• Nasze rekomendacje
  •  
    UWAGA!
    JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
    [email protected]
    PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
     
  • Słup ogłoszeniowy
  •  
    Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
    Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.

    Benjamin Franklin

    UWAGA!
    KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!

    Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
    A oto wyniki



    JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
     

Zbrodnia i sen

Opowieści pisane prozą - nie powieści
ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
eka
Posty: 16787
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Zbrodnia i sen

#1 Post autor: eka » 21 wrz 2020, 10:18

Na katedrze, oparty o metalowy pręt biurowej lampki, stał tomik mordercy. Środek białej okładki anektowały trzy czarne litery tytułu. Równie intensywnie, ciut niżej, czerń znaków tworzyła literacki pseudonim mojego ucznia, a dla mężczyzn siedzących w ławkach również dobrze im znaną ksywę zioma spod celi. Wzięłam tomik i podniosłam na długość wyciągniętej ręki:
– Panowie, do piór! Warto! W necie egzemplarze „Nocy” Andrzeja chodzą za trzysta, a nawet trzysta pięćdziesiąt złotych. Nobliści mogą o takich kwotach tylko pomarzyć. Miłosz i Szymborska odpadają w przedbiegach. Sława i kasa jest na wyciągnięcie ręki, spróbujcie!
– Pani profesor, a o czym pisać? Zresztą my ledwo wyrabiamy się z tym, co pani nam zadaje na weekend – jęknął Marek, syn Jeremiego. – Pracujemy od szóstej do drugiej, obiad na kuchni, kwadrans na ogarnięcie i prowadzą do szkoły.
– W dni robocze nawet nie łapiemy się na spacerniak, a na celi światło gaszą o jedenastej! – Markowi przyszedł w sukurs Antoni, syn Ryszarda, skazany za powieszenie brata.
– Okey, ale weźcie pod uwagę, że mało który literat utrzymuje się z pisania. Większość pracuje, mają rodziny na głowie i podatki do odprowadzenia. Skądś musi być brana kasa również na waszą naukę. Ejże, panowie, przecież pisarzom o wiele trudniej znaleźć czas! A wydają systematycznie, niektórzy nawet dwie książki w roku.
– Pani zawsze musi nam wypominać bycie na garnuszku, tfu, porządnych obywateli?! – z irytacją w głosie odezwał się, jak zawsze bez wstawania z ławki, nadpobudliwy, chudy rudzielec, który tak przedstawił się na pierwszej lekcji: – Jerzy, syn Romana, nieuleczalny kleptoman. Proszę nie zostawiać nic na biurku.

Kusiłam, zawalając długi, czarny blat tym co potrzebne i niepotrzebne do zajęć. A skórzanej torebki po prostu było mi wstyd zabierać na przerwę. Docenili ryzyko i zaufanie, nasze relacje od początku określiłabym jako zadowalające. Mogłam im nawrzucać, byle za prawdę. Nigdy nic nie zginęło. Honor skazanych i katedra, taa, dobry tytuł na powieść – przemknęło przez głowę.
– Jerzyk, możesz społeczeństwu spłacić dług wartościową książką! – drążyłam temat, sytuując go w kategorii: terapia wzmacniająca.
– Nie opłaca się – warknął. Jedna powieść, jeszcze nie sława. A do siedzenia nad tysiącem kartek cierpliwości nie mam. Nie ten mental, pani.
– Jedna dobra powieść lepsza od kilkudziesięciu wymęczonych i za chwilę zapomnianych. Pamiętacie „Buszującego w zbożu” Salingera? Albo „Wichrowe Wzgórza” Brontë? A na pewno, bo gorąca dyskusja tu była, szokującą relację piętnastoletniej Christianny „My, dzieci z dworca ZOO”, spisaną przez dziennikarzy. Wszyscy ci pisarze są autorami jednej książki. Dostojewski ma też niewiele powieści w dorobku. Panowie, kto sprawdzi ile?

Jakże przyjemnie dla belferskiego ucha zaszeleściły kartki podręczników.
– Dziesięć! – krzyknął Antek, aktualny prymus.
– No widzisz Jerzy? – raptem dziesięć, a sława wieczna. A najbardziej znana to?
Niemal wszystkie ręce podniosły się do odpowiedzi. Dwa tygodnie temu miałam pietra, przystępując do analizy „Zbrodni i kary”. Niepotrzebny stres, poszło jak w normalnej szkole. Wiedzieli, czym jest dobro i zło. Żaden nie próbował usprawiedliwiać Raskolnikowa, przynajmniej w mojej obecności.
– Dzisiaj kończymy omawianie, a pod koniec zajęć poznacie temat rozprawki, uwaga, do oddania najpóźniej za tydzień, czyli w kolejny czwartek.
Cichy jęk rozległ się po sali, lecz żaden głośno nie zaprotestował. Wiedzieli, że testy i pisanie prac traktowałam śmiertelnie poważnie, jak absolutnie konieczny trening przed biegiem do maturalnej mety.
– Przemku, podejdź tablicy.
Najstarszy uczeń w klasie, siwiejący syn Adama, pięćdziesięciolatek, szybko podniósł się z krzesła. Sam z siebie nigdy nie zabierał głosu, wyłącznie groźba jedynki aktywizowała jego narządy mowy, ale na tablicy pisał chętnie i o niebo staranniej ode mnie.
Do końca odsiadki brakowało mu dekady. I raczej nie miał szans na wokandę ze względu na drastyczność popełnionej zbrodni. Zadźgał i poćwiartował swoją dziewczynę, kiedy odeszła, by związać się z innym.
Miał zawsze chłodne, zdystansowane spojrzenie. Teraz z kredą w dłoni spokojnie stał przed tablicą. Chwile mijały, a Przemo nie reagował, cisza go nie deprymowała. Android, nie człowiek, kuźwa. Przewracałam więc dalej kartki rozkładu nauczania, udając, że szukam tematu dzisiejszej lekcji.
– Pisz! Motyw snu w „Zbrodni i karze” – rzuciłam z wyczuwalną irytacją w głosie. Może ostry ton, a może nieprzychylne spojrzenie, jakie mu posłałam, sprowokowały pytanie:
– Chce pani wiedzieć, o czym ja śniłem po wszystkim?
Oczy miałam pewnie jak spodki, bo uśmiechnął się nieznacznie i omiótł spojrzeniem pozostałych czternastu kolegów.
– Wy też chcecie? Mam mówić?

Tu się nie mówiło o swoich czynach skutkujących wyrokiem, co najwyżej z rzadka rzucało cyfrą paragrafu. Długo nie wiedziałam, zresztą wiedzieć nie chciałam, za co siedzą. Znajomość ich przewin i zbrodni akurat nie ułatwiała nauczania, wręcz odwrotnie. W szkole za murami osadzeni pragnęli normalności, zatarcia piętna czynów choćby na kilka godzin. My z wolnego świata też. Niepisany, wewnętrzny regulamin był honorowany przez obie strony. Jedynie gady, tak między sobą określali mundurowych, nie stosowały się do niego. Służba z własnej inicjatywy informowała, kogo przyszło nam uczyć.
Ściszyłam głos:
– Naprawdę chcesz, Przemku?
– Tak.
– Chuju złamany, nie będę tego kurwa słuchał! – wrzask, przewrócone krzesło i huk kopniakiem zatrzaskiwanych drzwi określiły stopień wzburzenia kleptomana, który po pijaku zabił troje dzieci, wjeżdżając na przystanek.
Oniemiałam, do tej chwili w mojej obecności żaden nie pozwolił sobie na wulgaryzm lub samowolne wyjście z klasy. Wahałam się, czy mam biec za uciekinierem, czy bez zawiadamiania oddziałowego normalnie, jakby nic wyjątkowego nie zaszło, kontynuować lekcję.
– Pani się nie denerwuje, odpali się w kiblu i wróci – powiedział, podnosząc krzesło zbiega, najmłodszy w klasie, dziewiętnastoletni Adrian, syn Krzysztofa, mój nowy uczeń. Drugą klasę ukończył w zakładzie poprawczym o zaostrzonym rygorze.
– Adrian, sprawdź, gdzie poszedł i zaraz mi tu wracaj! – poleciłam, zdenerwowana niczym debiutantka w roli wychowawcy.

Miałam nadzieję, że po gwałtownej reakcji Jerzego przeszła mu ochota na zwierzenia. Zresztą... tak naprawdę to przede wszystkim bałam się własnych emocji, rzuciłam więc szybko:
– Kto przypomni treść pierwszego snu Raskolnikowa?
Ale Przemo nie odpuścił:
– To była najgorsza rzecz, jaka mnie w życiu spotkała, wie pani, jak to jest bać się zasnąć?
Milczałam. Bez pardonu wrzucił w ciszę nasyconą obawą i chorą ciekawością. Odwlekając decyzję, patrzyłam na zakratowane okno osłonięte blendą. Szarość powoli wytrącała lęk.
– Nie wiem, powiedz, ale...
– Spokojnie, nie powiem tego, czego akurat się pani boi. Mogę?
Miałam nadzieję, że oszczędzi drastycznych szczegółów. Bo niby jak miałabym zareagować? Śmieszną w tej sytuacji belferską reprymendą? Świętym oburzeniem? Impuls pchnął mnie na koniec sali, gdzie poczułam się bezpieczniej. Teraz przed sobą miałam plecy uwięzionych i pytającą twarz syna Adama.
Skinęłam głową.
– Kiedy skończyłem z Elwirką, zadekowałem się na daczy byłego szefa. Wyleciał z żoną na dwa miesiące do Stanów. Na legalu wszedłem, dał klucze, żeby podlewać trawnik i grządki. Zgromadziłem żywność, kilka wagonów fajek i trochę wódy. Miałem tam spędzić kilka dni, aż do czasu wywiezienia z kraju przez kumpla, tirowca. Był w szoku, kiedy zapukałem wieczorem i powiedziałam, że ukatrupiłem Elwirę. Ale zrozumiał, jego też zdradziła i rzuciła baba, wcześniej czyszcząc wspólne konto do zera. Suka nie żona.
Niestety, zmienili mu grafik, kurs do Mediolanu był dopiero pod koniec miesiąca, więc musiałem czekać. Umówiliśmy dzień i godzinę spotkania niedaleko od jego bazy. Z Mediolanu miałem lecić do Tunezji, gdzie mieszkał wujo, a stamtąd...
Przerwał, do klasy wszedł Adrian.
– Juras powiedział, że zaraz wróci, a oddziałowego nie ma na korytarzu – uspokoił.

– Stamtąd chciałem przedostać się do RPA, na drugi koniec świata. Naiwny to był plan, teraz wiem. Pierwszego wieczoru nie mogłem zasnąć, przewracałem się z boku na bok. O trzeciej w nocy padłem na wyro. Dwie godziny później byłem strzępem samego siebie. Serce mi waliło, ręce drżały, sen był straszny. Ale to tylko sen, wiadomo – mara, tak wtedy pomyślałem. Bałem się bardziej tego, że już znaleźli Elwirę i mnie szukają. Piłem i nie pamiętam, kiedy ponownie zasnąłem. Kilka godzin na pewno minęło.
Sen wrócił. Znowu wychodziłem z mojego mieszkania na ciemną klatkę. Zupełnie pustą ulicą dotarłem na przystanek, i tak jak poprzednio od razu podjechała piątka. Nikogo w środku nie było. Wsiadłem i zaczęło robić się dziwnie. Autobus stanął przy parkowej fontannie, a z tego miejsca jest może ze sto metrów, tak prosto przez park, do domu Elwiry. Kierowca kazał wysiąść.
Chciałem uciec, lecz nogi nie słuchały. Szły same i już widziałem werandę, i matkę Elwiry na wózku. Od wypadku była sparaliżowana od pasa w dół. Patrzyła na mnie bez wyrzutu, ale z takim smutkiem, że rozrywało od środka. Ze wszystkich sił chciałem odwrócić głowę. Na nic, jakby ktoś włożył w imadło. Nawet powiek nie dało się zamknąć. Musiałem patrzeć prosto w te oczy. To było jak...
Zamilkł. Przejechał obiema rękami po wciąż bujnej czuprynie, nasyconej srebrnymi nitkami. Zaraz potem pojawił się charakterystyczny dźwięk wyłamywanych palców, niczym seria szybkich i krótkich strzałów.

– I po każdym zaśnięciu mój koszmar się powtarzał. Wytrzymałem ponad dwie doby bez snu. Po raz pierwszy od wielu lat zacząłem się modlić, ale nic to nie dało. Wariowałem, te blizny – odsłonił rękaw koszuli – są mi pamiątką.
Dziesięć dni po śmierci Elwiry, poszedłem na żywca. Chciałem jej matkę błagać o wybaczenie, ale gdy dotarłem, nikogo nie było, parę razy obszedłem wszystkie okna, długo waliłem w drzwi.
Zauważył mnie sąsiad i zadzwonił po psy. Było trzeźwienie, później zeznania na dołku. I wielka ulga. W areszcie sen mi odpuścił. Mam nadzieję, że już nigdy... Na rozprawie ani razu nie spojrzałem na matkę Elwiry, nie byłem w stanie, przeprosiłem ją, patrząc w okno. To trudne... wiem, za co tu jestem, godzę się na wszystko, zasłużyłem. Zakaszlał. Mogę wyjść do toalety, pani profesor?
– Idź.
W drzwiach zderzył się z Jerzym, prowadzonym przez oddziałowego.
– A ten miał pani zgodę na wyjście z klasy? – zapytał mundurowy, wskazując na Jurka.
– Miał panie oddziałowy, miał.
– Jest prośba. Mogłaby pani skończyć lekcję już teraz? Szef dzwonił, że jestem potrzebny do zmiany. Jutro mogę ich odprowadzić pół godziny później.
– W porządku, mi pasuje. A wy – zwróciłam się do klasy – zróbcie notatkę o snach Raskolnikowa, jutro sprawdzę!
Wiedziałam, że ich nie ocenię, bo pozalekturowa historia syna Adama zadziałała na pewno mocniej, niż by to zrobił, mógł zrobić, najstaranniej omówiony wątek oniryczny.
Z tą pewnością, gdy ucichły kroki na korytarzu, zamykałam na klucz wysoką kratę.

szczepantrzeszcz
Posty: 554
Rejestracja: 28 lis 2016, 22:03

Zbrodnia i sen

#2 Post autor: szczepantrzeszcz » 22 wrz 2020, 09:44

Pierwsze pytanie, jakie sobie zadałem, to czy jest możliwa lekcja polskiego w gronie osób z bardzo ciężką przeszłością.

To nie było dobre pytanie.

Taka lekcja jest możliwa... jak wszystkie nieprawdopodobne zdarzenia których świadkami jesteśmy na co dzień. Problem, że do punktu, w którym zaczynasz opko, trzeba dojść. Nie można go pominąć. Spróbowałbym retrospekcją. Rozmyślania pani-od-polskiego, można w nudnym domowym zaciszu, wspominającej epizody które ukształtowały zaufanie pomiędzy kobietą... no właśnie, jaką kobietą? ... które ukształtowały zaufanie pomiędzy kobietą, a pensjonariuszami domu niespokojnej młodości. Nie zapomnij wpleść w owe rozważania motywów ze zbrodni i kary.

To jest dobry temat, jednak formy innej potrzeba. Czy takie opowiadamie można zmieścić na kilu stronach? Można, ale po co?

Korycka
Posty: 13
Rejestracja: 20 wrz 2020, 07:27

Zbrodnia i sen

#3 Post autor: Korycka » 22 wrz 2020, 16:22

Podobało mi się. I to nawet bardzo. Tekst ciekawy, z tempem. Warta uwagi jest też umiejętność przywołania atmosfery przebywania wśród tzw. git-ludzi poprzez używanie więziennego slangu. Nie zgodzę się z moim przedmówcą, że do opisywanej sytuacji konieczne jest dojście. W trakcie przebiegu opowiadania wszystko po kolei się rozjaśnia i to, że czytelnik sam do tego dochodzi jest dodatkową zaletą. Błędów właściwie nie widziałam, no, może jakieś ze dwie literówki, niegodne nawet wzmianki.
Ogólnie jest bardzo dobrze. :)
Pozdrawiam serdecznie.

Awatar użytkownika
eka
Posty: 16787
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Zbrodnia i sen

#4 Post autor: eka » 22 wrz 2020, 19:36

Bardzo dziękuję za opinię, Szczepanie. Niezwykle interesujące są zagadnienia, które zawiera.
Pierwsze:
szczepantrzeszcz pisze:
22 wrz 2020, 09:44
Taka lekcja jest możliwa... jak wszystkie nieprawdopodobne zdarzenia których świadkami jesteśmy na co dzień. Problem, że do punktu, w którym zaczynasz opko, trzeba dojść. Nie można go pominąć.
Od dłuższej chwili myślę - dlaczego? Dajesz wskazówkę w postaci retrospekcji, ale nie napisałeś czemu jakiś prolog, przedakcja jest opowiadaniu niezbędna.
Hm.
Aż sięgnęłam po kilkanaście książek z półek... wśród losowo wybranych (gniotów i popkulturowych nie kupuję) tzw. wstępem wykazało się 8, a wprowadzenia nie miało 5 pozycji.
Żeby nie być gołosłowną:

"Bernardo:
Kto tu?
Francisko:
Nie, pierwej ty sam mi odpowiedz; Stój, wymień hasło!
Bernardo:
"Niech Bóg chroni króla."
Francisko:
Bernardo?
Bernardo:
Ten sam.
(Hamlet)

I wtedy zobaczyłem Wahadło.
Ruchoma kula na końcu długiego sznura umocowanego do sklepienia chóru z izochronicznym majestatem i rozmachem przemierzała swój szlak.
(Wahadło Foucaulta - U. Eco)

Czy mogę zaproponować panu swoje usługi, jeśli nie wyda się to panu natręctwem? Obawiam się, że szanowny goryl, który czuwa nad losami tego lokalu, nie rozumie pana. Mówi tylko po holendersku.
(Upadek -A. Camus)

Alicja miała już dość siedzenia na ławce obok siostry i próżnowania. Raz czy dwa razy zerknęła do książki, którą czytała siostra. Niestety, w książce nie było obrazków ani rozmów. "Acóż jest warta książka - pomyślała Alicja - w której nie ma rozmów ani obrazków?"
(Alicja w Krainie Czarów - L. Carroll)

Drogi i nocy nie było końca. Dopiero nad ranem Heindl dowlókł się po roztopach do Trójnoga i namacawszy w chacie okno zastukał. Gorące czoło dotknęło szyby, mówił: Otwórz, nie bój się, Otwórz, nie ma się nad czym zastanawiać. Bo żebyś potem nie żałował; zachowujesz się, jakbyś nie zdawał sobie sprawy z tego, co zaszło."
(Czarny potok - L. Buczkowski)

Brak, jak widać, elementów ułatwiających czytelnikowi osadzenia w konkrecie miejsca i czasu akcji, tudzież śladowej przeszłości postaci.

Drugie zagadnienie, które wprowadzasz:
szczepantrzeszcz pisze:
22 wrz 2020, 09:44
To jest dobry temat, jednak formy innej potrzeba. Czy takie opowiadamie można zmieścić na kilu stronach? Można, ale po co?
Byłabym wdzięczna za podpowiedź. Jaka forma byłaby właściwa?
Ostatnie pytanie (retoryczne?) niemiernie zaciekawiło.
Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję za przeczytanie i uwagi.

:kofe:

Awatar użytkownika
eka
Posty: 16787
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Zbrodnia i sen

#5 Post autor: eka » 22 wrz 2020, 19:42

Korycka pisze:
22 wrz 2020, 16:22
W trakcie przebiegu opowiadania wszystko po kolei się rozjaśnia i to, że czytelnik sam do tego dochodzi jest dodatkową zaletą.
Uff... bardzo mnie to cieszy, miss Korycka:)
Dziękuję serdecznie.

:kofe:

Awatar użytkownika
lczerwosz
Posty: 9449
Rejestracja: 31 paź 2011, 22:51

Zbrodnia i sen

#6 Post autor: lczerwosz » 22 wrz 2020, 21:16

eka pisze:
21 wrz 2020, 10:18
– Przemku, podejdź tablicy.
brakuje do
eka pisze:
21 wrz 2020, 10:18
Z Mediolanu miałem lecić do Tunezji
lecieć
Dla mnie porażające. Wiem, uczniowie nigdy nie są niewinni, dzieci i młodzież zawsze psoci i ma swoje tajemnice. A ci przerośnięci paradoksalnie nie mają wiele do ukrycia, psy wszystko rozszczekają. Największe tajemnice to emocje, prawdziwe emocje. Wiem, niektórzy z dysfunkcjami mentalnymi, charakterologicznymi. Ale, może to czynnik boski, nie ludzki, z normalnym sumieniem, poczuciem dobra i zła.
Akcja krótka, ale warka, zaciekawiająca. Ale najciekawsze było to ukryte, prawdziwe przeżycie. Gdybyśmy zawczasu wiedzieli, jak nieopłacalne jest zło, byłoby na świecie lepiej?

szczepantrzeszcz
Posty: 554
Rejestracja: 28 lis 2016, 22:03

Zbrodnia i sen

#7 Post autor: szczepantrzeszcz » 22 wrz 2020, 21:50

Eko, na profesjonalne wskazówki nie licz, bo ja nie dysponuję odpowiednią wiedzą w temacie. Moje uwagi mogą się kojarzyć z książką życzeń i zażaleń (kiedyś coś takiego obowiazkowo było w sklepach), czasami coś wnoszą, czasami nie.

Dlaczego do punktu, w którym zaczynasz opko, trzeba dojść? Głownie ze względu na środowisko, które opisujesz. Tekst, który czytałem przypomina pod tym względem słynne opowiadanie "Skazani na Shawshank" Pana Stefana Kinga. Opowiadanie świetne, co tu dużo gadać, jednak podczas lektury odnosiłem wrażenie idealizowania ludzi, którzy mają bardzo wiele na sumieniu. Czytając "Zieloną Milę" nie miałem już takiego wrażenia. To duża sztuka nie idealizować i zobaczyć człowieka w kimś, kto dopuszczał się czynów, o których napisałaś. Taki wstęp wydaje mi się i sporym wyzwaniem, i prostym rozwiązaniem. Dlatego namawiam, aby spróbować.

PS. Uważaj, takie próby wciągają i łatwo przeoczyć moment kiedy tekst będzie wiekszy niż zamierzałaś napisać :) .

Awatar użytkownika
eka
Posty: 16787
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Zbrodnia i sen

#8 Post autor: eka » 23 wrz 2020, 18:08

szczepantrzeszcz pisze:
22 wrz 2020, 21:50
jednak podczas lektury odnosiłem wrażenie idealizowania ludzi, którzy mają bardzo wiele na sumieniu. Czytając "Zieloną Milę" nie miałem już takiego wrażenia
Primo, do Mistrza dzielą lata świetlne, w życiu nie doskoczę:)
Secundo... naprawdę idealizuję :myśli: jak, gdzie... ciekawe w czym.
szczepantrzeszcz pisze:
22 wrz 2020, 21:50
Uważaj, takie próby wciągają i łatwo przeoczyć moment kiedy tekst będzie wiekszy niż zamierzałaś napisać
Zamiar to cykl krótkich opowiadań. Nic mi nie będzie;)

Awatar użytkownika
eka
Posty: 16787
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Zbrodnia i sen

#9 Post autor: eka » 23 wrz 2020, 18:15

lczerwosz pisze:
22 wrz 2020, 21:16
Największe tajemnice to emocje, prawdziwe emocje. Wiem, niektórzy z dysfunkcjami mentalnymi, charakterologicznymi. Ale, może to czynnik boski, nie ludzki, z normalnym sumieniem, poczuciem dobra i zła.
Akcja krótka, ale warka, zaciekawiająca. Ale najciekawsze było to ukryte, prawdziwe przeżycie. Gdybyśmy zawczasu wiedzieli, jak nieopłacalne jest zło, byłoby na świecie lepiej?
Absolutna zgoda. Co tak naprawdę nas napędza - emocje. Dlatego do katastroficznych wizji z panującymi nad ludzkością robotami podchodzę co najmniej sceptycznie.

Sumienie to jedna z najciekawszych spraw na tym świecie, od początku XVII wieku toczy się poważny dyskurs. Skąd geneza?
Normy kulturowe czy Coś od człowieka nieporównywalnie większe?
Pięknie dziękuję Leszku za opinię i refleksje.

szczepantrzeszcz
Posty: 554
Rejestracja: 28 lis 2016, 22:03

Zbrodnia i sen

#10 Post autor: szczepantrzeszcz » 23 wrz 2020, 20:42

eka pisze:
23 wrz 2020, 18:08
Primo, do Mistrza dzielą lata świetlne, w życiu nie doskoczę:)
:) ...i lepiej nie probować. Doskakiwanie sprawia, że można o sobie zapomnieć, a to już strata i dla duszy i dla słowa, które mogło być napisane, a zagubiło się w próbach... no właśnie, w próbach czego.


Nie, nie Ty idealizujesz, tylko Mistrz Stefan idealizował. Niewiele trzeba, abym odniósł wrażenie, że ktoś idealizuje mordercę, stąd takie sugestie, a nie inne. Możesz śmiało uznać, że namawiając do napisania wstępu, idę na łatwiznę. Dobro tkwi w każdym. Pokazanie chwili, kiedy błyśnie Bóg z człowieka to atrybut tekstów, które poruszają najbardziej. Niezły w te klocki był Sven Hassel - ponura wojenna literatura - nie polecam.

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”