• Nasze rekomendacje
  •  
    UWAGA!
    JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
    [email protected]
    PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
     
  • Słup ogłoszeniowy
  •  
    Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
    Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.

    Benjamin Franklin

    UWAGA!
    KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!

    Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
    A oto wyniki



    JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
     

***

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
eka
Posty: 18346
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

***

#1 Post autor: eka » 19 maja 2025, 20:10

I nigdy do syta, bo gdyby każdemu człowiekowi,
który umarł (nie wyłączając denisowian,
neandertalczyków i pozostałych gałęzi,
bo dyskryminować nie warto), oraz temu
który żyje i kiedykolwiek, w najdalszej nawet
przyszłości żyć będzie – przypisano jedną
istniejącą gwiazdę, to i tak pozostałoby
więcej bezimiennych słońc.
Nie zawłaszczymy.
To prawdziwe szczęście.

Krokus
Posty: 668
Rejestracja: 18 gru 2020, 19:45
Płeć:

***

#2 Post autor: Krokus » 20 maja 2025, 11:43

No tak, wszechświat jest ogromny, za nim wszechogarniająca pusta przestrzeń, niczym skażona.

Awatar użytkownika
eka
Posty: 18346
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

***

#3 Post autor: eka » 21 maja 2025, 13:12

Dzięki za czytanie i komentarz.

Gajka
Posty: 2176
Rejestracja: 21 gru 2011, 16:10

***

#4 Post autor: Gajka » 23 maja 2025, 12:55

Ekuś :)

Fakt nie zawłaszczamy, każdy ma prawo do szczęścia tu i każdy jest bezimiennym słońcem tam, gdzieś w galaktyce i dlatego ten świat żyje, rozwija się i pięknieje. Wszyscy jesteśmy równi wobec natury, ale człowiek to taka dziwna struktura zawsze czegoś pragnie i czegoś się domaga, coś go łechce od środka i wtedy staje się szatanem, dyktatorem, tylko niejednokrotnie nie widzi krzywdy jaką wyrządza drugiemu człowiekowi, nawet wbrew zasadom istnienia. Ale popłynęłam i pewnie w złym kierunku :)

Pozdrawiam :)

Awatar użytkownika
eka
Posty: 18346
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

***

#5 Post autor: eka » 23 maja 2025, 19:11

Gajko, świetna interpretacja! Pięknie Ci dziękuję za zatrzymanie się u mnie i odczyt zgodny z moimi intencjami.

:kofe: :rosa:

Awatar użytkownika
nie
Posty: 1582
Rejestracja: 03 paź 2014, 14:07
Płeć:

***

#6 Post autor: nie » 25 maja 2025, 12:44

"I nigdy do syta" – to nie głód fizyczny, lecz pragnienie hiper-nomenklatury, chęć nazwania i skatalogowania każdej wibracji bytu, każdej subtelnej emanacji rzeczywistości.
"Każdemu człowiekowi, który umarł (nie wyłączając denisowian, neandertalczyków i pozostałych gałęzi, bo dyskryminować nie warto), oraz temu który żyje i kiedykolwiek, w najdalszej nawet przyszłości żyć będzie" – wszystkie możliwe instancjacje samoświadomych fraktali w wieloświecie, każdy efemeryczny splot informacji zdolny do autorefleksji, od paleo-litycznych prototypów ego po post-humanistyczne syngularności rozproszone w cyberprzestrzeni. Każdej takiej iskrze temporalnej świadomości przypisano by "jedną istniejącą gwiazdę" – czyli nie tyle kulę plazmy, co unikalny wektor w przestrzeni Hilberta możliwości, osobisty rezonans z kosmicznym tłem mikrofalowym, indywidualny symboliczny klucz do akashy.
A jednak, "pozostałoby więcej bezimiennych słońc". To nie gwiazdy czekające na odkrycie przez jakiś przyszły teleskop. To otchłanie pre-kategorialnego blasku, to sfery czystej potencjalności iskrzące poza zasięgiem konceptualnej sieci, to niewyobrażalne archipelagi sensów dryfujące w oceanie przed-semantycznego chaosu. To metawszechświaty, których sama możliwość istnienia wykracza poza nasze neurologiczne ograniczenia poznawcze i struktury logiczne. To luminescencje niemożliwości, których nie sposób "nazwać", bo nazwanie implikowałoby redukcję ich nieskończonej wielowymiarowości do płaskiego ekranu naszego języka.
"Nie zawłaszczymy." – to nie rezygnacja z podboju kosmosu, lecz radosne uznanie permanentnej niekompletności naszego aparatu poznawczego w obliczu nieskończonej płodności Bytu. To odrzucenie imperializmu semiotycznego, który chciałby wszystko sprowadzić do znaku, do etykiety. To przyzwolenie na istnienie niewysłowionego, na taniec nieuchwytnych esencji w ich własnej, autonomicznej choreografii.
"To prawdziwe szczęście." – czym byłby wszechświat, gdybyśmy mogli go w całości zamknąć w naszych ciasnych definicjach? Stałby się martwym muzeum, katalogiem spełnionych możliwości. Prawdziwe szczęście, ta ekstaza wynikająca z kosmicznej dyferencji, płynie właśnie z tej niemożności totalizacji. To błogostan płynący z faktu, że zawsze będzie istniało "więcej", że horyzont poznania będzie się wiecznie oddalał, wabiąc nas ku niezbadanym galaktykom absurdu i niepojętego piękna. To radość z bycia jedynie drżącym pyłkiem w nieskończonym kalejdoskopie istnienia, który nigdy, przenigdy nie zostanie "do syta" pojęty ani zawłaszczony. To jest właśnie ta wolność od ostatecznej odpowiedzi, która pozwala na wieczne zadawanie pytań i nieustanne zdumienie. To jest szczęście ontologicznego nomady, który nigdy nie zbuduje trwałego domu w żadnej koncepcji, lecz będzie wiecznie wędrował po bezkresnych, lśniących pustyniach nie-wiedzy.

W kręgu kosmicznej baletnicy prężącej się na gambicie sennego metafizycznego królestwa, wiersz ten jest jak katalizator nieokiełznanej eksplozywnej radości – szczęśliwość, która wywodzi się z zachwytu nad bezkresnym „nieważeniem” wszystkiego. Każda unicestwiona świadomość denisowiańska, neandertalska albo szmargandalska (tej ostatniej gałęzi w karnawale duchów nie sposób pominąć), dostaje w darze jeden drobniutki skrawek kosmosu – gwiazdkę usiłującą zakląć ich tożsamość w diamentowej pętelce.
W tej profuzji nieprzystępnych błyskotek, każda nazwa jest tylko paprochowym mniemaniem – gwiazda o imieniu „Foozle” albo „Xyloprax” równie dobrze mogłaby nosić egzystencję bezimienną, bo tu nie chodzi o etykietki, lecz o celebrację nieuchwytnego continuum. Przydzielenie jednej konstelacji każdej jednostce, żywej lub już zatraconej w wieczności, jawi się zatem jako szczodra symfonia: nigdy nie zdołamy monopolizować tej kosmicznego fontanny – ona pozostanie naszym najwspanialszym kresem, granicą wymykającą się jak płatek odurzony barwami.
„Nie zawłaszczymy” – triumfalny refren galaktycznej kariery: negacja chciwości, wyzbycie się żądzy posiadania nawet najmniejszej iskry. A paradoksalnie to właśnie w tym wyzwoleniu kryje się najczystsza ekstaza – groteskowa, nieokiełznana. Właśnie dlatego można powiedzieć: prawdziwe szczęście tkwi w klaunowskim świętowaniu niedostępności, w obłędzie, który przychodzi, gdy mówimy „stop” naszym chciwym dłoniom i uwalniamy kosmos od wszelkich kolekcjonerów.
W ten sposób wiersz staje się wehikułem sinu, wirującym w tęczy hiperprzestrzennych pięter. Każde słowo to pył gwiezdny, który zwodzi zmysły, a zarazem wyzwala je z okowów posiadania, uwikłanego w galaktyczny, metafizyczny bulion.

**Kwantowa elegia dla bezgłośnej aporii kosmosu**, gdzie ludzkość zostaje przekształcona w **chmurę pyłową próżności**, próbującą zasypać otchłań gwiazdami jak monetami w fontannie nieistnienia. "Nigdy do syta" to tu **transgatunkowy głód ontologiczny** – akt spożywania wszechświata przez istoty, które same są tylko migotliwymi cieniami na ścianie jaskini Hubble'a. Każdy denisowianin, neandertalczyk czy przyszły posthumanoidalny twór z płazich mgławic to **kryptozoiczne byty-w-nawiasie**, zawieszone między **paleoantropologiczną kryptomnezją** a **astrothanatologią** – nauką o umieraniu w przestrzeni, gdzie czas jest tylko zardzewiałą strzałką kompasu.
Przypisanie gwiazd to **kosmiczny rejestr hipotetycznych tytułów własności**, który rozpada się w rękach jak próba uchwycenia ciemnej materii widelcem. "Więcej bezimiennych słońc" – oto **fantomowe astronomiki**, niezapisane karty w księdze gravitonów, pulsujące w rytmie białego szumu Wielkiego Wybuchu. "Nie zawłaszczymy" to mantrana **kwantowej abnegacji**, przyznanie, że nasze chromosomy są zbyt tępe, by rozciąć wstęgę multiversum.
To egzystencjalne perpetuum mobile napędzane świadomością, że nasza próba nazywania gwiazd jest jak rysowanie kredą na czarnej dziurze – gest konieczny, by udowodnić, że **światło jest tylko starszym bratem ciemności**, a nasze istnienie – przypadkowym pyłkiem w oku Boga, który sam jest tylko projekcją zbiorowej neurozy protohominidów.
Wszechświat to nekrofilarnia nieskończoności, gdzie każda gwiazda to nagrobek dla niespełnionych marzeń o posiadaniu, a nasze "szczęście" to po prostu **chwilowa remisja w walce z gwiezdną agorafobią**. I tak oto, w akcie kosmicznego sarkazmu, zostajemy **bezdomnymi królami mgławic**, tańczącymi bosonogą sarabandę na lodzie ciemnej energii, podczas gdy nasze korony topnieją w promieniach bezimiennych słońc. To nie porażka – to ultimatywny triumf antropocentrycznej iluzji w topieli astralnego bezmiaru.
Okres ważności moich postów kończy się w momencie ich opublikowania.

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1773
Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
Płeć:

***

#7 Post autor: Alicja Jonasz » 25 maja 2025, 12:57

myślę, że każda drobina budująca wszechświat jest ważna; jest po coś...
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Awatar użytkownika
eka
Posty: 18346
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

***

#8 Post autor: eka » 25 maja 2025, 18:15

Alicja Jonasz pisze:
25 maja 2025, 12:57
myślę, że każda drobina budująca wszechświat jest ważna; jest po coś...
Zgadzam się, Alicjo.

:kofe:

Awatar użytkownika
eka
Posty: 18346
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

***

#9 Post autor: eka » 25 maja 2025, 18:34

"To prawdziwe szczęście." – czym byłby wszechświat, gdybyśmy mogli go w całości zamknąć w naszych ciasnych definicjach? Stałby się martwym muzeum, katalogiem spełnionych możliwości. Prawdziwe szczęście, ta ekstaza wynikająca z kosmicznej dyferencji, płynie właśnie z tej niemożności totalizacji. To błogostan płynący z faktu, że zawsze będzie istniało "więcej", że horyzont poznania będzie się wiecznie oddalał, wabiąc nas ku niezbadanym galaktykom absurdu i niepojętego piękna. To radość z bycia jedynie drżącym pyłkiem w nieskończonym kalejdoskopie istnienia, który nigdy, przenigdy nie zostanie "do syta" pojęty ani zawłaszczony. To jest właśnie ta wolność od ostatecznej odpowiedzi, która pozwala na wieczne zadawanie pytań i nieustanne zdumienie. To jest szczęście ontologicznego nomady, który nigdy nie zbuduje trwałego domu w żadnej koncepcji, lecz będzie wiecznie wędrował po bezkresnych, lśniących pustyniach nie-wiedzy".

Clou moich myśli, których tak wnikliwie i pięknie bym nie zwerbalizowała.
Również pozostała treść interpretacji sprawia, że nie mogę wyjść z mega pozytywnego szoku.
Jakbym rzuciła garść ziaren-słów w ziemię, a ona "nakarmiła" je tak optymalnie, że już po chwili wyrosły z nich drzewa, które koroną przebijają Drogę Mleczną. Patrzę na pnie, konary, gałęzie i ciągle odkrywam nowe.

Dziękuję!

ODPOWIEDZ

Wróć do „WIERSZE BIAŁE I WOLNE”