• Nasze rekomendacje
  •  
    UWAGA!
    JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
    [email protected]
    PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
     
  • Słup ogłoszeniowy
  •  
    Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
    Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.

    Benjamin Franklin

    UWAGA!
    KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!

    Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
    A oto wyniki



    JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
     

Dupny papier, cz.3/4

Opowieści pisane prozą - nie powieści
ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Hardy
Posty: 1354
Rejestracja: 06 sie 2017, 14:32
Płeć:

Dupny papier, cz.3/4

#1 Post autor: Hardy » 18 lis 2022, 13:07

cd.
---
Przykucnął i przypatrzył się mojej głowie.

– Jak się czujesz? – zapytał z troską. – Niezbyt wyglądasz, chociaż łba nie rozbiłeś, prawie nie krwawisz. Wezwać pogotowie?

Nie odpowiedziałem od razu, tylko już samodzielnie spróbowałem wstać. Nogi nie zabolały. Lewa ręka też była w porządku, bolał tylko prawy bark i skroń. Lekko odetchnąłem.

– Chyba w porządku, jestem tylko trochę obity. – Głęboki oddech i odsapnięcie otrzeźwiło mnie całkowicie, przywróciło do żywych. – Dziękuję, nie będzie potrzebne. I dzięki za pomoc, poradzę już sobie.

– No, jak chcesz. Ale pójdź jednak do lekarza, nigdy nie wiadomo.

– Tak, tak. Jeszcze raz dziękuję.

Ludzie się rozeszli, zostałem sam. Dopiero teraz zacząłem odczuwać prawdziwy ból, pulsujący w prawej skroni. Jeszcze gorzej było z prawą ręką – bark zaczął mnie rwać, łokieć podobnie. Podniosłem ją jak poprzednio, udało się tylko do poziomu; na szczęście ból się nie wzmógł. „Złamane czy nie? – przebiegło mi przez głowę. – Chyba nie… kurde, nigdy nic nie miałem złamanego. Nie wiem. Mam nadzieję, że nie. Dobra, nie ma co dumać, trzeba się zbierać”.

Podniosłem z trawnika rower, aby zjechać nim na chodnik, ale stawił opór. „Co jest? Czemu nie jedzie? – przyjrzałem się. – Jasny gwint!”.

Przedni widelec był złamany tuż pod ramą roweru, między nim a szprychami obręczy tkwiła wciśnięta i wyglądająca jak gruba ósemka rolka papieru toaletowego. Od razu zrozumiałem, co się stało – w trakcie jazdy girlanda musiała zacząć obijać się o przednie koło. Kiedy gwałtownie nacisnąłem na pedały, to szprycha zahaczyła o rolkę, zabrała ją ze sobą i wcisnęła między widelec a to koło. Skutek mógł być tylko jeden i sam go boleśnie odczułem – momentalnie się ono zablokowało, widelec pękł, a pęd jazdy wyrzucił w górę i do przodu jedyne, niezamocowane na stałe „części pojazdu” – to znaczy mnie i ciężką, załadowaną torbę fotograficzną. Tyle że w torbie pękł tylko pasek, ja zaś bardzo boleśnie odczułem skutek krótkiego lotu z roweru na asfalt. Ból głowy oraz prawego łokcia i barku to już tylko efekt gwałtownego zetknięcia z twardym podłożem jezdni. Pozostałe części ciała prawie nie ucierpiały; widocznie znowu odruchowo skręciłem się w krótkim locie.

„Aale bolą! I jak mam się jeszcze zabrać do domu? – przemknęło mi przez głowę. – Ponad dwa kilometry na Strzemięcin, część pod górę. Bark boli, ręki nie mogę zbytnio podnieść, w głowie jeszcze huczy… ale to pal diabli. Gorsze, że będę musiał prowadzić ten cholerny rower! No nic, nie będę się mazgaił, trzeba spróbować”.

Wziąłem się wreszcie w garść, starając nie zwracać uwagi na ból – zamocowałem torbę na bagażniku. Wciśnięta rolka toaletowa, po kilku mozolnych próbach, dała się wyciągnąć z widelca. Obwarzanek drogocennego papieru , odkręcony z ramy kierownicy, ponownie założyłem na siebie i pchnąłem już pusty rower.

Nie ruszył, dalej stał w miejscu. Ponowne, mocniejsze pchnięcie też nie przyniosło efektu. „Co jest?! Jeszcze coś w nim siedzi?”. Przyjrzałem się i… – sacrebleu! – nie dość, że cholerny widelec pękł, to jeszcze tak nieszczęśliwie że przednie koło zablokowało się pod ramą.

Usiłowałem go odgiąć, ale niestety – koło zakleszczyło się tak mocno, że nie dało rady je obrócić. Kilka prób i wzmożonych wysiłków nie przyniosło oczekiwanego rezultatu; zrezygnowałem, zwłaszcza że trudno było wytężać siły mając jedną bolącą rękę. „No nic, jakoś się chyba dowlokę” – zdecydowałem – lewe ramię i nogi są na szczęście sprawne”.

Spróbowałem, unosząc jedną ręką przód roweru, i zacząłem wlec się w stronę domu. Bardzo niezbornie to szło. Ktoś z boku mógłby pomyśleć, że jestem cyklistą po dobrych kilku kielichach, który spróbował jazdy, wywrócił się i uszkodził welocyped, a teraz próbuje iść pieszo. Też bym tak pomyślał, gdybym był postronnym obserwatorem – lewa ręka szybko się męczyła utrzymywaniem przedniego koła w górze i jednocześnie ciągnięciem pojazdu, głowa bolała, prawa ręka też dopominała się o współczucie i utulenie w bólu, sznurek girlandy obcierał gołą skórę na ramieniu. Wszystko to sprzysięgło się przeciwko mnie i powodowało, że utrzymywałem kierunek przypominający bardziej sinusoidę niż linię prostą.
---
cdn.

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”