Czytając (już od prawie sześciu lat) wiersze autorów publikujących swoje utwory na naszym piętrze, zauważam, że można je przypisać prawie do wszystkich nurtów polskiej literatury. Mamy - i to mnie cieszy - cały wachlarz stylów i formy. Są takie sięgające do klasycznych wzorców (np. poezja wieku dziewiętnastego, szczególnie romantyzm), są także te poszukujące własnego, zindywidualizowanego przekazu. Każdy z nich stara się wyrazić siebie, to znaczy często wyraźnie widzę zaznaczenie osobowości i głębi przemyśleń konkretnego autora.
I to jest dobre.
Nie napisałam, że wiersz elki nie jest dobry. Popatrzyłam tylko szerzej na Jej twórczość i zauważyłam emanujący z niej smutek. Jaka jest tego przyczyna, nie będę dociekać, nie mam do tego prawa, ale mam - wprawdzie dalekie, ale jednak - skojarzenie z twórczością polskich katastrofistów. I nie chodzi mi katastrofizm okaleczający, destrukcyjny (II Awangarda - vide Józef Czechowicz, znakomity, oryginalny, niestety prawie zapomniany poeta okresu międzywojnia, który tragicznie zginął w rodzinnym Lublinie pod gruzami bombardowanego miasta, już na samym początku II wojny światowej, w zaledwie 36 wiośnie życia), ale katastrofizm
inspirujący. To właśnie widzę, nie tylko w przypadku powyższego wiersza, patrz: "trzymanie się barierki" i "czyste karty", a skoro czyste, to zawsze można zacząć na nowo - tak więc w każdym z wierszy autorki widzę światełko w tunelu. Peelka, większości tekstów nie jest osobą ubezwłasnowolnioną, ma niezależny charakter, wolę walki, choć często widzi otaczający ją świat w ponurych barwach. Może taka psychiczna uroda?
elka, wybacz ten pseudoficzno-literacki wywód, ale do niego skłoniła mnie wypowiedź Leszka i Twoje nacechowane zindywidualizowanym - raczej ciemnym spojrzeniem - wiersze.
Pozdrawiam z południową
L