    Benjamin Franklin

    UWAGA!
    KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!

    Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
    A oto wyniki



    JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
     

Pajęczyce cz.IX

Opowieści pisane prozą - nie powieści
ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Krokus
Posty: 481
Rejestracja: 18 gru 2020, 19:45
Płeć:

Pajęczyce cz.IX

#1 Post autor: Krokus » 26 lut 2024, 11:41

- No popatrz, popatrz? Jaka zgrabna laska, wychodzi z tego Merolka. Zapewne pomaga temu idiocie, którego nie udało jej się wykończyć. Jeżeli jest tak, jak myśli, to ten gość nie jest zwykłym pajacem, tylko…? No właśnie, kim? – Zastanawiała się, patrząc przez lornetkę ze swego okna.
Jej obserwacje przerwał dzwonek z domofonu.
- Słucham – odezwała się.
- Wojtek przyłożył do ust chusteczkę i odpowiedział:
- Listonosz.
Uśmiechnęła się i nacisnęła przycisk. – Na pewno przesyłka, którą trzeba będzie podpisać, niby sprytnie, ale, to takie oklepane. – Pomyślała i wyciągnęła z szuflady kuchni, nóż. Tym razem nie miała ochoty, bawić się w jakiekolwiek duszenie i związane z tym męczarnie. Teraz, ma pójść szybko i sprawnie. To ten facet, który miał więcej szczęścia niż rozumu. Teraz ze swoją znajoma prowadzi prywatne śledztwo, za chwilę śmiertelnie się zdziwi. Uchyliła drzwi wejściowe, żeby facet wszedł do przedpokoju, sama ustawiła się za nimi, trzymając w ręku nóż.
Wszystko poszło po jej myśli, mężczyzna wszedł do przedpokoju, nawet nie pukając. Jedną ręką złapała go za głowę drugą, szybkim ruchem poderżnęła gardło. Ofiara zaczęła się dusić, próbowała łapać oddech. Agnieszka tym razem stojąc do niego przodem dźgnęła go kilka razy w brzuch. Wtedy zauważyła, że to… kiedy zapaliła większe światło, by przyjrzeć się swej ofierze, zamurowało. – Wojtek!!! Jak to możliwe! – krzyknęła, potem objęła go ramionami, zdając sobie sprawę, że zadała mu za dużo ran, by można go było uradować. On nie był w stanie nic z siebie wydobyć, w jego spojrzeniu był tylko poczucie żalu.
Agnieszka nic z tego nie rozumiała, ale kiedy Wojtek oddał ostatni oddech w jej ramionach. Podbiegła do okna, nie było już niebieskiego Mercedesa. Teraz się zagotowała, pragnęła tylko zemsty, ktoś chyba specjalnie to wszystko wyreżyserował. – Zapłaci mi za to ten jebany chuj, że swoją kurewką. Wie, gdzie mieszka i zdaje sobie sprawę, że to może być podstęp, ale zapłacą za to, teraz jej wszystko jedno, myśli tylko o zemście i to bardzo szybkiej. Teraz musi jak najszybciej opuścić to mieszkanie i w bezpiecznym miejscu wszystko na chłodno przemyśleć.



Markowski czuł się podle, zdając sobie sprawę, że dał się tak podejść. Z drugiej strony, kiedy dotarło do niego, że to profesjonalna zabójczyni, tak jak Witek pragnął zemsty. Ustalili, że zaraz pojadą do niej. Dwa samochody, Witek, Michalski, Markowski, drugi samochód, kilku ludzi z bronią maszynową. Trzeba będzie, na początku dobrze obstawić dom, ale bez wzbudzania podejrzeń. Nie było wiadomo, czy zastaną ją w domu, nie mieli nakazu wchodzenia z grupą antyterrorystyczną. Musieli to rozegrać bardzo delikatnie, najlepiej bez jakiegokolwiek wystrzału. Jedyne co ustalili, to właściciela mieszkania, do którego pojechali najpierw po zapasowe klucze.

Drzwi od mieszkania były otwarte, weszli w trójkę, Witek z odbezpieczonym pistoletem, Michalski również za nimi Markowski. Dwóch gliniarzy zostało na korytarzu, jeden pilnował wejścia do klatki. Pozostałych dwóch siedziało za kierownicą samochodów.
Najwyraźniej nikogo nie było w mieszkaniu, zaświecili światło w przedpokoju. Witek od razu zauważył ślady krwi na podłodze, weszli do pokoju. Tam już było znacznie więcej krwi, na dywanie leżał jesienny płaszcz.
Kiedy Markowski zajrzał co jest pod nim, krzyknął na cały głos:
- Nie!!!
Policjanci z korytarz natychmiast wbiegli do środka. Michalski z Witkiem nie znali jego syna, ale domyślili się, że to ktoś bliski dla Markowskiego. Zaczął się trząść, Witek z Michalskim próbowali go podnieść, chcąc posadzić na fotel, ale opierał się, chwile potem, stracił przytomność. Wtedy ułożyli go na fotelu i zawiadomili wszystkie niezbędne służby.
Witek nie chciał czekać, aż Markowski dojdzie do siebie, skorzystał z zamieszania, kiedy przyjechało pogotowie i umundurowani policjanci, wyszedł niepostrzeżenie z mieszkania. Czuł, że morderczyni jest gdzieś niedaleko. Kiedy wyszedł z klatki, delikatnie rozejrzał się wokoło, spoglądając na samochody, czy nikt nie siedzi za kierownicą i obserwuje. Niestety, stało ich kilka i w żadnym z nich nikogo nie było. Mogła się schować, a on nie zamierzał tego sprawdzać, zadzwonił po taksówkę, być może, ktoś za nim pojedzie, przynajmniej miał taką nadzieję. Taksówka przyjechała po pięciu minutach, ale nikt za nim nie ruszył. Powiedział, żeby się zawieść na Topolową, tam, gdzie mieszkała pani Aldona, która jakiś czas temu zniknęła. Nie spodziewał się tego, że ją zastanie, ale to był jedyny pomysł na jaki wpadł, kiedy taksówkarz zapytał, dokąd?
Oczywiście było, jak myślał, w oknach było ciemno, a w domofonie nikt się nie odezwał. Zdał sobie sprawę, że to co zrobił było idiotyczne. Jego intuicja kompletnie go zawiodła, powinien wrócić do kolegów i oficjalnie dowiedzieć się co tak naprawdę w mieszkaniu tej morderczyni zaszło. Domyślał się, że Markowski zemdlał, na widok, najprawdopodobniej, swojego syna, tylko, co on tam robił? – zaczął się nad tym zastanawiać, po chwili, domyślając się, że tak jak on ich przypadkowo zobaczył, tamtemu tez mogło się to zdarzyć, zaczął ich śledzić i…
Chwile po tych domysłach dostał esemesowe: gdzieś się podział? – To był Michalski.
- Miałem pewne podejrzenie, ale nic z tego nie wyszło, zaraz wracam – odpowiedział.
- Nie wracaj, Markowski doszedł do siebie, wszystko opowiedział, teraz po prostu ścigamy tę cizię i Szarego, musimy uruchomić całą procedurę. Nie wiem co będzie z Markowskim? Pogotowie go zabrało, ale ma straszne poczucie winy, jest kompletnie rozbity. Natomiast ty jedź do domu albo na trening, albo cholera wie, na dzisiaj kończymy – oznajmił Michalski.
- Okej – odpowiedział z ulgą, Witek, nie mając ochoty wracać do tego mieszkania, czy też na komendę.

Miał teraz straszną chandrę, ta cała sprawa toczy się nie po jego myśli, jeden wielki chaos pełen zagadek i niestety, ofiar. Znowu zamówił taksówkę, tym razem chciał wrócić do domu. W trakcie jazdy poczuł ogromne pragnienie, by się napić. Niestety nie miał sił z tym walczyć, nie miał ochoty na nic, tylko to, schlać się i na kilka godzin, zapomnieć o wszystkim. Postanowił to zrobić w domu, nie miał ochoty na żadną knajpę.



Widziała przez szybę jak kupuje alkohol, musiała poczekać na dogodny moment, tutaj był za duży ruch, najlepiej gdzieś koło jego bloku, jedna z latarni nie świeci, jest dość ciemno i pusto. - Dobrze, że ma zajętą rękę, a swoją drogą to jakiś jełop alkoholik. To niemożliwe, żeby ktoś taki obmyślił tego typu plan? – powiedziała do siebie patrząc na Witka, jak wychodzi ze sklepu. Tym razem jednak nie będzie się z nim siłować. Ten sam nóż, który zabił jej ukochanego, zrobi to z nim, tylko on zdecydowanie bardziej będzie cierpiał. Kiedy wróciły obrazy z przed paru godzin, ogarnęła ja wściekłość. Chciała wyjść z samochodu podbiec do niego i dźgać, dźgać, aż będzie po stokroć martwy. Opamiętała emocje i wyszła z samochodu spokojnym krokiem, zmierzając w stronę swej kolejnej ofiary.

- Przepraszam pana, czy ma pan ognia?
- Nie, walczę z nałogiem – odpowiedział nie zwracając na nią uwagi.
W tym momencie poczuł ogromny ból w kroczu, ale ustał na nogach. Jakimś cudem sparował pchniecie zmierzające w jego gardło, cholernie zapiekła go krawędź dłoni. Nie próbowała dźgnąć go drugi raz. Zbyt duże ryzyko, to silny facet – pomyślała i zaczęła biec w stronę swego samochodu.
Witek rzucił reklamówkę na trawnik i zaczął biec za nią. Agnieszka wiedziała, że nie da rady dobiec do samochodu, odpalić go i uciec, za krótki dystans, dała się dogonić Witkowi i przewrócić.
No i wtedy się zaczęło, szybko wyszła z jego uścisku, świetnie sobie radząc w parterze, weszła do gardy, najpierw próbując założyć mu dźwignie łokciowa, ale Witek wiedział do czego ona zmierza i poszedł nogami w przeciwna stronę. Znowu był w jej gardzie, ale tym razem uderzył ją pięścią w twarz. Trochę ją zamuliło, ale nie na tyle by się poddać. Złapała go za rękawy próbując wejść w jej ulubiona gardę pajęczą. Udało się, ale nic z tego nie wynikało, wszelkie próby założenia kolejnej dźwigni, nie udawały się. Witek wykorzystując chwilę nieuwagi, wyrwał się z jej gardy i szybko skoczył na nią przyjmując pozycję boczną, mocno dociskając do ziemi. W pewnym momencie poczuł piekący ból w okolicach żeber. Zepchnęła go z siebie, wyciągając nóż z jego ciała i unosząc nad nim chcąc zadać kolejny cios. W tym momencie dało się słyszeć pisk opon i trzask samochodowych drzwi. Spojrzała w tamta stronę i w tym momencie została odepchnięta nogą wywalając się na plecach. Oboje szybko się podnieśli i w tym momencie padł strzał, potem drugi. Agnieszka osunęła się na ziemię. Witek spojrzał na zbliżającą się postać z pistoletem. Kiedy zobaczył jej twarz zamurowało go. To była Aldona.
- Masz – powiedziała, podając mu pistolet do ręki.
- Nie rozumiem? – odpowiedział wpatrując się w nią jak w zjawę.
- Nie chcę być w to zamieszana, ty ją zabiłeś i tyle.
- To nie moja broń, swojej nie zdążyłem wyciągnąć.
- Nie ważne, wyrwałeś jej z ręki i …
- Skąd się tu wzięłaś, nic z tego nie rozumiem?
- Teraz zadzwoń na pogotowie i do swoich kolegów, jak emocje opadną, spotkamy się i wszystko ci opowiem – powiedziała i szybkim krokiem poszła w stronę samochodu.

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”