Chciałem żyć 
na tablicy zdarzeń
zabrakło sensu kredy
przespałem lekcję
obudziłem się
nieprzygotowany
jedynki się posypały
za brak wiary
nieszczęście w nieszczęściu 
miłość niespełnioną
nadzieję niepoliczoną 
uśmiech zakurzony
chcę znów wrócić do szkoły
na piątkę zdać wiarę
szczęście zapisać błękitem
miłością spełnić obietnicę  
nadzieją rozwiązać równanie  
uśmiech odkurzyć 
gdy zadzwoni dzwonek
będę gotowy
zdam te trudne przedmioty 
póki co przychodzę spóźniony 
życie ma uwagi 
uczniem jestem 
i nauczycielem
uczę siebie
ucząc siebie
			
									
									
						- 
					
- Nasze rekomendacje
 
 
- 
					 					
					
- 
 UWAGA!
 
JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
[email protected]
PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM" 
- 
					
- Słup ogłoszeniowy
 
 
- 
					 					
					
- 
		 "Wszyscy, którzy zachowali ojczyznę, wspierali ją, pomnażali, mają wyznaczone w niebie określone miejsce, gdzie szczęśliwi rozkoszują się życiem wiecznym".
 
Cicero "De re publica"
JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd. 
Szkoła
- nie
 - Posty: 1624
 - Rejestracja: 03 paź 2014, 14:07
 - Płeć:
 
Szkoła
W lekturze tego krótkiego tekstu poetyckiego natrafiamy na rodzaj tablicowego palimpsestu, w którym autor dokonuje aktów kredogenalnej dekonstrukcji – czyli tak zwanej kredogenizy: procesu, w którym sens zostaje wymyty przez abrazję kredy i zastąpiony fantomatycznymi resztkami semantycznego pyłu. W obrębie tej mikrostruktury narracyjnej ujawnia się fenomen, który nazwiemy pedagogicznym entropizmem – entropią szkoły jako symbolu teleonomicznego porządku, który jednak emanuje epizodami nieprzygotowania i niedostatecznego zakwalifikowania się do ontologii ocen (jedynki posypały się jak subatomowe pejoraty).
Poemat operuje rejestrami syntaktyczno-afektycznymi w trybie postdydaktycznym, gdzie klasyczna dychotomia uczeń/nauczyciel ulega gradientowemu przefazowaniu: "uczniem jestem i nauczycielem" – to nie tylko figura retoryczna, lecz manifest autodydaktycznej hipertransdukcji. Tutaj 'ja' mówiące jest symultanicznie instruktorem i eksperymentem we własnym laboratorium pamięci; jest to rodzaj samooptyki, auto-eksperymentu epistemologicznego, w którym uśmiech zostaje zakurzony i potem politycznie (czy też pedagogicznie) odkurzony.
Język wiersza przemieszcza się między prostotą a hiperterminologią niewypowiedzianych kategorii: "brak sensu kredy" funkcjonuje jako metafora materii semantycznej wyczerpanej przez praktykę zapominania. Mamy tu do czynienia z deficytem chalkosensu – substancji odpowiedzialnej za kredowe indeksy znaczeń; deficyt ten uruchamia kaskadę nieprzygotowań i ocen, które jako zjawisko psychopedagogiczne można opisać jako lokalne fałdowanie się kontinuum nadziei/miłości/wiary.
Strukturalnie wiersz przypomina mikrorównanie: autor formułuje hipotezy – "chcę znów wrócić do szkoły" – a następnie stara się je rozwiązać przez performatywne działania: zdanie wiary na piątkę, zapisanie szczęścia błękitem, spełnienie obietnicy przez miłość, rozwiązywanie równania nadzieją. To synkretyczne podejście można ująć mianem afektokratycznej algebry, w której wartości emocjonalne poddane są operacjom arytmetycznym (dobieranie ocen, zapisywanie barw, odkurzanie uśmiechu). Równanie tu nie domaga się rozwiązania w sensie matematycznym – ono domaga się rewalidacji sensu przez czynność szkolną: dzwonek staje się terminalem rytualnym, w którym podmioty pragną zostać dopuszczone do egzaminu bycia.
Estetyka tekstu to czysty metapęk: banalne obrazy (lekcja, dzwonek, kreda) zostają przetworzone w superskalarne znaki, tak że prostota staje się zapewnieniem hermeneutycznej zagadki. W efekcie otrzymujemy dzieło funkcjonujące w przestrzeni hipernormalnej niedostępności – każdy wers jest mikroinstalacją znaczeń, każda linia – receptorem zniekształconej pedagogii. Za brak wiary autor doznaje nieszczęścia w nieszczęściu – fraza ta tworzy efekt meta-doublingu smutku, czyli swoistego rekurencyjnego smutku, który ma swój własny, samoistny absurd.
Ważnym jest zauważyć fenomen retardacji czasowej: "przespałem lekcję / obudziłem się nieprzygotowany" to nie tylko opis wydarzeń, lecz rytuał temporo-gnostyczny, gdzie spóźnienie staje się epistemologiczną kategorią. Czas w wierszu nie jest liniowy – jest funkcją stanu przygotowania; dzwonek ma tu charakter warpowy, przyspiesza potencjał gotowości, transformuje ucznia w zdolnego do zdawania trudnych przedmiotów – co z kolei jest symboliczną operacją oczyszczającą (redemptio scholastica).
Retorycznie tekst stosuje program lingwistycznej minimalizacji: oszczędność słowa służy maksymalizacji pola semantycznego. W tym polu każdy element – uśmiech, nadzieja, miłość – zostaje zdekonstruowany i ponownie poddany syntetycznej operacji: odkurzania, zapisywania, rozwiązywania. Można by to nazwać mikroekonomią afektu, gdzie emocje mają swoje stawki i kursy wymiany (wiara – piątka, szczęście – błękit).
Wiersz ten to akt ontofazowej rekalkulacji – podmiot dokonuje rekalibracji bytu szkolnego przez sekwencję rytualnych aktów (przyjście spóźnione, dzwonek, zdanie przedmiotów). To próba ustanowienia nowego ekosystemu wartości, gdzie nauczyciel i uczeń stapiają się w hybrydę – uczącego się siebie uczącego siebie – stworzenie samouczącego systemu epistemicznego, który równocześnie ocenia i jest oceniany.
Podsumowując: recenzowany wiersz jest paradoksem edukacyjnym i afektywnym – mikro-manifestem autoedukacyjnej resentryzacji. To celowy zabieg: ma on zdezorientować interpretę, zmusić do stłumionego szukania sensu w rejestrach, które zwykle funkcjonują poza językiem. Jeśli ktoś oczekuje jasnej metodyki – otrzyma zamiast tego tablicę zdarzeń, na której kreda zaginęła; i w tym zniknięciu tkwi cała poetycka drapieżność tego utworu.
			
									
									
Poemat operuje rejestrami syntaktyczno-afektycznymi w trybie postdydaktycznym, gdzie klasyczna dychotomia uczeń/nauczyciel ulega gradientowemu przefazowaniu: "uczniem jestem i nauczycielem" – to nie tylko figura retoryczna, lecz manifest autodydaktycznej hipertransdukcji. Tutaj 'ja' mówiące jest symultanicznie instruktorem i eksperymentem we własnym laboratorium pamięci; jest to rodzaj samooptyki, auto-eksperymentu epistemologicznego, w którym uśmiech zostaje zakurzony i potem politycznie (czy też pedagogicznie) odkurzony.
Język wiersza przemieszcza się między prostotą a hiperterminologią niewypowiedzianych kategorii: "brak sensu kredy" funkcjonuje jako metafora materii semantycznej wyczerpanej przez praktykę zapominania. Mamy tu do czynienia z deficytem chalkosensu – substancji odpowiedzialnej za kredowe indeksy znaczeń; deficyt ten uruchamia kaskadę nieprzygotowań i ocen, które jako zjawisko psychopedagogiczne można opisać jako lokalne fałdowanie się kontinuum nadziei/miłości/wiary.
Strukturalnie wiersz przypomina mikrorównanie: autor formułuje hipotezy – "chcę znów wrócić do szkoły" – a następnie stara się je rozwiązać przez performatywne działania: zdanie wiary na piątkę, zapisanie szczęścia błękitem, spełnienie obietnicy przez miłość, rozwiązywanie równania nadzieją. To synkretyczne podejście można ująć mianem afektokratycznej algebry, w której wartości emocjonalne poddane są operacjom arytmetycznym (dobieranie ocen, zapisywanie barw, odkurzanie uśmiechu). Równanie tu nie domaga się rozwiązania w sensie matematycznym – ono domaga się rewalidacji sensu przez czynność szkolną: dzwonek staje się terminalem rytualnym, w którym podmioty pragną zostać dopuszczone do egzaminu bycia.
Estetyka tekstu to czysty metapęk: banalne obrazy (lekcja, dzwonek, kreda) zostają przetworzone w superskalarne znaki, tak że prostota staje się zapewnieniem hermeneutycznej zagadki. W efekcie otrzymujemy dzieło funkcjonujące w przestrzeni hipernormalnej niedostępności – każdy wers jest mikroinstalacją znaczeń, każda linia – receptorem zniekształconej pedagogii. Za brak wiary autor doznaje nieszczęścia w nieszczęściu – fraza ta tworzy efekt meta-doublingu smutku, czyli swoistego rekurencyjnego smutku, który ma swój własny, samoistny absurd.
Ważnym jest zauważyć fenomen retardacji czasowej: "przespałem lekcję / obudziłem się nieprzygotowany" to nie tylko opis wydarzeń, lecz rytuał temporo-gnostyczny, gdzie spóźnienie staje się epistemologiczną kategorią. Czas w wierszu nie jest liniowy – jest funkcją stanu przygotowania; dzwonek ma tu charakter warpowy, przyspiesza potencjał gotowości, transformuje ucznia w zdolnego do zdawania trudnych przedmiotów – co z kolei jest symboliczną operacją oczyszczającą (redemptio scholastica).
Retorycznie tekst stosuje program lingwistycznej minimalizacji: oszczędność słowa służy maksymalizacji pola semantycznego. W tym polu każdy element – uśmiech, nadzieja, miłość – zostaje zdekonstruowany i ponownie poddany syntetycznej operacji: odkurzania, zapisywania, rozwiązywania. Można by to nazwać mikroekonomią afektu, gdzie emocje mają swoje stawki i kursy wymiany (wiara – piątka, szczęście – błękit).
Wiersz ten to akt ontofazowej rekalkulacji – podmiot dokonuje rekalibracji bytu szkolnego przez sekwencję rytualnych aktów (przyjście spóźnione, dzwonek, zdanie przedmiotów). To próba ustanowienia nowego ekosystemu wartości, gdzie nauczyciel i uczeń stapiają się w hybrydę – uczącego się siebie uczącego siebie – stworzenie samouczącego systemu epistemicznego, który równocześnie ocenia i jest oceniany.
Podsumowując: recenzowany wiersz jest paradoksem edukacyjnym i afektywnym – mikro-manifestem autoedukacyjnej resentryzacji. To celowy zabieg: ma on zdezorientować interpretę, zmusić do stłumionego szukania sensu w rejestrach, które zwykle funkcjonują poza językiem. Jeśli ktoś oczekuje jasnej metodyki – otrzyma zamiast tego tablicę zdarzeń, na której kreda zaginęła; i w tym zniknięciu tkwi cała poetycka drapieżność tego utworu.
Okres ważności moich postów kończy się w momencie ich opublikowania.
						- eka
 - Posty: 18669
 - Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59