• Nasze rekomendacje
  •  
    UWAGA!
    JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
    [email protected]
    PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
     
  • Słup ogłoszeniowy
  •  
    Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
    Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.

    Benjamin Franklin

    UWAGA!
    KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!

    Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
    A oto wyniki



    JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
     

Rysunek - Opowiadania beskidzkie

Opowieści pisane prozą - nie powieści
ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
szczepantrzeszcz
Posty: 554
Rejestracja: 28 lis 2016, 22:03

Rysunek - Opowiadania beskidzkie

#1 Post autor: szczepantrzeszcz » 24 kwie 2019, 12:45

Ciąg dalszy Pieskiego życia. Tym razem będzie wyłącznie o problemach ludzi i to o problemach takich ludzi, którzy potrafią więcej zobaczyć.


Rysunek
Bieszczady, czerwiec 1995


— Trzymaj psa! — krzyknął Poeta, jednak było za późno. Reksio, ujadając, ruszył gwałtownie w stronę niewielkiej postaci, która stanęła w bramie.

— A siedź ty spokojnie, bo jajko zaraz zniesiesz — Markuch się tylko roześmiał. — Nie widzisz, kto to?

Poeta popatrzył dokładnie. Dzieciak wydał mu się znajomy. Dobrze znajomy. Na pewno nie była to latorośl małpoluda — młody Markuch miał kilka lat więcej i przerósł już ojca, tymczasem chłopak w bramie wyglądał na dziesięć-dwanaście lat. Nie ulegało jednak wątpliwości, że młodzian czuje się w obejściu doskonale, a Reksio, zamiast rozszarpać przybysza, przejawia nienormalną ochotę do zabawy i wygląda znacznie łagodniej niż przed chwilą.

— Młody Majchrzak — zawołał bimbrownik. Nie poznajesz?

— W rzeczy samej. — W leniwym mózgu Poety wreszcie uchyliła się właściwa klapka. Rozpoznał Jasia. — Mocno się zmienił przez dwa lata. Co, znowu z domu nawiał?

— Chy, chy, chy — Markuch zarechotał w charakterystyczny, obleśny sposób. — Stary już się chyba przyzwyczaił, że mały ciągle po górach łazi. Przyzwyczaił się nawet, że do mojej zagrody czasami zagląda. Jedyne, do czego się przyzwyczaić nie może, to że mały do szkół serca nie ma. Uczyć się nie chce.

— Coś wiem na ten temat.

Dwa lata temu, podczas wizyty w domu Majchrzaków, połączonej, jak zwykle, z transportem kontrabandy, Poeta został zatrudniony w roli korepetytora. Pan Karol, szanowany w okolicy hurtownik (i jeszcze bardziej szanowany paser), przeżywał kolejny okres załamania nerwowego, związany z ocenami i sprawowaniem najmłodszej latorośli. Wytłumaczenie upartemu bachorowi kilku zawiłości matematycznych okazało się bajecznie proste — chłopak był lotny i ciekawy świata, jednak w wyniku ubocznej dyskusji, jaka wówczas miała miejsce, korepetytor zaczął się zastanawiać, czy nie powinien porzucić budownictwa, które studiował z coraz mniejszym zapałem, a zamiast tego pogłębić swoją wiedzę w dziedzinie filozofii. Dzieci, młody Majchrzak w szczególności, miały dziwną skłonność do zadawania trudnych pytań, zwłaszcza tym, którzy na trudne pytania nie lubią odpowiadać.

— U Majchrzaków żałoba — mruknął Markuch. — Roman, wuj starego Majchrzaka zmarł. Teraz nasz Karolek najstarszy i najważniejszy w rodzinie.

Młodszy syn Karola podchodził niespiesznie. Niewielki plecak nonszalancko zarzucił na lewe ramię. Na prawym niósł pokaźny tubus. Żuł gumę i co jakiś czas robił balony. Poeta delikatnie spojrzał okiem Poety, próbując ustalić, czy w tubusie są już niedokończone (jak zwykle) rysunki, czy młody przybył do Markuchowego obejścia, aby popracować w sprzyjających warunkach. Umiejętność szybkiego wyszukiwania sprzyjających warunków jedenastoletni Jan Majchrzak miał we krwi. Sztukę uciekania z domu opanował do perfekcji. Dziwne nie było. Od najmłodszych lat uważał się za artystę i trzeba było przyznać, że natura nie poskąpiła mu ani talentu, ani fantazji.

Tym razem opłacało się spojrzeć okiem Poety. Rysunków nie zobaczył, zobaczył za to twarz dziewczyny (przypominała Dorotę, starszą o czternaście lat siostrę Jasia). Stała w oknie, po którym spływały krople deszczu. W jej oczach odbijały się błyskawice. Wiele wskazywało, że ostatnimi czasy Jasio dostał od apodyktycznej siostrzyczki ciężki opieprz. To, że wszystko zobaczył tak, a nie inaczej, jednoznacznie świadczyło, że gówniarz ma poprzestawiane w głowie.

Poeta lubił Jasia Majchrzaka.

* * *

Markuch zniknął za węgłem. Każdy ma swoje sprawy. Nie można cały dzień siedzieć i gadać. Poeta pomyślał, że jemu również czas w drogę. Chwilę później przestał myśleć. Jasio oparł dziwną konstrukcję, coś w rodzaju sztalug, o drzewo i wyciągnął niedokończone dzieła.

Poeta wiedział, co za chwilę zobaczy.

Twarz dziewczyny nie była ładna urodą, która każdemu facetowi kazałaby się obejrzeć niezależnie od okoliczności. Była ładna urodą, którą każdy facet zapamięta po jednym krótkim spojrzeniu i przypomni sobie w najbardziej nieoczekiwanej chwili. Podobieństwo do Jasiowej siostry Doroty można było zauważyć, jednak w miarę uzupełniania rysunku wyobraźnia małego zmieniała rzeczywistość, którą pewnymi pociągnięciami ołówka, a potem kredki, przenosił na papier. Twarz ulegała metamorfozie. Po kilku minutach była nieco ładniejsza, siostrę przypominała mniej, za to bardziej kogoś, kogo Poeta też już kiedyś spotkał. Nie mógł sobie przypomnieć kiedy i gdzie, ale był pewien, że taką kobietę widział i z taką kobietą rozmawiał. Osoba na rysunku była starsza od Doroty. Stała w oknie, po którym spływały krople deszczu. W jej oczach odbijały się błyskawice i problemy dużego kalibru.

— Znowu dostałeś opieprz od Dorotki? — Prowokacja była najlepszym sposobem, aby usłyszeć od Jasia coś wymijającego, ale zawsze ciekawego.

— Poeto — zaciamkał dzieciak, żując gumę — przecież sam wiesz, że kobiet zrozumieć nie można. — Mentorski ton w zestawieniu z wiekiem młodego dawał efekt piorunujący i był tym, co Poeta lubił najbardziej.

— Wiem — odparł, patrząc w stronę Otrytu. — Teraz wiem lepiej niż kilka lat temu. Ożeniłem się.

Chwilę później pożałował swoich słów. Artysta malarz zakrztusił się gumą do żucia i zeszło dobre pięć minut, zanim przyszedł do siebie.

— Prze... prze... przecież sam mówiłeś. — Wreszcie zaczął łapać oddech. — Nie wolno mieszać piwa z sokiem... a... a...

— A miłości z małżeństwem — dokończył Poeta. — Kto, jak kto, ale ty najlepiej wiesz, że gdyby robić tylko to, co wolno, świat zawaliłby się w miesiąc.

Siła argumentu musiała być znaczna, bo Jasio nie tylko złapał oddech, ale odzyskał wewnętrzną równowagę. Zaczął grzebać w plecaku, nerwowo wyrzucać kredki i ołówki.

— Cholera, niebieskiej kredki nie mam.

— Tutaj jest. — Poeta podniósł z ziemi i podał małemu.

— Nie, nie błękit. Granat być musi. Ona spogląda tam, gdzie wszystko jest na niebiesko, ale inaczej.

— Dlaczego jest na niebiesko? — Pytanie zabrzmiało jakoś tak niewyraźnie. Poeta poczuł jak robi mu się dziwnie zimno.

— Nie wiem dlaczego, ale wiem, że musi być na niebiesko. Tak jakbyś patrzył w świetle księżyca, tylko zimniej.

— Kto to jest?

— Też nie wiem. Spotkałem ją kiedyś w Ustrzykach. Pytała mnie, czy był już autobus. W pierwszej chwili myślałem, że jakaś stara baba do mnie mówi, ale jak lepiej popatrzyłem, to widziałem właśnie taką... to znaczy trochę podobną. Chwilę później zrobiła się bardzo zła, chociaż niczego po sobie nie pokazała, zupełnie jak Dorota.

— A była podobna do Doroty?

— Na początku bardzo, ale im dłużej spoglądałem, tym mocniej widziałem różnicę. Właśnie tę różnicę już kilka razy próbowałem namalować. Ciągle nie wychodziło. Dopiero przedwczoraj...

Mały zawahał się. Rzadko można było zobaczyć poważnego Jasia. Przestraszonego można było zobaczyć jeszcze rzadziej. Takiego Jasia, który nie wiedział, jak powiedzieć, Poeta oglądał pierwszy raz w życiu.

— Tydzień temu — zaczął ostrożnie — byliśmy w szpitalu u wujka Romka. Wtedy to się stało... no wiesz... jak byliśmy, on umarł. I właśnie wtedy zrozumiałem.

— Co zrozumiałeś?

— Że ona, kobieta na przystanku, spoglądała tam, gdzie żyjący już nic nie mogą zobaczyć.


Lublin, kwiecień 2019

Awatar użytkownika
eka
Posty: 16787
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Rysunek - Opowiadania beskidzkie

#2 Post autor: eka » 24 kwie 2019, 18:25

Artysta + góry = sukces : )
Bardzo ciekawe rozwiązanie powrotu do kobiety na przystanku.
Jasiek - wzbudza sympatię już po pierwszym o nim zdaniu.
Ogólnie i w szczegółach przesympatyczny rozdział. Nawet niedawno myślałam o pieskim życiu i proszę... doczekałam się:)
Pozdrawiam, ukontentowana w pełni:)

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”