Dla mnie pisanie jest jak świadome macierzyństwo, no powiedzmy czasem może zdarzyć się chwila nieuwagi, a potem tłumacz się człowieku przez lata portalowym guru poetyckich zawiłości.
Ciekawe artykuły o związkach partnerskich matematyczno-poetyckich.
Powiedzenie, że wszystko jest matematyką mieści się w mojej teorii pojmowania świata, nawet poezjowanie zacząłem od wierszy sylabotonicznych, czyli matematycznie uporządkowanej struktury akcentowej języka.
Ale zaraz, zaraz wszystko ma swoje granice, i w tym miejscu pokłóciłem się ze sobą. Niby szczupły jestem, ale nie mogę zmieścić się w sztywnych ramach. Wyobrażasz sobie sztuczną inteligencję, jak skleja z wycinków macierzy, całek i innych rachunków prawdopodobieństwa matematyczny wzór na idealny wiersz (oczywiście z trafnym tytułem), nie to co mój wszak wielce podobny? Wyobrażasz sobie? Przecież z zazdrości by w nas oboje piorun strzelił w pogodny dzień. Duch poezji wyparował, ostał się jeno zawał serca. A jak to wieszcz wieszczył: „bez serc, bez ducha, to szkieletów ludy”.
Chyba byśmy nie chcieli dzwonić piszczelami
W części …do starości:
Niechaj, kogo wiek zamroczy,
Chyląc ku ziemi poradlone czoło,
Takie widzi świata koło,
Jakie tępymi zakreśla oczy.
Wracając do tytułu.
To mnie w poezji fascynuje, że czytający ze spokojnym sumieniem może wiedzieć lepiej, co poeta miał na myśli

Nie znam się, ale przywidzenia, to może być stan przejściowy przed przejściem. Jak sprawdzę, dam Ci znak, np. stłuczona szklanka w pustym pokoju;)
